środa, 15 kwietnia 2015

14.04.2015 - Views From A Red Train

Tym razem recenzja na dobranoc. Nie chce mi się ani spać, ani uczyć więc postanowiłem iż napiszę recenzję. Zrecenzowałem tak wiele płyt, że w zasadzie coraz ciężej mi wybrać coś do przedstawienia. A ten miesiąc jest wyjątkowy. Nie mniej - ad rem. Zamierzam przedstawić Wam dzisiaj kolejny album współczesnego Tangerine Dream - Views From A Red Train (2008).

Okładka oryginalnego wydania, Eastgate, 2008


Okładka wznowienia, Membran, 2009


Ten album pierwotnie miał być solową płytą Edgara. Skończyło się jednak na tym iż stał się projektem całego zespołu zaś EF jest jedynym kompozytorem i klawiszowcem. Pozostali członkowie wsparli go swoimi umiejętnościami gitarowymi i perkusyjnymi (chociaż Edgar też pojawia się na gitarze) a także innymi (w tym saksofon). We wkładce do płyty zmieszczono także kilka krótkich notatek związanych z każdym utworem na niej. Szkoda, że Membran (mam wznowienie) nie dał większej książeczki - przydałaby się większa czcionka, co naturalnie sprawiłoby iż tekst zająłby więcej miejsca.

Tak więc otrzymujemy 9 zupełnie nowych utworów i jeden remiks. Wszystko skomponowane tylko przez Edgara. Nie będę zdradzał więcej szczegółów teraz.

1. Carmel Calif otwiera delikatna, spokojna sekwencja na którą nałożony jest ludzki śpiew (głos - może sample). Po chwili dochodzi do tego perkusyjny rytm. Nie jest za szybki ani przesadzony. Po 1szej minucie utwór nabiera trochę mocy. Rozmarzona, spokojna kompozycja. Klawiszowe melodie są naprawdę skromne. Główną melodię bardziej tworzą te głosy a reszta to ozdobniki. Ok. 2:30 wchodzi delikatna, skromna gitara (bardziej wyraźna i słyszalna w aranżacjach koncertowych tej kompozycji). Pojawia się później mocniejszy gitarowy akcent. Jest to prawdopodobne gdyż według książeczki są dwie gitary tutaj (EF i Bernard Beibl, główny gitarzysta TD na koncertach). Ok. 4:25 pojawia się solo gitarowe, o lekko pustynnym brzmieniu. Od momentu jak pojawiła się gitara, jest ona nieodłącznym elementem tego utworu. Przyjemny utwór. Bardzo rozmarzona końcówka, z fajnym, gitarowym akcencikiem.

2. Passing All The Signs. Rozmarzona, delikatna i spokojna kompozycja. Tylko Edgar i dźwięki. Cyfrowa wędrówka po pustyni. Pojawiają się głosy, znowu. W pewnym momencie stają się dominujące. Głosy brzmią bardzo "rzeczywiście" i realnie. Zsamplowane pewnie ale na pewno musiały być nagrane. Rzeczywiście - w pracy nad płytą zaangażowany był Chór Dunajski z Wiednia (? - nie znalazłem informacji o nim, tłumaczenie nazwy z książeczki do płyty). Piękny utwór. Niesamowicie łagodny.

3. Leviathan. Utwó rozpoczyna się od powoli wchodzącej sekwencji. Stopniowo nabiera mocy i rozkręca się. Ok. 0:50 wchodzi mocna, głęboka perkusja. Edgar popisuje się odrobinę na klawiszach. Ok. 1:35 wchodzi gitara Bernharda. Jeden z najmocniejszych numerków od TD. Uwielbiam ten kawałek. To mógłby być singiel z tej płyty. Myślę, że nadałby się. Prawdziwą potęgę gitary czuć dopiero ok. 4 minuty. Utwór kończy się w podobny sposób jak zaczyna ale od tyłu. :) Chyba najmocniejszy utwór TD.

4. Hunter Shot By A Yellow Rabbit. Smutne chórki otwierają ten utwór. Klawisze są delikatne i spokojne. Ciężko mi jest opisać to brzmienie ale jest ciekawe. Wchodzi rytm i melodia. Lecimy w Kosmos. Pojawia się delikatny sekwencer. Rytm przyśpiesza. Po chwili wchodzi gitara (Edgar). Kolejna przyjemna kompozycja. Niezbyt mocna, łagodna, lekko posłodzona. Mocny popis gitarowy od Maestro. Końcówka utworu jest niezwykle spokojna i wydaje się być sztucznie wydłużona (ostatnia minuta czy 1,5).

