Ci, co znają dyskografię Klausa Schulze, wiedzą zapewne o jakim albumie będzie dzisiaj mowa. Jest to płyta "Dreams" z 1986 roku. Jak pewnie pamiętacie, od 1980 roku w muzyce Schulza zachodzą zmiany. Proces "digitalizacji" instrumentów został już zakończony ("drugą falę digitalizacji" przeszedł np. Kraftwerk, który już od bodajże 2002 roku występował na scenie tylko z 4 laptopami). Następnym krokiem było złagodzenie muzyki. Rzeczywiście, albumy takie jak "Trancefer" (1981, wstęp do recenzji jest nieaktualny ;) ) czy "Dziękuję Poland" (1983, recenzja drugiej płyty jest tutaj) są znacznie bardziej przystępniejsze nawet dla mnie, "weterana" muzyki elektronicznej, niż np. Schulzowe klasyki pokroju "Timewind" (1975) czy "Moondawn" (1976). Jeszcze lepiej zmiany są słyszalne na "Inter*Face" (1984).
A najlepsze zmiany to urodziny Chmurki Dominiki!!! 100 lat, wszystkiego najlepszego, dużo uśmiechu, podróży i spełnienia Marzeń (niekoniecznie w mandarynkowej tonacji) :* :* :* Recenzja jest dedykowana mojej słodkiej Słonecznej Chmurce :*
"Dreams" rozwija i kontynuuje zmiany. Tak jak poprzednio (wspomniany już przeze mnie album "Inter*Face"), mamy tutaj utwory znacznie krótsze niż zwykle (dominują tu utwory co najwyżej 10 minutowe), wzbogacone jedną dłuższą formą. Tym razem muzykę swoją Schulze wzbogacił o nowe instrumenty (np. gitara akustyczna czy basowa) a także o wokal. Czy zmiany wyszły na dobre? Aby udzielić odpowiedzi na to pytanie, trzeba zapoznać się z "materiałem dowodowym".
Niestety, nie znajdziecie na YT nic poza tytułowym utworem z tej płyty i bonusem z wydania z 2005 czy 2006 roku.
1. A Classical Move.
Utwór otwiera orkiestrowa wstawka. Dalsza melodia brzmi także w sposób "podklasycyzowany", jakby Schulze ubogacał swoimi syntezatorami orkiestrę. Ok. 0:53 wchodzą już typowo elektroniczne brzmienia - zapewne sekwencer. Orkiestra nie przestaje grać. Utwór wyraźnie się zmienia a zmiany są poprzedzone charakterystycznym dźwiękiem. Pod koniec trzeciej minuty do gry dołącza się perkusja. Całość staje się jeszcze żywsza i weselsza. Później melodia utworu ma taki specyficzne, "kryształowo-szklane" brzmienie. W 6 minucie wyraźnie słychać zdigitalizowane "smyczki". Wesoła orkiestra gra dalej. W 8 minucie powraca szybki, perkusyjny rytm.
Utwór jest bardzo ciekawy w brzmieniu. Brzmi słodko ale jednocześnie interesująco. Świetnie zrealizowany.
2. Five To Four.
Tajemnicza i słodka melodia po chwili zostaje ubogacona innymi, niemniej tajemniczymi dźwiękami. Całość jest niezwykle intrygująca i może kojarzyć się z niektórymi partiami z "Logos Live" (1982) autorstwa Tangerine Dream. Warto zwrócić tu uwagę na sekcję basową bowiem to właśnie mniej więcej koło niej jest właściwa część utworu. Sama słodka melodia jest tylko dodatkiem do reszty, "przysłowiową" wisienką na torcie. Im dalej w utwór, tym ciekawiej. W drugiej minucie całość wzbogacają naprawdę ciekawie i wprawnie zagrane quasi-fortepianowe. Później wracamy do jeszcze ciekawszych, czysto elektronicznych brzmień. Pojawia się nawet pewien obsesyjnie powtarzany motyw. Dziwność muzycznych automatów. W 5tej minucie łagodny i szalony fortepian powraca na chwilę by ustąpić głównej treści tego utworu. Pod koniec się robi coraz bardziej intensywnie - utwór prawie, że "krzyczy" próbując zagłuszyć "krejzi" fortepian.
Kolejna ciekawa nutka.
3. Dreams.
Płynne przejście z poprzedniego utworu. Tu otwarcia dokonuje orkiestra. Następnie wchodzimi w elektroniczny wymiar mroku. Muzyka jest tak mroczna, że ledwo ją uchem "widać". Zamiast marzeń, snu mamy raczej koszmar ale namalowany raczej pastelowymi kolorkami. Słychać coś, co ma przypominać bicie zegara, chóry duchów. Halloween już był... W 5tej minucie pojawia się perkusja, która robi się coraz głośniejsza. Utwór robi się straszniejszy ale ja chyba jestem odporny na strach. Wikingowie nie wiedzą co to strach.
Ten utwór jest bardzo nudny. Niby tytułowy ale zupełnie pozbawiony czegokolwiek co by przyciągało uwagę słuchacza. Może dalej będzie lepiej.
4. Flexible.
Wesoła kontynuacja. Bardzo wesoła. Nazbyt wesoła. Nieco mroczne brzmienie jest skryte pod bardzo wesołą i rytmiczną melodią. Czy to Schulze ? Pojawiają się ciekawe dźwięki - te "kryształowe" ozdobniki. Mocny bas wyczuwa. Schulze chyba chciał pobawić się z synthpopem. W 2giej minucie utwór rusza z kopyta. Słychać coś, co może brzmieć jak gitara. To nie może być Schulze.
Dość średnie 4 minuty, jeśli nie słabe.
5. Klaustrophony (link zawiera 15 minutowy fragment i tekst piosenki).
Kolejna część suity - najdłuższy, 24 minutowy, utwór na tej płycie. Intrygujące, ciekawe, słodkie otwarcie. Klawiszowy, "kryształowy" motyw ma niemalże hipnotyzującą moc. Później on się nieco komplikuje, przez co staje się jeszcze ciekawszy i piękniejszy. Słychać basopodobne "drgania". Motyw dalej się przekształca a wspomniane "drgania" i "buczenia" stają się wyraźniejsze. W 4 minucie melodię wzbogaca delikatna orkiestra i chórki. W 7mej minucie melodia zostaje wzbogacona. Przez ten czas ten motyw, choć już w innej postaci niż pierwotnej, zrobił się już nudny. W 8 minucie utwór gwałtownie przyśpiesza, m.in dzięki wprowadzeniu perkusji. Całość brzmi jak pozbawiona kreatywności i "tego czegoś" dźwiękowa papka.
W 11 minucie dochodzi gitara akustyczna. Wyróżnia się na tle tej bezpłciowej mieszaniny muzycznej. Wydaje mi się to być dość odważnym połączeniem - gitara akustyczna + elektronika (choć już nie hardcorowa). Pod koniec 13 minuty wchodzi gwałtowny i mocny rytm. Nie jest to już przyjemna perkusja jaka była wcześniej lecz młot uderzający w uszy słuchacza. Młot kontrastujący z przyjemną i słodką gitarką.
W 15 minucie pojawia się wokal. Okropny głos wokalisty. Muzyka brzmi tak samo jak wcześniej choć już bez gitary. Na szczęście muzyka wciąż się zmienia i nie staje się obrzydliwe nudna. Wokal nie przestaje irytować. W 18 minucie słychać bas - nie elektroniczny.
Kolejny powiew nudy na tej płycie. Tym razie ostał się na dłużej.
"Dreams" niestety nie okazał się dobrą płytą. Pierwsze dwa utwory są naprawdę ciekawe i interesujące ale pozostałe są najwyżej średnie a tytułowy - fatalny. Na szczególną pochwałę zasługuje ostatni utwór, który jest bardzo zróżnicowany w swojej (pozornej) monotonności. Minus należy się za wokal. Okropny głos.
W sumie, "Dreams" nie wywarł na mnie zbyt wielu pozytywnych wrażeń. To słaba płyta. Nieciekawa, nudna, nieatrakcyjna. Szkoda, że tak kiepski album wybrałem na urodzinową recenzję dla Chmurki. :(
Oceniając tą płytę, musiałbym wystawić 1+ ew. 2-. Bardzo słaby album od Klausa Schulze. Nie wszystko złoto co się świeci...
Jeszcze raz: 100 lat i wszystkiego najlepszego dla Chmurki Dominiki!!! :*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz