piątek, 10 kwietnia 2015

10.04.2015 - Kolejny najazd Niemców na Polskę - CD 1

W 1983 roku Tangerine Dream i Klaus Schulze podzielili między sobą Polskę. Niemiecka, elektroniczna inwazja zaczęła się latem tego roku (KS) a skończyła zimą (TD). Z obu ataków niemieccy możnowładcy muzyki elektronicznej przygotowali obfite raporty dźwiękowe. Tangerine Dream i ich Poland - The Warsaw Concert już opisałem (Część 1sza i Część 2ga). Pozostał więc dwupłytowy raport od Klausa Schulze.

Recenzja dedykowana jest Agnieszce, bardzo ważnemu Słoneczku. ;) Dziękuję za wszystkie lajki na fejsie i przeczytane recenzje. ;) Jesteś bardzo kochanym Słoneczkiem. :)

Jak widać na okładce albumu, operacja w Polsce była na tyle trudna i skomplikowana, że KS sam nie był w stanie się "wyrobić". Na albumie mamy więc wsparcie w postaci Rainer Blossa, jednego z współpracowników z którymi Schulze nagrywał płyty. Oczywiście, to wciąż jest album Schulza i to on dominuje.

Płyta "Dziękuję Poland Live '83", zgodnie z tytułem została nagrana podczas polskich koncertów duetu muzyków. Klaus wówczas promował w Europie swoją najnowszą płytę, Audentity (również 1983). Koncerty w Polsce były ostatnimi zaplanowanymi w ramach tej trasy koncertowej. W przeciwieństwie do TD, Klaus na płytach umieścił oryginalne nagrania z koncertów z różnych miast. Pomyślał o wielu Słoneczkach - Warszawskim (Agnieszka) i Łódzkim (Weronika). :)

Zgodnie z tytułem tego posta, teraz będzie recenzja płyty 1szej, poświęcona Warszawskiem Słoneczku. Jeżeli będę mieć siły to może pojawić się też i recenzja drugiej płyty, tym razem dla Łódzkiego Słoneczka.

Płyta pierwsza składa się tylko z dwóch utworów, o łącznym czasie trwania ok. 50 minut. Zamieszczone kompozycje pochodzą z koncertu z Katowic (utwór nr 1) i z Warszawy (utwór nr 2).

Katowicką część albumu otwiera rozmarzony, delikatny, upstrzony fortepianopodobnymi wstawkami wstęp. Po krótkim wstępie wchodzi bardziej fortepianowa część. Nabiera ona dynamiki. W tle pojawiają się elektroniczne wstawki - m.in chórki (głównie chórki albo smyczki). W drugiej minucie zaczyna się ostrzejsza jazda. "Fortepian" nie przestaje grać. Z każdą sekundą "szaloność" tego utworu zwiększa się. Dramatyczny "zastój" w trzeciej minucie i znowu mamy skromny fortepian. Mocny akompaniament syntezatorowych smyczków. Nagle pojawia się bit. Teraz melodia brzmi jakby jakiś mix elektroniki i smyczków. Szalona orkiestra gra do "krejzi" bitu, brzmiącego trochę dyskotekowo. W tle - sympatyczna elektronika. Schulze i Bloss zabawiają tłumy "dyskotroniką". Miks elementów "poważnych" i "rozrywkowych". Ta Muzyka jest niesamowicie "krejzi" ! Podoba mi się. Przyjemny, lekki rytm kontrastuje z pewną "powagą" smyczków (przynajmniej ja to tak nazywam - nie znam się na muzyce poważnej). Ok. 10:30 mamy "przerywnik" - wesoły fortepianek na tle tego bitu. Cały czas mamy mocne basy. Klawisze brzmią niezwykle wesoło chociaż nie tak słodko jak prezentowałem to wczoraj . Przed 12 minutą powracamy do poprzedniej melodii. Rytm jest mniej więcej ten sam. 12:45 - wchodzi fajne, trochę dziwne solo. Urozmaicenie muzyki. Niezwykle szalone. Brzmi jakby to był dialog muzyczny dwóch muzyków. Nie da się nie uśmiechać podczas słuchania tego utworu. Co jakiś czas zachodzą interesujące zmiany w melodii - np. ok. 15:35 - "fletujące" klawisze. Co jakiś czas także przewijają się elektrosmyczkowe sekcje (jak np. ok. 17:30). Na ok. 6-7 minut przed końcem muzyka zwalnia stopniowo i mamy iście Ludwigowską sekcję (gdzieś chyba coś podobnego się pojawiało ale na orkiestrę w Ludwig II Von Bayern z X, 1978). Na 5 minut przed końcem mamy kakofonię brzmiącą jak jakiś "fail" orkiestry. Muzyka poważnieje. Może brzmi nieco baletowo teraz? Głębokie basy w akompaniamencie. Ta sekcja mocno kontrastuje z rozrywkowym charakterem głównej "masy", "treści" tego utworu. Na ok. 2,5 minuty przed końcem mamy powtórzenie poważnego baletu ale w nieco szybszej aranżacji, z wyraźnymi klasycznymi wpływami (jeszcze wyraźniejszymi niż za pierwszym razem). Kiedy kończy się balet mamy mroczną i tajemniczą muzyczkę. Muzycy nie pozwalają się utworowi skończyć. Kończą go w nieco dziwny i raczej nieoczekiwany sposób. Ale nie będę Wam spoilerował wszystkiego. :P