5. Nutshell Awakening. Powiewa delikatną tajemnicą i grozą. Troszkę się dzieje w tle. Wchodzi perkusja i gitara. Utwór ma trochę senne brzmienie. Po chwili się rozkręca i jest nieco szybszy. Czuć jak utwór się zmienia. Kolejna śliczna kompozycja. Stopniowo rozbudza się. Ok. 4 minuty jest już bardzo mocno. Sporo gitary. Tworzy ona główną melodię. Ciekawe zakończenie.

6. One Night In Space (na Youtube nie ma studyjnej wersji remiksu, jest tylko oryginał). Ten utwór jest remiksem. Pojawił się na singlu w 2007 roku a rok później został znacznie zmodyfikowany. Późniejsze wersje koncertowe są bazowane właśnie na tym remiksie. Od samego początku towarzyszy nam sekwencer i delikatna, szczątkowa melodia. Pojawia się perkusja a chwilę po niej - gitara. Właśnie - remix ten to mocniejsza wersja tego utworu, wzmocniona m.in obecnością gitary. Kolejny przyjemny utwór. Jeden z moich ulubionych z tej płyty. Znacznie lepsza wersja od oryginalnej. Przy niej, oryginał wydaje się być strasznie nijaki.

7. Serpent Magique. Pulsacyjny rytm wita nas. Delikatne, eteryczne tło. Utwór powoli się rozkręca. Pojawia się jakiś "szum". Tytułowy wąż. Niesamowita kompozycja. Ciekawe są te dzwoneczki (np. 1:30). Z każdą chwilą utwór brzmi coraz pełniej. Wchodzi sekwencer. Jeszcze przed 3 minutą utwór osiąga apogeum szybkości. Pojawia się także gitara (Edgar). Wciągający rytm. Świetna gitara. Utwór cały czas przykuwa uwagę. Znowu zbyt szybko się kończy. Strasznie długo trwa zakończenie.

8. Lord Of The Ants. Tym razem wspinamy się na górę. Kroczymy powoli ale równym krokiem i jednostajnym tempem. Melodia jest delikatna i spokojna. Sekwencer jest delikatny i w tle. Po pierwszej minucie odrobinę przyśpieszamy wędrówkę. Sekwencer także się rozwija. Ok. 2:50 pojawia się gitara (znowu Edgar solo). Cudowne brzmienie Jego gitary. Ok. 4 minuty, główną część utworu stanowi sekwencer okraszony delikatną, cichą "podbudową". Brzmienie gitary się rozwija i jest bardziej rockowe. Popis Mistrza na tle sekwencera. Ok. 6:30 gitara znika i mamy tajemnicze głosy na tle sekwencera. Sekwencer uwija się niestrudzenie jak mrówka. ;) W pewnym momencie gitara wróciła - znowu z tym samym, wspaniałym motywem. Piękne zakończenie, rozpoczęte gitarowym akcentem.

9. Fire On The Mountain. Od razu wchodzimy w wir wydarzeń muzycznych. Od początku towarzyszy nam sekwencer. Dopiero po pierwszej minucie pojawia się melodia. Jest ona oparta o głos ludzki, trochę to charakterystyczne dla tej płyty. Szybki utwór, napędzany pędzącym, ognistym wręcz sekwencerem. Melodia jest nieco taneczna w moim odczuciu.

10. Sound Of A Shell. Tajemnicze intro. Znowu głosy. Motyw cały czas się powtarza. W jego tle cicho startuje sekwencer. Powoli staje się on głośniejszy. Tło się wzbogaca. Motyw cały czas powraca. Może to jest echo dźwięku z tytułowej muszli? W pewnym momencie przestaje się pojawiać. Sekwencer brzmi bardziej "tłusto" i jest "otoczony" przez głosy. W 4 minucie pojawia się gitara (duet EF i Bernhard Beible). Niesamowicie to brzmi. Świetne gitary. Piękne zwieńczenie płyty.

Uwielbiam Views From The Red Train. To jedna z moich ulubionych płyt TD w ogóle! Sporo tu brzmień gitarowych a w 3 utworach Edgar pojawia się na gitarze solo (w 2 w duecie z Bernhardem Beiblem). W każdym utworze pojawia się gitarowe coś (poza utworem drugim, Passing All The Signs). Sporo tu także sekwencerów. Często w utworach TD buduje on rytm. Tak jest i tutaj - np. Fire On The Mountain. Brzmieniowo jest niesamowicie spokojnie i łagodnie - z wyjątkiem mocnego Leviathana i nowej wersji One Night In Space. Z drugiej strony mamy Passing All The Signs - piękna ale jednocześnie najłagodniejsza kompozycja na tym albumie. Views From A Red Train to jedna z najlepszych płyt wydanych w okresie tzw. The Eastgate Years. Przyjemna w odsłuchu, niezwykle odprężająca i relaksująca. Warto posłuchać. Z uśmiechem wystawiam pełne 5. Cieszę się, że mam ten album na CD, kupiony jeszcze za życia zespołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz