czwartek, 16 maja 2013

16.05.2013 - Zaległy post urodzinowy - recenzja... Beatlesów!

    Zgodnie z tytułem, chcę opisać album który jest spoza mojego typowego obszaru zainteresowań muzycznych. Jest to w ogóle jedna z moich ulubionych płyt, do której często wracam (jak na razie, niestety, w postaci mp3). Aby nie skrywać dłużej tej tajemnicy podaję hasło: "Please Please Me". Nieobeznanym w muzyce śpieszę z wyjaśnieniem - jest do wydawnictwo z 1963 będące debiutem albumowym Beatlesów. Zespołu, który każdy powinien kojarzyć (lubić nie musi, nie zmuszam :>).
   Mamy tu już w pełni ukształtowany skład Wielkiej Czwórki. Nie, nie jest ot Wielka Czwórka Thrash Metalu. :) 4ka z Liverpoolu - Paul McCartney, John Lennon, George Harrison, Ringo Starr. W ciągu 9 godzin nagrali płytę którą kocham i z którą mam także niemiłe wspomnienia (uwaga: będzie obrzydliwie!).      
   Było to ok. rok temu (w poprzednim roku akademickim, gdzieś na wiosnę, w pewien wtorek). Tego dnia po raz pierwszy włączyłem tą płytę na swoim ipodzie (w mono :>). Od samego początku ją polubiłem. Niestety, poczułem się nieco gorzej - typowe dla mnie problemy żołądkowe. Mówiąc prościej i dosadniej: srać mi się chciało. :) Wysiadłem więc w jednym miejscu i skierowałem swe kroki na najbliższą stację Orlenu. Tam mnie wpuścili do Wytwórni Czekolady gdzie spuściłem z siebie ten śmierdzący ładunek biologiczny (Rittel nie śmiej się xD to nie moja wina, że mam takie śmieszne nazwisko ;_;). Nie pamiętam czy poszedłem na zajęcia. :)
    Wracając do tematu, na albumie mamy 14 utworów. Aż 8 z nich to kompozycje własne muzyków. Tak jak to jest z płytami Beatlesów, każdy z nich się udziela wokalnie. Mimo oczywistej przewagi duetu McCartney-Lennon, zawsze znajdzie się miejsce na śpiew Harrisona oraz Starra.
    Muzycznie, jest to pop najwyższej próby. Chłopcy śpiewają słodkie piosenki o miłości, wesołe, optymistyczne i rytmiczne (np. hitowy "Love Me Do"). W części utworów ponadczasowe brzmienie gitar uzupełnia harmonijka ustna Lennona. (A właśnie. Wiecie czemu Decca odrzuciła Beatlesów? Bo wg nich gitary się przejadły. Taa.. ) Eksperymenty zaczęły się dopiero w 1964 ("Beatles For Sale") a na pełną skalę zespół zaczął modyfikować swoje brzmienie w 1965 (np. słynne już "Norwegian Wood" - scoverowane nawet przez TD ("Zeitgeist", cupdisk, 2010) - z albumu "Rubber Soul"). Nie są to przy tym prymitywne piosenki zrównujące miłość z seksem. Wręcz przeciwnie - miłość jako piękne uczucie, tęsknota za ukochaną osobą ("P.S I Love You") oraz tym podobne uczucia wyższe przebijają się w tekstach utworów. Nie brakuje nieco ciemniejszej strony miłości - np. "Baby It's You" czy "Anna (Go To Him)". Nawet te nieco smutniejsze utwory są wciąż melodyczne i wesołe.
    Które utwory się wyróżniają? Na wspomniane 14 utworów (33 minuty muzyki) mógłbym rzec, że wszystkie. I nie skłamałbym, co najważniejsze. Lecz za największe plusy tegoż wydawnictwa należy, moim zdaniem, uznać: "I Saw Her Standing There" (za 1,2,3,4, bas Paula i ogólnie całość, taki "kop z półobrotu" jako opener płyty), "Anna (Go To Him)" (bo mi się pewna Anna z mojego roku na studiach podoba? ;)), "Boys" (nie wiem czemu, lubię ten kawałek), "Love Me Do" (za całokształt!), "A Taste Of Honey" (romantyczna piosenka o tęsknocie za pocałunkiem, najwolniejsza z całej płyty) oraz - oczywiście - boskie "Twist And Shout" (za całokształt - Lennon śpiewał ten kawałek mając chore gardło i wyszło rewelacyjnie).
    Cóż mógłbym więcej o tej płycie powiedzieć? Jako ocenę stawiam mocne 6. To jest jeden z tych albumów, które są po prostu super. Beatlesów się kocha albo nienawidzi. Do mnie jakoś bardziej przemawiają ci do 1966. Zdecydowanie częściej słucham płyt z tego okresu. "Please Please Me" jest na mojej liście albumów, które muszę mieć na CD. Są naprawdę mega. Polecam każdemu, zwłaszcza znajomym z IPSu - po udanej obronie -> "Twist & Shout". :)


P.S
Post ten miał być napisany 14.05.2013 - w dzień moich urodzin. Ale jakoś nie starczyło mi czasu i w ogóle nie mogłem się zabrać za niego. Jest to moja druga bodajże recenzja nie dotycząca muzyki elektronicznej. Stąd brak tego polotu i kreatywności. Może to i lepiej. Ileż można ćpać berliny i tym podobne dragi :) ? Spragnionym mojej autorefleksji na temat muzyki elektronicznej (na szczęście nie naukowej :D) Czytelnikom polecam czekanie (aż do skutku) na kolejną część KME. Spoiler: będzie recka "Ricochet" !


Filmik zawiera cały album "Please Please Me" (33 minuty) w stereo. Jam głuchy więc na kompie mam mono. ;)

niedziela, 12 maja 2013

12.05.2013 - Składanki Tangerine Dream - wybór najważniejszych - cz. 2

   Część druga, wbrew zapowiedziom, to krótkie podsumowanie - przedstawienie najważniejszych składanek TD wraz z okresami które prezentują. Wszystko wg moich wczorajszych ustaleń. Jest to tylko spis. Opis był wczoraj.

The Pink Years - 1970 - 1973
1987 - The Collection

The Virgin Years - 1974 - 1984
1985 - Dream Sequence
1980 - '70 - '80 - tylko lata 1974-1980 (albumy "Phaedra" - "Tangram"), zawiera fragment z albumu "Cyclone" (1978) oraz kilka fragmentów utworów sprzed 1974. Jedyna składanka gdzie pojawiają się fragmenty z "Cyclone".

The Blue Years - 1984 - 1988
1989 - The Best Of Tangerine Dream - uwzględnia też album "Livemiles", zawiera 2 utwory z The Pink Years

The Melrose Years - 1988 - 1990
1992 - The Private Music Of Tangerine Dream - przede wszystkim album "Melrose" (1990), zawiera 2 nieopublikowane wcześniej nagranie (odnosi się stricte do tego okresu)
1998 - Atlantic Bridges - uwzględnia lata 1988 - 1997
1998 - Atlantic Walls - jw.
2000 - Tang-go - uwzględnia lata 1988 - 1999
2009 - Ballads - box set uwzględnia lata 1987 - 2009

The Seattle Years - 1991 - 1995
Wspomniane wyżej: Atlantic Bridges, Atlantic Walls, Tang-Go, Ballads

The TDI Years - 1996 - 2005
Wspomniane wyżej: Atlantic Bridges, Atlantic Walls, Tang-Go, Ballads
+ następujące
2007 - The Soft Dream Decade
2007 - Cyberjam Collection - za fragmenty z albumu "Goblins Club" (1996)
2007 - The Dante Song Collection  - 2 na 3 albumy z Trylogii Dantego wyszły podczas tej ery ("Inferno" z 2002, "Purgatorio" z 2004)
2007 - The Dante Arias Collection - jw.

Thee Eastgate Years - 2005 - obecnie
Wspomniane The Dante Song Collection, The Dante Arias Collection (na obu są też fragmenty z "Paradiso" z 2006) oraz Ballads (lata 2005-2009)
Seria "Booster" (na razie jest 5 części):
polecam zwłaszcza od części II
2007 - Booster - głównie zbiór nagrań z limitowanych wydawnictw z 2007, niestety pomija "Madcap's Flaming Duty" (studyjny album z 2007)
2008 - Booster II - niestety pomija "Tangram 2008"
2009 - Booster III
2011 - Booster IV
2012 - Booster V - uwzględnia wszystkie wydawnictwa na 2012 poza cupdisc "Machu Picchu" (jedyny nowy materiał nieobjęty Boosterem V).

sobota, 11 maja 2013

11.05.2013 - Składanki Tangerine Dream - wybór najważniejszych - cz. 1

        Edgar (+ koledzy rzecz jasna) to niezwykle płodny człowiek. Jak pokazała historia TD, także niezwykle rodzinny (grał razem z synem Jeromem). :) W toku Mandarynkowego La Vie Electronique trochę się tych płyt nazbierało. Co jakiś czas wydawane są różnorakie składanki. Nowicjusz dokonując przeglądu (nawet bardzo pobieżnego) dyskografii Tangerine Dream zapewne nie będzie w stanie sam wybrać czegoś dobrego na pierwszy rzut ucha. Stąd też można zawęzić pole poszukiwań do samych tylko składanek. W obfitości tego typu wydawnictw można przebierać dość długo i każdy znajdzie coś dla siebie - zarówno tangerynkowy weteran, za jakiego się uważam, jak i zupełny "świeżak". No może niezupełny bo skoro chce "obczaić" czym jest Tangerine Dream to musi już coś wiedzieć. Może się zachęcił po lekturze mojego cyklu KME (cyklu niedokończonego zresztą) ? :)
         Post ten ma na celu dokonanie przeglądu mandarynkowych kompilacji i wybranie tych, które są przydatne z punktu widzenia nowicjusza. Rzecz jasna, takie monstra pięciopłytowe jak "Tangents" czy "The Dream Roots Collection" muszą zostać przeze mnie pominięte. Są to wydawnictwa przeznaczone raczej dla mandarynkowych weteranów. Wracając do tematu, przegląd ten będzie miał porządek chronologiczny.
         Zaczynając od rzeczy ogólnych, należy wspomnieć iż na "składankach" jest w znakomitej większości muzyka studyjna Tangerine Dream. Bardzo rzadko pojawia się coś z dosyć bogatej "soundtrackografii" zespołu. Sam zespół też rzadko gra swoje filmowe numery (niestety). Są tylko dwie składanki poświęcone muzyce filmowej TD ("Dream Music" z 1993 i "Dream Music 2" z 1995), niestety o dość limitowanej perspektywie czasowej. Jako wydawnictwa, mają raczej wartość kolekcjonerską. Pozostaje takiemu "świeżakowi" na własną rękę zgłębiać muzykę filmową Tangerine Dream. W tym miejscu wypadałoby podać choć kilka płyt wartych uwagi: "Sorcerer" (1977, pierwszy oficjalnie wydany soundtrack), "Thief" (1981), "Firestarter", "Flashpoint" (oba z 1984). Oczywiście jest tego więcej (ok. 30-35) ale sam nie pamiętam większości tych płyt. Rzadko ich słucham.
          Jak zapewne wszystkim wiadomo (nawet po lekturze notki na Wikipedii - zwłaszcza angielskiej), historia Tangerine Dream dzieli się na kilka okresów, o odmiennych line-upach i stylistyce prezentowanej przez zespół. Bez wdawania się w szczegóły można określić styl prezentowany przez TD jako krautrock (początki działalności do 1973), "elektronika właściwa" (w tym szczególnie szkoła berlińska - 1974-1975), pewna forma rocka progresywnego (lata 1976-1979), różne formy synthpopu instrumentalnego (od 1980). Nie jestem muzykologiem i niniejsze stwierdzenia nie mają charakteru arbitralnego, zwłaszcza to ostatnie.
