Przedmiotem dzisiejszej recenzji jest ostatni album studyjny Tangerine Dream nagrany i wydanyza życia Edgara Froese - Mala Kunia. Został on nagrany i wydany w 2014 roku z okazji koncertów w Australii (recenzja albumu koncertowego). Jest to pierwszy i ostatni zarazem krążek studyjny nagrany w nowym składzie: Edgar Froese, Thorsten Quaeschning i Ulrich Schnauss.
Recenzja jest dedykowana Weronice, która znowu jest Słoneczkiem. :)
Płyta tra ok 52 minut i zawiera wyłącznie nowy materiał. Składa się z 7 utworów. Przeważnie trwają 8-9 minut ale najkrótszy trwa niecałe 6. Filmy z Youtube są podlinkowane w tytułach utworów. Jeżeli nie ma filmu to znaczy, że nie ma go na YT.
1. Shadow And Sun. Z mrocznego początku wyłaniają się delikatne i słodkobrzmiące promienie słoneczne. Po kilku dźwiękach włącza się sekwencer. Dość mocne, ciekawe brzmienie ale nie jest szybki. Wyznacza podstawowy rytm utworu. Oczywiście jest delikatnie okraszony innymi dźwiękami. Niewiele się dzieje w utworze. Przyjemna melodia chociaż nieco cicha. Pojawiają się w tym całym mroku promienie Słoneczka Weroniki. Ok. 2:55 sekwencer staje się jeszcze mocniejszy i potężniejszy. Słońce mocniej oświetla tytułowy Cień. Ok. 3:40 wracamy do poprzedniego brzmienia. Melodia uległa zmianom. Ok. 5:00 po raz kolejny mamy "refren" - mocniejszy i bardziej nasłoneczniony sekwencer. Pojawiają się śliczne, słoneczne klawisze (ok. 5:35). Pod koniec jest coraz mniej melodii a także sekwencer powoli zanika. Wracamy do brzmienia z samego początku utworu. Dominuje tu raczej mrok ale trochę Słoneczka także się znajdzie. Przyjemny i całkiem fajny początek płyty.
2. Madagaskunia. Utwór otwiera ciepła i słodka jak Werka sekwencja. Bardzo wakacyjne brzmienie całości. Pojawiają się w melodii brzmienia kojarzące się z TD. Delikatna, senna melodia ubogaca słoneczny sekwencer. Później pojawiają się dodatkowe dźwięki, które urozmaicają całość. Sekwencja wbija się w umysł i nie pozwala o sobie zapomnieć. Na samym końcu znika sekwencer i pozostaje tylko melodia. Kolejna fajna i przyjemna kompozycja. Wciągająca na swój sposób.
3. Madagasmala. Tajemniczy, trochę mroczny ale rytmiczny początek. Bardzo fajny miks mroku i Słoneczka, rytmiczniejszy od Shadow And Sun. Pojawia się znajomy motyw i sekwencja. Niejako miks poprzednich dwóch utworów (serio - sekwencja teraz brzmi jakby wariacja tematu z Madagaskunia). Dość sporo się tu dzieje. Dużo zmian i kolorów. Można się wciągnąć. Sekwencer w pewnym miejscu przyśpieszył i nie brzmi już jak z Madagaskunia. Niesamowity rytm i melodia. Ok. 4.55 utwór przechodzi w wariację tematu z Madagaskunia ale różnice są do wyłapania. Ciekawa końcówka. Świetny utwór. Bardzo ciekawie skonstruowany.
4. Beyond Uluru. Od początku uderza w uszy rytm perkusyjny. Dopiero po sekundzie czy dwóch wchodzi elektronika. Tworzona ona tajemniczy i klimatyczny wstęp. Sporo tu rytmu gorącego jak Słoneczko Weronika i elektronicznego mroku. Utwór staje się coraz bardziej rytmiczny. Kolor dźwięku jest podobny jak w pozostałych utworach. Jest coraz goręcej i rytmiczniej. Gdzieś pod koniec 3 minuty - w 4 minucie zrobiło się ciekawiej dzięki klawiszom. Druga połowa jest moim zdaniem ciekawsza niż pierwsza. Nie jest to zły utwór ale najwyżej nieco ponadprzeciętny ze słabym zakończeniem.
5. Vision Of The Blue Birds. Mroczny i rozmarzony, leniwie się snujący początek. Po pierwszej minucie robi się bardziej rytmicznie. Senne marzenie o niebieskim ptaku. Ok. 1:40 wchodzi sekwencer. Piękny, miły dla ucha utwór. Całkiem sporo się dzieje i nie jest nudny. Utwór cały czas ma w sobie dawkę sennego, rozmarzonego klimatu. Sen na jawie, śnimy choć nie śpimy, podtrzymywani w gotowości przez sekwencer. Końcówka jest bez sekwencera i ma mocniejszy, senny klimat.
6. Snake Men's Dance At Dawn. Tajemniczy taniec zaczyna się bardzo powoli. Dziki lud wężoludzi tańczy w rozmodleniu do mandarynkowych dźwięków. Wspaniała, słoneczna melodia. Niezwykle Słoneczny utwór. Piękna melodia. Najkrótszy (niecałe 6 minut) a zarazem najbardziej nasłoneczniony utwór na tej płycie. Sporo tu sekwencera, tworzącego główny rytm. Końcówka wchodzi dość nagle i jest mroczna. Zupełne przeciwieństwo reszty utworu. Trochę zawodzi.
7. Power Of The Rainbow Serpent. Mocny, nowoczesny rytm. Najbardziej współczesny brzmieniowo utwór na tej płycie. Przyjemna, cicha melodia, lekko smyczkująca w brzmieniu. Sekwencer pojawia się w ok. 2:25. Cały czas jednak utwór jest łagodny. Tęczowy Wąż jest istotą niezwykle łagodną i delikatną. Niestety, utwór ten nie jest tak dobry jak jego początek. Dopiero ok. 6 minuty jest trochę lepiej. Przeciętny finał. Ciekawe zakończenie.
Mala Kunia jest całkiem przyjemną płytą. Nowy skład zespołu, poszerzony o trzeciego klawiszowca (Ulrich Schnauss), dopiero się rozgrzewał. Niestety nie dane im było zaprezentować się w pełnej krasie i w pełnej mocy. Mala Kunia jest niestety niespełnioną zapowiedzią czegoś więcej.
Nie jest to zły album. Trzyma co najmniej średni poziom od początku do końca. Szkoda tylko, że finał zawodzi. Jest on, moim zdaniem, najsłabszą częścią płyty. Najmocniejszą jest początek (pierwsze 3 utwory) i utwór 6 (Snake Men's Dance At Dawn). Na całej płycie pojawiają się Słoneczne akcenty (dzięki Weronice? ;)), które znacznie ją umilają i rozświetlają. Nie jest to może najlepsza płyta z ostatniego okresu ale na pewno nie jest to także najsłabsza pozycja. Przeciętna, dobra płyta, zasługująca na 4. Przyzwoita raz na jakiś czas a i może parę motywów wpada w ucho (np. sekwencer z Madagaskunia).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz