Od dawna zbierałem się by napisać tego posta. Zawierać on będzie listę ważnych płyt z muzyki elektronicznych (tzn. ważnych i mi znanych ;p). Mam świadomość, że nie jest to pełny spis. Na pewno coś pominąłem. Mam nadzieję iż chociaż wybrane przeze mnie albumy nie będą dyskusyjne. Niby mam dużo czasu ale nie wiem o czym pisać na tym blogu. A moje życie osobiste nie jest tak ciekawe by o nim pisać ciągle...
Ale ad rem. Lista ma charakter przypadkowy - miejsce na niej nie oznacza stopnia "ważności". Oczywiście decyzję o wpisaniu danej płyty do tego jakże szacownego "gremium" postaram się odpowiednio umotywować. ;)
Na razie jest to część 1sza. Myślałem iż będzie krócej. W jakieś 1,5h - 2h tylko 3 płyty opisałem ale za to dość obszernie. Mam nadzieję iż miło się będzie czytało moje wywody. :)
1. Jean Michel Jarre - "Oxygene" - 1976
Co by nie powiedzieć o współczesnych dokonaniach tego Pana, popisach gimnastycznych na scenie itp to jednak trzeba oddać Mu to, co należne zgodnie z zasadą "Bogu co boskie, cesarzowi co cesarskie". :)
Nagrał on bowiem kilka ważnych albumów, które do dziś można uznać za ważne elementy "wstępu do muzyki elektronicznej". Mniejsza o to czy samodzielnie je spłodził (sukces ma wielu ojców? :>).
Na potrzeby własne ukułem podział muzyki elektronicznej na "poważną" i "niepoważną" (podział nie ma charakteru akademickiego, to tylko luźne rozważania). Do "poważnej" ME zaliczam m.in Szkołę Berlińską, Szkołę Duesseldorfską, ambient. "Niepoważną" elektronikę zaś tworzą techno, trance, inne gatunki tanecznej i klubowej elektroniki, synthpop. Nie wiem jak uzasadnić ten podział. :) Możliwe iż będę się do niego jeszcze odwoływać.
Dla wielu osób, szczególnie tych nie mających większego pojęcia o muzyce elektronicznej, dokonania i postać JMJ są bardzo ważne. Faktycznie, "Oxygene" czasem bywa uznawane jako jego debiut (co nie jest prawdą). Jest to płyta dalece odmienna od poprzedniej (1973 - Les Granges Brulées - soundtrack). O ile poprzednie wydawnictwa można potraktować jako dzieła protoelektroniczne to "Oxygene" z pewnością jest jego pierwszą w pełni dojrzałą płytą.
Osobiście odbieram tę płytę, jej brzmienie jako coś kosmicznego. Duża ilość partii "ambientowych" (np Oxygene Part I) przeplata się z elementami rytmicznymi (np kultowy Oxygene Part IV). Płyta brzmi eterycznie, subtelnie. Nie ma na niej niepotrzebnych, słabszych elementów. Wszystko stanowi jedną, zgrabną suitę (a raczej dwie - czuć podział na stronę A i B, tak jak na winylu). Osobie znającej poprzednie albumy Jarre'a może wydawać się niemożliwe iż zrobił to sam, taki majstersztyk.
Do tej płyty powrócił kilka lat temu (2007) - "Oxygene Live In Your Living Room". Jest to próba ponownego nagrania tego albumu. W pewnym sensie jest to wersja "deluxe" - uzupełniona o 4 dodatkowe utwory (w tym cudowne Variation III następujące po Oxygene Part V) .
Kiedyś mocno fascynowałem się Jego muzyką. Było to na samym początku liceum. Jeszcze wtedy poznawałem twórczość Kraftwerk. W liceum zacząłem kupować płyty. Pierwszą było.. "Oxygene: New Master Recording" (wyd. wschodnioeuropejskie, te z uboższą książeczką). Potem kupiłem (na któreś urodziny - 16 czy 17, nie pamiętam) wspomniane wyżej DVD (w wersji "deluxe" - tej 3D - była tańsza od zwykłej ;)) i "The Complete Oxygene" (Oxygene, Oxygene 7-13, Re-Oxygene). Potem samo "Oxygene: New Master Recording" oddałem koleżance z klasy która mi się podobała (jako prezent na urodziny :)). Jej reakcja? "Muzyka kosmitów". :D
Wyróżniające się momenty?
- Oxygene Part II - solo
- Oxygene Part III - Theremin
- Oxygene Part IV
Uważam iż każdy, kto chciałby chociaż zetknąć się z muzyką elektroniczną, powinien zacząć właśnie od tej płyty. Nie jest ani specjalnie ciężka jak na pierwszy raz ale jednocześnie ma pewną renomę. Nie można jej pominąć w podobnych zestawieniach.
JMJ - Oxygene - 1976, cały album, ok. 40 minut.
2. Kraftwerk - "Computer World", 1981 i "The Man Machine", 1978
Kraftwerk jest o tyle specyficznym zespołem iż właściwie w zestawieniach typu "Najważniejsze płyty z muzyką elektroniczną" można wrzucić ich całą (lub prawie całą) dyskografię. Po prostu każdy ich album był na tyle wyjątkowy iż zasługuje na wspomnienie. Ja postanowiłem uhonorować Ralfa Huettera i ekipę dwoma miejscami - za dwa naprawdę dobre albumy. Czym one sobie zasłużyły na ten zaszczyt?
"Computer World" w pewnym sensie "uśmiercił" Klasyczną Muzykę Elektroniczną. Stworzył elektronikę do tańczenia. M.in dzięki tej płycie powstało Detroit Techno. Album ten, mimo iż wydany ponad 30 lat temu, wciąż brzmi aktualnie. Wciąż można by było "podensić" w klubie przy jego brzmieniach. ;) Kraftwerk ma talent do tworzenia concept albumów. Ten jest poświęcony technologii i komputerom. Wizja świata, którą przedstawili muzycy na tym wydawnictwie okazała się proroctwem. A należy pamiętać iż komputery domowe wówczas dopiero raczkowały. Muzycy mogli się co najwyżej zetknąć z ZX-81 (wprowadzony na rynek 2 miesiące przed wydaniem albumu) i ZX-80 (bardziej prawdopodobna wg mnie opcja). Kraftwerki zauroczone 8 bitowcami postanowili zająć się futurystycznymi wizjami z ich udziałem. ;)
Cóż udało im się powymyślać? (moje interpretacje)
"Computer World" - Komputerowy Świat, świat oparty w dużej części na komputerach. Bez nich nie jesteśmy w stanie nic zrobić. Coraz mniej rzeczy można zrobić "analogowo". Jesteśmy uzależnieni od komputerów. Cytując Kraftwerk (z płyty Radio-Activity, utwór Die Stimme der Energie) "Ich bin dein Diener und Herr zugleich" ("Jestem Twoim sługą i panem jednocześnie"). Dzięki komputerom uprościliśmy sobie życie ale jednocześnie nie umiemy wyjść poza nie, nie umiemy wrócić do "analogowych" czasów.
"Pocket Calculator" - przyjemny kawałek, taki do potańczenia, rytmiczny. Nie pełni funkcji proroczych. :) Jest jednym z hitów z tej płyty. Ciekawostka: na koncertach jest wykonywany w różnych językach, także po polsku. :)
"Numbers" - 1 2 3 4 5 6 7 8 i wszystko jasne. :) Też nie ma jakiegoś proroctwa moim zdaniem. Ot, fajny kawałek.
"Computer World 2" - instrumental, nieco zbliżony do pierwszego, tytułowego kawałka z tej płyty.
"Computer Love" - Kraftwerk przewidział portale randkowe itp a może też i cyberseks. :) Oczywiście między Robotami / Manekinami. :)
"Home Computer" - komputer w każdym domu! Albo i 2! :D
"It's More Fun To Compute" - wszystko się lepiej i łatwiej robi na komputerze, może stąd bierze się ta pułapka o której wspomniałem przy interpretacji "Computer World".
Muzycznie, Kraftwerk wytyczył nowe trendy i kierunki. Praktycznie cały "elektroniczny półświatek" wywrócił do góry nogami. Jest wciąż tutaj kraftwerkowski chłód i minimalizm, także w warstwie tekstowej. Typowe dla Kraftwerk - teksty skupione wokół jednego tematu, krótkie ale treściwe. Prosto, zwięźle i na temat.
1981 - Computer World (caly album) - ok. 35 minut
Teraz czas na drugi album z wymienionych nominatów - "The Man Machine" (1978).
Tutaj Kraftwerk ukuł swój image i wizję - Człowiek-Maszyna. Nawet na okładce muzycy wydają się być nieobecni. Przypominają nieco manekiny, bezuczuciowe i bezduszne impersonifikacje człowieka. Homo Technologicus. Album ten przyniósł też 1) "hymn", dewizę zespołu - utwór The Man Machine (co ciekawe, grali go na koncertach dopiero od 1993) oraz 2) megahit zespołu, najbardziej rozpoznawalny utwór - "The Model". Czuć tutaj minimalizm w brzmieniu (ale i w tekstach - najdłuższym jest właśnie "The Model").
1978 - The Man Machine (cały album) - ok. 35 minut.
To na razie na tyle. :) Może jeszcze 1-2 "lajtowe" płyty dodam i zacznę opisywać bardziej wymagający materiał. Trochę tego jest. Na pewno na 1 części się nie zakończy. :) Obiecuję. ;) Mam nadzieję iż część 1sza nikogo nie zanudziła. Przynajmniej jakoś kreatywnie spędziłem dzisiejszy wieczór. :) (a miałem w końcu zabrać się za czytanie książek do licencjatu...)
TU AMADEUSH XD
OdpowiedzUsuńczekam na kolejne recenzje
OdpowiedzUsuń