          Swój przegląd składanek chciałbym zacząć od "The Collection" z 1987 roku. Jest to składanka będąca 70 minutowym "streszczeniem" 5 płyt wydanych w latach 1970-1973 (+ jedna nagrana w 1973 a zremiksowana w 1984-1986 i w 1986 wydana - "Green Desert"). Egzemplarz wydania CD tejże pozycji dość niedawno udało mi się zakupić i opisać (vide mój poprzedni post). Niestety, ze względów pojemnościowych, wersja CD nie posiada dwóch bardzo ciekawych utworów: "Fly And Collsion Of Comas Sola" (z albumu "Alpha Centauri", 1971) i "Journey Through A Burning Brain" (z "Electronic Meditation", 1970, debiut Tangerine Dream). Wspomniany okres jest bardzo burzliwy muzycznie - muzycy poszukują swojego miejsca, stylistyki. Poza tą składanką i jej zawartością oraz wspomnianymi wyżej utworami polecić chciałbym: "Sunrise In The Third System" ("Alpha Centauri", 1971), "Ultima Thule Part One" (bywa dołączany jako bonus do niektórych wydań "Alpha Centauri, jest to strona A singla "Ultima Thule" z 1971), "Atem" ("Atem", 1973). Wszystkie wspomniane płyty z tego okresu posiadam, dwie z nich nawet były moimi pierwszymi zakupionymi płytami TD.
          Następny okres w dziejach zespołu to Lata Virginowskie - 1974 - 1984. Nazwa wywodzi się od Virgin, wytwórni na jakiej zespół publikował swoje nagrania w tej dekadzie. Wówczas zespół wydał kolejną porcję swoich najlepszych (według wielu) płyt np. "Phaedra" (1974), "Ricochet" (1975), "Stratosfear" (1976), "Tangram" (1980), "Logos Live" (1982). Z płyt z tego dziesięciolecia posiadam wszystkie poza "Exit" (1981). Podczas tego okresu, utwory uległy zrytmizowaniu i powoli zaczęły być krótsze. Składanką podsumowującą ten okres (w bardzo dobry sposób moim zdaniem) jest "Dream Sequence" wydane przez Virgin w 1985 roku. Na tej 2 CD składance znalazły się utwory z każdego albumu (poza "Cyclone" z 1978, który jest najsłabszym spośród wydanych przez Virgin). Do wad tej składanki należy zaliczyć bardzo krótkie wycinki z albumu "Rubycon" (niecałe 4 minuty na 17 z "Rubycon Part One") i "Phaedra" (tylko półtorej minuty wzięte z początku utworu na również 17 minut całości tytułowego kawałka). Warto odnotować pojawienie się w całości "Ricochet Part Two" ("Ricochet", 1975) i "Tangram Part One" ("Tangram", 1980).
         Pomiędzy tymi okresami należy umieścić, jako uzupełnienie, składankę (box set) " '70-'80 " wydany w 1980 roku. Jest to zestaw 4 winyli, zawierający także niepublikowane kawałki (po 1 od każdego członka zespołu). Na tych czarnych krążkach znalazło się m.in więcej fragmentów z albumu "Encore" (1977), cały utwór "Phaedra" ("Phaedra", 1974), fragment z "Rubycon Part Two" ("Rubycon", 1975, dość obszerny bo aż 10 minutowy), kilka kawałków z soundtracka "Sorcerer" (1977). Niestety, box ten nie doczekał się wydania CD. Obejmuje tylko lata 1971-1980, z czego okres przed 1974 bardzo wybiórczo. Z wyżej wspomnianych powodów polecam jednak go jako lekturę na mandaryński rozszerzony. ;)