Warszawska część albumu wkracza do akcji szybkim sekwencerem i świetnym klawiszowym popisem. Muzycy od razu przechodzą do rzeczy. W końcu to Niemcy. ;) Jeszcze przed pierwszą minutą na liczniku mamy "fortepianowy" popis (krótki). Muzyka jest bardzo dynamiczna i niezwykle żywa. Z chaosu muzycy potrafią przejść do klasycyzującego ładu. Poza krótką, chaotyczną sekcyjką, muzyka brzmi dość spokojnie i niezwykle uporządkowanie. Warszawa powoli nabiera mocy ok. 4 minuty. Triumf sekwencerów! Stają się głośniejsze i mocniejsze ok. 4:30. Pojawiają się smyczkopodobne fragmenty, swoistego rodzaju muzyczne dekoracje. W tle tajemnicze "przeszkadzajki". (ok. 5:30). Jest pewna melodia, dość wyraźna. Przed 7 minutą coś poszło nie tak ale znając Schulza to zapewne jego solówka przy akompaniamencie elektronicznego wichru. Dziwna solówka przekształca się w sympatyczną melodię, słodką na swój Schulzowy sposób. A po chwili znowu rozwrzeszczana i rozkrzyczana. Sekwencer nie przestaje pędzić. 9:23 ! Jeden z moich ulubionych momentów w tym utworze. Kolejna mocna solówka. Bit tak samo intensywny jak w Katowicach. Dużo "przeszkadzajek". Klaus wraz z Rainerem próbują dogonić sekwencer. 11:10 ! Fajna melodyjka. :) Z rozwrzeszczanym, minimoogowym "przeszkadzajkiem". ;) Utwór jest bardzo szalony. Z początkowego spokoju (jako takiego) przechodzimy w samą otchłań szaleństwa. Dzieje się dużo. Utwór potrafi zdemolować uszy. Przed 13 minutą - jakieś elektropopiardywanie. xD Melodyjka z 11 minuty powraca. 14 minuta oznacza kolejną muzyczną zmianę. Obłęd. Można zagubić się w tym gąszczu dźwięków. Perkusyjny bit okłada publiczność niczym ZOMO. :D A do tego potężne "wrzaski" syntezatorów. Ok. 16.30 melodyjka jeszcze raz powraca. Warszawskie szaleństwo. Znajome dźwięki na nowym tle. Szaleństwo wyrażone innymi dźwiękami niż w Katowicach. Dobra dyskoteka. ;) Na ok. 4 minuty przed końcem, muzycy zwalniają.  Klawisze nie przestają "śpiewać". Głośny wrzask i przechodzimy do smutnego końca (ok. 21:30). "Irrlicht"-to podobny klimat a nawet i brzmienie. Muzycy ze smutkiem żegnąją Warszawę. Długie i smutne pożegnanie. Ok. 22:50 mamy ciemny fragment muzyki. Brzmi jakby coś z innej płyty Schulza (1988 - En=Trance). Te skojarzenie mam od dawna jak słyszę tą cząstkę tego utworu. W tenże sposób, Schulze i Bloss wychodzą z tego utworu.

Pierwsza płyta Dziękuję Poland Live '83 prezentuje bardzo szalony materiał. Niezwykle zróżnicowany i dynamiczny. Muzyka grana na żywo, chociaż za bazę służyły utwory z albumu "Audentity" (też 1983). Niesamowicie pozytywna muzyka. Klaus Schulze i Rainer Bloss potrafią sprytnie i ciekawie włączyć elementy "poważne" do "niepoważnej", rozrywkowej muzyki. Szalona płyta zrecenzowana przez szalonego recenzenta. ;) Zasłużona 5. Materiał od którego nie da się oderwać. Można się wyszaleć, może i nawet potańczyć.

Próbka z YT: cała płyta (obie płyty). Razem 90 minut muzyki. Pierwsze 50 minut to płyta pierwsza, przedmiot tej recenzji. A na okładce wcielenie mnie - słuchawki i porządna stylówka. Nawet okulary się znalazły. :P Może z rentgenem bym sobie popatrzył na Słoneczka. :>



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz