poniedziałek, 5 maja 2014

05.05.2014 - "Pamięć w kamień wrasta"


          Wykorzystując chwilę nieco bardziej wolnego czasu (która, znając mnie i moje lenistwo, rozciągnie się do iście Tangerine Dream'owskiego „Zeit”), postanowiłem znowu spróbować swoich sił w pisaniu recenzji Muzyki. Przez duże M bowiem Muzyka jaką chcę zaprezentować moim Czytelnikom (są tacy?) jest najwyższych lotów (tych ponadchmurnych również... „Cloudburst Flight” ! Ci urodzeni pod znakiem Mandarynki wiedzą doskonale o co chodzi a niestangentyzowanych odsyłam do posta z 30.12.2013 pod tytułem „Siła Wyższa”).

         Dzisiejszy tekst poświęcony jest jednej z najlepszych płyt polskiego (podkreślam raz jeszcze – POLSKIEGO – gdyż wszyscy wiedzą iż ja to bardziej Germanofil jestem ;)) zespołu SBB. Cóż mogę powiedzieć jeszcze? Zespół istnieje do dzisiaj (chociaż nie obeszło się, a jakże, bez perturbacji, zawirowań, zmian składu itp.). Warto nadmienić iż współczesna muzyka SBB jest dramatycznie odmienna od tego WIELKIEGO SBB z lat 1974 – 1981 (czyli „złoty” okres, „Virginowski”, jeśli wolno mi użyć tego iście tangerynkowego sformułowania). Nie oznacza to iż jest zupełnie zła. Da się tego, nawet z przyjemnością, posłuchać. Skoro w dorobku zespołu jest płyta „New Century” (2005), to jakie jest „Old Century” SBB? Wycinek odpowiedzi na to pytanie, aczkolwiek bogaty dźwiękowo i radujący serca jak i uszy, zaprezentuję w niniejszym tekście. Dlaczego wycinek? Bowiem „Pamięć” jest tylko jedną z TYCH płyt SBB. Jest tym czym np. „Stratosfear” dla Tangerine Dream.

        Najpierw kilka słów o „składzie płyty”. Na album ten zespół wrzucił trzy utwory, każdy zawierający partie wokalne. Dwie krótsze piosenki – po 10 minut każda („W kołysce dłoni twych (ojcu)” i „Z których krwi krew moja”) stanowią stronę A muzycznego naleśnika w kolorze afroamerykańskim (danie to jest bardziej znane pod nazwą „winyl”). Stronę B w całości zajmuje tytułowa „Pamięć”, monumentalny, 20 minutowy utwór. Muzykę tą stworzyły 3 osobistości: Józef Skrzek (gitara basowa, śpiew, syntezatory, fortepian), Antymos Apostolis (gitara elektryczna) i Jerzy Piotrowski (perkusja). Jest to jednocześnie najlepszy skład SBB, z którego ostał się już tylko Józef (ale chyba teraz gra w duecie z Apostolisem).

         Czas przejść do dania głównego, czyli Muzyki „właściwej”. Zapraszam po odbiór dania - http://www.youtube.com/watch?v=SJALHiD6Gr0 (od razu zaznaczam iż pomijam bonusy). 40 minut pięknej Muzyki.

         Pierwszy utwór („W kołysce dłoni twych (ojcu))” zaczyna się cichymi pobrzękiwaniami perkusji oraz delikatną partią organów lub syntezatora. Muzyka się rozwija ale wciąż ma melancholijny, delikatny, tkliwy nastrój. Jakby dźwięki za kimś tęskniły. Praktycznie nie słychać gitary. Wszystko jest delikatne i kruche niczym dziecko w tytułowej kołysce z dłoni ojcowskich. Czuć iż muzycy z najwyższą starannością i troską dobierali dźwięki i barwy. W 2 minucie wchodzi delikatny i jakby kruchy wokal Skrzeka. Niesamowicie piękny, dominujący nad niemalże stłumionymi do zera dźwiękami Muzyki. Co kilka słów pojawia się partia bardziej basowa (gitara basowa? Syntezator?). W 3:22 Muzyka staje się bardziej dynamiczna za sprawą perkusji (ale nie tylko, rzecz jasna). Syntezatory / organy są ciche ale świetnie kontrastują z tonem i melodią głosu Józefa. 4:40 – Józef wchodzi z instrumentalną częścią graną na syntezatorze. Przepiękne. Po chwili przyłącza się zespół. Na tle perkusji mamy cichą improwizację. Możliwe iż pojawia się gitara. Tu już muzyka jest bardzo dynamiczna i żywa. 6:16 – temat. Dynamiczny. Żywy. Piękny. Na tle całości brzmi wyjątkowo wesoło. W 7 minucie muzyka staje się jeszcze szybsza. Prędkość dźwięku została po raz kolejny przekroczona. Szybki rytm perkusyjny miesza się z „trąbką” bądź / i gitarą elektryczną Antymosa. 8.30 – tu czuć iż utwór zwalnia i kończy się. Organy stopniowo się wyciszają. Utwór się skończył ale Piękno trwa (i wybrzmiewa) dalej.

         Drugi utwór rozpoczyna się równie delikatnie jak pierwszy. Do poszukującego swojego brzmienia syntezatora przyłączają się inni muzycy. Po chwili jednak dominuje gitara. I nagle znowu wchodzi delikatność a wraz z nią – śpiew. W 1:32 mamy coś jakby refren – muzyka staje się rytmiczniejsza i żywsza. Po chwili powraca do czułości i delikatności znanej ze zwrotki (po której następuje kolejny refren). Lecz po drugim refrenie mamy zabawy z dźwiękiem, instrumentalne pieszczenie ucha Słuchaczy talentem i wirtuozerią. Szczególnie to słychać w 3:20. Józef Skrzek jest wybitnym klawiszowcem (o czym się jeszcze nie raz przekonacie, jeśli zdecydujecie się zgłębić Muzykę SBB). W 4 minucie mamy ciekawe zmiany. Słychać nieco basu. Muzycy wariują na temat jednego motywu i co jakiś czas go powtarzają. Wszystko jest zsynchronizowane. 5:25 – znowu mamy dominację Skrzeka. Słychać też gitarę Apostolisa ale zdecydowanie w uszy bardziej rzuca się motyw grany przez Józefa (gitara jest jakby w tle). W 6:55 mamy powrót do zamyślonego, tkliwego nastroju z początku. W 7:38 mamy kolejną partię wokalną. W zasadzie jest to powrót do tych samych struktur dźwiękowych zaprezentowanych Słuchaczowi już na początku, przy okazji pierwszej partii wokalnej Józefa. Mamy podniosłe wyznanie i gitarę akompaniującą mu: „Jestem z miłości”. Po kolejnym refrenie zespół kończy utwór, takie odnoszę wrażenie. I faktycznie, po kilku sekundach muzycy zwalniają i zaczynają grać coraz ciszej. Zakończenie jest tajemnicze ale jednocześnie piękne. Nie będę spoilerował gdyż nie umiałbym tego dobrze zanucić a co dopiero zapisać. ;)

         Po dwóch 10-minutowych „przystawkach” czas na prawdziwy przysmak. Oto bowiem został już tylko 1 utwór na płycie – tytułowa „Pamięć”. Wyjątkowo długa, nieulotna. Czas degustacji (specjalnie nie używam słowa konsumpcji gdyż jest to zbyt dobra, zbyt wysoka, zbyt szlachetna Muzyka by ją li tylko konsumować) został obliczony na całą stronę płyty winylowej. „Pamięć” zaczyna się elektronicznym wiatrem. Na myśl przychodzi mi tutaj Jarre'owski „Oxygene”. Oczywiście, to nie jest to samo. Po minucie do pieśni wiatru przyłączają się organy i inne oxygenowo-podobne dźwięki. Sam Jarre zechciałby pewnie posłuchać. Wszystko jest delikatne, tak jak początki pozostałych dwóch kompozycji z tej płyty. W 2giej minucie do całości wchodzi cichy głos Skrzeka. Muzyka jest wyjątkowo zrównoważona, cicha, delikatna i krucha. Dźwięki ulotne. Niczym poranna rosa skapująca z kwiatu Piękna na elektroniczną łąkę. Mamy tu szumy, delikatne partie organowe (podkreślające cichość i kruchość całości) oraz głos. Muzyka wręcz zachęcająca do medytacji. Zapomniałem o przewijających się, cichych uderzeń w talerze perkusyjne. W 5 minucie zaczyna się „Pamięć właściwa”. Do delikatnej melodii klawiszy przyłącza się gitara. Rock zaczyna się w 6 minucie. Po 15 sekundach mamy niesamowitą partię syntezatorową a potem milczenie organów. Milczenie to, dla kontrastu, połączone jest z głosem Skrzeka (krótka piosenka). Można utonąć w tej Muzyce, zakochany w Niej bezgranicznie. Ożywienie następuje w 8 minucie. 8:40 – kolejna porcja talentu Józefa. Następnie pałeczkę przejmuje Apostolis (na krótko) by dominację dźwiękową znowu miały syntezatory. Niesamowite zawirowania dźwiękowe w 9:40. „Pamięć” dźwiękiem się toczy. Skrzek płynnie przeskakuje między motywami. Po kilkunastu sekundach zawirowania przechodzą w niesamowicie podniosłą partię. Ta z kolei przechodzi też szybko przemija i ulega następnemu motywowi. Ciąg motywów. Niczym na „Logos” Tangerine Dream gdzie z jednego pomysłu rodzi się następny, niczym (nie)skończony cykl dźwięku. Co jakiś czas, nawet jak się motywy przeciągają, ewoluują za sprawą solówek Józefa. Wszystko to sprawia iż mimo swojej długości jest to utwór ciekawy i cieszący ucho. Wydaje mi się iż w zasadzie jest to utwór Skrzeka. W 15 minucie mamy kolejną część, która jest warta zapamiętania. Zespół nie używa sekwencerów (chyba) a jednak mamy tu gitarowe solo Antymosa na tle jakby-sekwencji. Z jednego szaleństwa w drugie. Żonglerka motywami i solówkami. Coda utworu, niczym zwieńczenie, zaczyna gdzieś w 18 minucie. Dość powoli i delikatnie dzikość i progresja SBB hamuje by ulec powrotowi delikatności z początku utworu. Wracamy do znanych nam klimatów z początków poprzednich kompozycji. Koniec, sam koniec, nie jest zbyt majestatyczny. Raczej rozpala nadzieję na coś więcej.

            Ocenę tej płyty zostawiam Słuchaczom. Między innymi dlatego podałem linka do całego albumu. Moim zdaniem jest to bardzo dobra płyta, chociaż może nie najlepsza w dorobku zespołu. Na pewno stanowi mocny punkt w ich dorobku. Dla fanów muzyki elektronicznej jest tu dużo dobrego – Skrzek hojnie został obdarzony smykałką do instrumentów klawiszowych, co wyraźnie słychać. Myślę iż całokształt mógłbym ocenić na 4+, może 5-. 5tkę „pełną” wystawiłbym z przyjemnością ich następnej wielkiej płycie - „Ze Słowem Biegnę Do Ciebie”.