        1984-1988 to kolejny etap w historii zespołu - Lata Niebieskie (The Blue Years). Tu zespół wydał kilka równie ważnych i lubianych albumów np. "Poland" (1984) czy "Le Parc" (1985). W 1983 TD po raz pierwszy zagrali u nas (czego dokumentem w założeniu miał być album "Poland" ale wyszło inaczej). Okres ten podsumowuje składanka "The Best of Tangerine Dream" z 1989 roku. W 72 minuty (wersja CD, wydanie 2xLP zawiera także spojrzenie w przeszłość czyli na Lata Różowe) przedstawia wybrane kawałki z płyt z opisywanego w tym akapicie okresu. Na co warto zwrócić uwagę? Na wszystkie utwory wybrane na tą kompilację. :) Zostały wybrane naprawdę dość reprezentacyjne kawałki.
       Nowy okres w dziejach zespołu zaczął się w 1988 i trwał do 1990 - The Melrose Years. Tu mamy ciekawą zmianę brzmieniową - dochodzi saksofon a także w składzie zespołu - od 1991 do 2006 razem z Edgarem gra jego syn, Jerome. Przez 15 lat młody Froese miał wpływ na brzmienie zespołu i je zdecydowanie odmłodził, przystosował do współczesnych wymogów. Jako esencję tego okresu, zbiór 3 płyt w jednej, kompaktowej pigułce polecam "The Private Music Of Tangerine Dream" (1992). Mamy tutaj wybór utworów z 3 wydanych płyt w tym okresie (z czego większość pochodzi z albumu "Melrose", 1990) oraz dwa, nigdzie indziej niepublikowane nagrania. Są to kąski, "Rare Bird"-y dla kolekcjonerów. Wadą tej składanki jest to iż na niej jest za dużo "Melrose" i np. brakuje lubianego przeze mnie utworu "Optical Race". :)
      Wydawnictwa o charakterze kompilacyjnym nie zawsze muszą iść zgodnie z periodyzacją przyjętą przez fanów TD. Przykład? "Atlantic Walls" i "Atlantic Bridges", które obejmują lata 1988-1997. Pokrywa się to The Melrose Years (1988-1990), The Seattle Years (1991 - 1995) i częściowo z The TDI Years (tylko lata 1996 - 1997). Co ciekawe, składanki te pomijają album "Goblins Club" z 1996. W świetle tego, co napisałem wypada stwierdzić iż lepsze byłyby te 2 składanki aniżeli wspomniane poprzednio "The Private Music Of Tangerine Dream". Niemniej, warto ją polecić ze względu na dwa nieopublikowane wcześniej nagrania i jeden utwór z soundtracku ("Miracle Mile", 1989). Jednak nowicjuszy zachęcam do zapoznania się z obydwiema "atlantyckimi" składankami. Jeszcze jedną składanką o jeszcze szerszym przekroju, jest "Tang-go" z 2000. Na dwóch płytach zespół wybrał utwory z lat 1988 - 1999. Część rzeczy na pewno się powtarza ale warto na nią zwrócić uwagę gdyż prezentuje też albumy wydane od 1997 do 1999. Znowu "Goblins Club" (1996) został pominięty. Jedyną składanką, gdzie w ogóle coś się pojawia z tego albumu jest "Cyberjam Collection" (2007). Warto wspomnieć iż kompozycja "At Darwin's Motel" jest w wersji zremiksowanej. Utwory nagrane i wydane po roku 2000 ciężko znaleźć na składankach stąd myślę iż warto wskazać na "The Soft Dream Decade" - za fragmenty muzyki z filmu ("Destination Berlin", 1989), fragmenty z nowych nagrań ("The Melrose Years", 2002) i inne.
      Tangerine Dream też parali się okolicami muzyki poważnej. Mam tu na myśli cykl trzech albumów - Trylogię Dantego - "Inferno" (2002), "Purgatorio" (2004), "Paradiso" (2006). W sumie jest to 5 płyt CD. Zespół wydał dwie jednopłytowe składanki "The Dante Song Collection" i "The Dante Arias Collection", obie z 2007. Tak jak w przypadku "składankowego spamu" z 2007 i te zostały wydane na CD w 2009 roku. Rok 2007 odnosi się do ich premiery jako wydawnictwa download-only w sklepiku TD.
      Niestety, ciężko o jakąkolwiek składankę z materiałem po 2000 roku. Właściwie pozostaje na własną rękę zgłębiać ten ogrom twórczości zespołu. Nieco lepiej jest o przekrój muzyczny działalności zespołu po 2007 roku. W 2007 roku wydany został "Booster". Jest to pierwsza część (obecnie seria liczy 5 albumów) serii 2 CD składanek. Łączą one wybór aktualnych, najnowszych dokonań zespołu (przeważnie nagranych w roku wydania kolejnej części serii) oraz nowe nagrania starszych kawałkó(w i zupełnie nowe, nieopublikowane (także z roku wydania kolejnej części serii). Polecam każdą z nich. Wychodzą pod koniec roku, jako jego podsumowanie. W ten sposób na 10 CD mamy wybór (a nawet coś więcej bo i każdy znajdzie tu coś dla siebie - zarówno nowicjusz jak i weteran) i przekrój przez lata 2007-2011. Przez ostatnie 2 lata Tangerine Dream wydawali prawie wyłącznie same albumy koncertowe. W 2012 roku bowiem wydany został cupdisc "Machu Picchu" i to jest ostatnia publikacja TD zawierająca nowe nagrania studyjne. Świadomie pomijam tu niedawno wydany "Cruise To Destiny" (2013) będący zapisem prób przed (odwołanym) koncertem.
     Jak z tego wynika, materiał z lat 2000-2006 jest nieopracowany w formie składanek.Sam też nie jestem na świeżo ze wszystkimi albumami z tego okresu by przytoczyć chociaż po 1 wyjątkowo dobrym utworze. Każdemu się może zdarzyć biorąc pod uwagę obszerność dyskografii TD. :) Zamiast utworów podam więc poszczególne albumy: "The Seven Letters From Tibet" (2000), "Jeanne D'Arc" (2005), "Kyoto" (2005), "Phaedra 2005" (2005), "Blue Dawn" (2006), "Madcap's Flaming Duty" (2007, wymieniam bo nie pojawia się na składankach). Można też wspomnieć o "Tangram 2008", z którego na składankach również nic nie ma.
      Okres ten jest jednak uwzględniony w box secie "Ballads" (2009). W kartonowym pudełku mamy 4 CD. Muzyka na nich zawarta pochodzi z lat 1987 - 2009. Właśnie ze względu na bardzo szeroką perspektywę czasową (aż 22 lata !) i potężny przekrój przez dyskografię warto go polecić. Niemniej jednak wciąż pomija "Madcap's Flaming Duty" czy "Phaedra 2005". Pomija także "Blue Dawn" i "Jeanne D'Arc". Wspomniałem o "The Soft Dream Decade" z 2007 roku i jeszcze raz warto tę składankę przywołać. Zawiera ona bowiem jeden utwór z "Blue Dawn". Z mojego punktu widzenia można odpuścić prezentację albumów "Tangram 2008" i "Phaedra 2005" ("Hyperborea 2008" jest zademonstrowana w postaci jednego czy dwóch utworów na bodajże "Booster II", 2008) gdyż są to tylko nowonagrane wersje klasycznych albumów zespołu. Pozostają więc nam już tylko "Madcap's Flaming Duty" i "Jeanne D'Arc". Najwyraźniej te dwa albumy pozostają do samodzielnej "degustacji" przez nowicjuszy.
     Tekst ten ma na celu zapoznanie czytelnika z twórczością Tangerine Dream poprzez szereg kompilacji. W dyskografii zespołu jest ich bardzo dużo. Tak dużo iż nie mam wszystkiego na komputerze. :) Ze względu na objętość, artykuł ten muszę podzielić na dwie części. W kolejnej będzie już tylko prezentacja wybranych składanek, bez dywagacji jakie napisałem w tej części. Po zapoznaniu się ze wszystkimi wymienionymi wydawnictwami, Czytelnik nabędzie wiedzę o tym jak brzmi Tangerine Dream na większości albumów. Mam nadzieję iż dość dobrze ująłem tą tematykę i mój wywód spełnia kryteria wywodu naukowego. :) Liczę iż mój tekst sprawi iż przynajmniej jedna osoba odkryje i nawróci się na Tangerynizm. :) Czcijcie Mandarynki! ;)

czwartek, 9 maja 2013

09.05.2013 - Kwietniowo-majowe Łowy - płytowe podsumowanie miesiąca ;)

      Ostatni miesiąc (kwiecień) był bardzo burzliwy. Przyniósł on nie tylko postęp w pisaniu pracy (która wciąż jest "in progress"). Przede wszystkim, niestety wbrew obietnicy danej sobie i rodzicom, przyniósł on spory rozwój w mojej kolekcji. W tym okresie postanowiłem zaszaleć i kupiłem płyty Vangelisa, którego dyskografię wciąż poznaję (na razie zatrzymałem się na "Invisible Connections" z 1985, "The Mask" z tego samego roku wciąż przede mną).
      Miesiąc formalnie już minął - większość zakupów miała miejsce w kwietniu. Pełne 30 dni od ostatniego jednakże nie upłynęły więc pochwalę się też najnowszymi zdobyczami. Mam nadzieję iż nie będę przynudzać. :) Mam potrzebę chwalenia się. ;_;
      Aby sprawiedliwości stało się zadość, zacznę chronologicznie. 8 płyt. Tyle samo, ile Jarre nagrał utworów na płycie Chronologie. Elektroniczny oktet (no, u mnie to nie do końca elektroniczny ale czytajcie dalej :P). Aby nie zapychać posta obrazkami, będę podawał linki do Discogs. Uważam to za rzetelne źródło informacji muzycznej (które także współtworzę).
      Zacznę od płyty najpierwszej na liście moich łupów. Jest to Vangelisowe "Reprise 1990-1999", które kupiłem za 15 zł. Cena atrakcyjna i to za składankę. Płyta nie była w złym stanie. Aby dopełnić opisu i mojego sprawozdawczego obowiązku, dopowiem iż jest to promo. Tak, kupiłem promo za 15 zł. A teraz w tym sklepie mają zwykłe wydanie za 20 zł. :)  Prawdopodobnie jest to kolejna historia która będę zanudzał ludzi.
      Następne dwie pozycje, zdobyte tego samego dnia, to "Kill 'Em All" Metalliki i "Reign In Blood" Slayera. Oba to kamienie milowe thrash metalu. Na obu pojawiają się kawałki kultowe, grane niemalże na każdym koncercie np. Whiplash czy Angel of Death. Na dodatek, moje wydanie Reign in Blood to wydanie deluxe, poszerzone o 2 utwory (5,5 minuty muzyki). Są to  remix "Criminally Insane" i studyjna wersja "Aggresive Perfector" (do tej pory znalem tylko koncertową wersję zamieszczoną na "Live Undead" z 1984).
     Niecałe dwa tygodnie temu byłem też na Warszawskiej Giełdzie Płytowej. Zamiast na gwałt czytać lektury do mojej pracy, szlajałem się po Hybrydach w poszukiwaniu złotego runa fajnych płyt. Czy mi się udało? Oceńcie sami. :) Jak wszystko w życiu, każda rzecz i wydarzenie ma swoje + jak i - (niektórzy badacze tej problematyki wyróżniają takie twory jak plusy dodatnie i plusy ujemne, por. Lech Wałęsa :)). Stąd też dość mieszane są moje uczucia.
     Udało mi się kupić za 45 zł deluxe wydanie nowego albumu Depeche Mode ("Delta Machine", 2013). Odsyłam Czytelników do recenzji . Niestety, okazało się, że to pirat. Przepłaciłem za ruską podróbkę. Ale nie wyrzuciłem. Trudno się mówi. :) Oto i ona - Delta Machine . Szejm. ;_;
     "Plusem dodatnim" natomiast jest inna zakupiona tego dnia płyta - "Decade Of Aggression" Slayera, wyd. 2006. Jest to dwupłytowy album koncertowy zarejestrowany podczas kilku koncertów promujących niezwykle udany album "Seasons In The Abyss" (1990). Tutaj mamy prawie cały album wykonany na żywo (ale utwory pochodzą z różnych koncertów z 1990-1991) poza utworem Temptation (wyróżniającym się ze względu na wyraźny współudział Kerry'ego Kinga na wokalu, razem z Tomem Arayą). Nie wolno też zapomnieć o klasykach Slayera - Hell Awaits, The Antichrist, Black Magic, Angel Of Death, Captor of Sin, South of Heaven. Jest to niezwykle udane wydawnictwo. Pewnego rodzaju "the best of". Szkoda, że niedługo po zakupie dowiedziałem się o śmierci gitarzysty Slayera - Jeffa Hannemana. [*]
    Nieco ponad tydzień temu znowu zaszalałem. Przedmiotem (i materialnym punktem odniesienia dla kolejnej historii) mojego szaleństwa jest "Chariots Of Fire". Pewnego dnia postanowiłem jeszcze raz posłuchać tegoż albumu. W międzyczasie łaziłem po sklepach z płytami i zauważyłem ją za 20 zł. Właśnie to sprawiło iż włączyłem, niejako instynktownie, ten album na moim iPodzie. Jako iż słuchałem w lepszych (niż autobusowe) warunkach to moje zdanie na temat muzyki zawartej na tym krążku się poprawiłem. Podczas odsłuchu siedziałem także w BUWnie i szukałem książek. Jak postanowiłem "świętować" ? Ano poprzez kupno niniejszej płyty! :D W ten sposób mam dwie płyty Vangelisa w kolekcji. Jak polubię całą dyskografię (a przynajmniej przesłucham) to w Discogs utworzę folder "Vangelis". Na razie jego płyty są nieprzypisane do żadnego folderu (poza oczywiście ogólnym).
      Teraz czas na majowe trio grande. :) Czyli moje wtorkowe (07.05.2013) zakupy. :) Jest się czym chwalić gdyż wtorkowa trójca płytowa została kupiona za 50 zł. Każdej poświęcę osobny akapit. Mam nadzieję iż będą równie interesujące jak moje poprzednie wywody. :)
      Każdy chyba wie jaki jest ulubiony sport Kraftwerków. A jak nie to odsyłam do... "Tour De France 2003" (singiel CD). Tak, Ralf i spółka uwielbiają jeździć na rowerze. Swego czasu Ralf nawet brał udział w TdF. :) Historia ta zaczyna się w 1983 i wydaniem singla. W 2003 r. wyszedł album "Tour De France Soundtracks" i jednym z singli był właśnie rzeczony TDF 2003. Muzycznie jest super - nowy materiał, w końcu. Gorzej ze stanem płyty. :( EAC wyrzucił mi dziwnego loga a i długo się męczył z korekcją błędów (w jednym momencie były 3 czerwone paski!). Odsłuch OGG wczorajszy nie przyniósł żadnych słyszalnych zakłóceń itp.
     Fanom TD nie trzeba przypominać o wręcz nieprzebranej obfitości składanek. Jedną z nich jest "The Collection". Nie miałem większych problemów przy zgrywaniu tej płyty. Zawiera ona głównie posiadane przeze mnie już kawałki z The Pink Years i "White Clouds" z albumu "Green Desert" (1986, remixy z 1984-1986, pierwotnie nagrane w 1973). Próbowałem dopasować swoje wydanie do tego co jest już na Discogs ale musiałem utworzyć nowy wpis. Przynajmniej punkty sobie nabiłem. :D Jeszcze tej płytki nie zdążyłem przesłuchać.
     Trzecią z zakupionych w "trójpaku" płyt jest... "Phaedra". Jest to późniejsze wznowienie wyd. z 1985. Niestety niewiadomo z którego roku. Jest tp też płyta w najlepszym stanie spośród zakupionych przedwczoraj. EAC tylko raz użył korekcji błędów (jeden pasek, gdzieś na samym końcu). Jest to jednocześnie moja trzecia Phaedra w kolekcji. :D Mam późniejsze wznowienie wyd. z 1995 (Virgin Definitive Edtion) i winyla z 1974. Słuchałem dzisiaj tej "nowej" Fedry, świeżo zgranej. Brzmi super, krystalicznie czystko i subtelnie. Nawet znośnie się słuchało tytułowej kompozycji na poziomie -25 dB w autobusie. Nieprzypadkowo o Phaedrze napisałem na końcu. 3+3. Kupiłem 3 płyty i mam 3cią wersję Phaedry u siebie. :)
     To już koniec moich opowieści o nowościach na półce (a raczej półkach). Kolekcja rozrosła się do 186 pozycji a praca licencjacka do 26 stron. Mam nadzieję iż niniejszy tekst był ciekawy oraz nie przynudzał. Następne płyty - po obronie! Tym razem obiecuję. :) Mam nadzieję, że uda mi się obronić jeszcze w czerwcu.