niedziela, 26 kwietnia 2015

25-26.04.2015 - Schulze na Słoneczną nutę

Dzisiaj postanowiłem przed snem napisać jakąś recenzję bo "dawno" (tzn. ze 2 dni) nic nie było. Ostatnio wpuściłem trochę Tlenu na bloga a dzisiaj zamierzam wpuścić odrobinę Słońca. Jak już się zapewne domyślacie - recenzja jest / będzie dedykowana wszystkim moim Słoneczkom z seminarium na Instytucie Pięknych Słoneczek (a w szczególności Łódzko-Słonecznej Weronice). Pani Profesor prowadzącej również. ;)

Początek lat 90. nie był dla Schulza zbyt udany. Raczej kiepskie płyty wychodziły spod jego palców (i nie tylko palców :P). Przykład - moje odczucia podczas ostatniego, niedawnego odsłuchu The Dome Event (najlepszy moment na całej płycie to... gitarowopodobne plumkanie! Nawet sekwencery na koniec koncertu nie były aż tak ekscytujące). Ja wiem, że 30 minut na utwór to za długo dla większości (a The Dome Event to godzinny koncert + mały, 10 minutowy, bonusik ze studia) ale nawet mnie zdołał znużyć. Zresztą nie o tym teraz - pierwsza połowa lat 90. u Schulza to rytmizacja muzyki i fascynacja samplingiem. Pojawiają się różne "dźwięki natury", jakieś głosy ludzkie (jęki kobiet... Body Love?! ;)). Beyond Recall to jednak wyjątek - dość udana płyta do której dość często wracam. Nie tylko dlatego, że wydana w "moim" roku (jestem rocznik 1991) ;) (niestety, nagrana jeszcze w poprzednim).


Powyższy filmik zawiera całą płytę. Na Youtube jest widoczna zarówno tylnia jak i przednia okładka. Można wysłuchać też i z bloga ale tu w miniaturce okładki są "urwane".

Oto całość przedniej okładki. Nic tylko wydrukować i oprawić w ramkę. :)

Na płycie jest 5 utworów. Schulze zamieścił aż 4 krótsze kompozycje - wszystkie trwają ok. 11-15 minut. Jest też miejsce na coś dłuższego - troszkę ponad 25 minut. Właśnie do tego najdłuższego utworu nawiązuje tytuł dzisiejszej recenzji.

1. Gringo Nero. Danie główne jest serwowane od razu na początku. Od razu mamy w wyobraźni krajobraz zachodu Słońca. I Schulza grającego na "gitarze". To syntezatorowi trik - brzmienie zbliżone do gitary. Po krótkiej chwili wchodzi rytm. Z tym nastrojem mi się kojarzy ten utwór. Ok. 1:45 wchodzi motyw, który parę razy się przewija w tym utworze. Niezwykle Słoneczny i ładny. Dużo tu tego gitaropodobnego plumkania na Słonecznie wesołą nutę. Już teraz jest fajnie a co by było jakby Schulze zagrał to z prawdziwym gitarzystą (np. ze swoim przyjacielem z czasów Ash Ra Tempel - Manuel Goetschingiem) ? Ok. 4:50 mamy przejście i pojawiają się brzmienia zbliżone do trąbki (przynajmniej ja to tak nazywam). Wciąż mamy muzyczny zachód Słońca. Cały czas przygrywa wesoła, rytmiczna perkusja. Nawet nie czuję upływu czasu a już 7 minuta na ipodowym liczniku u mnie... Co jakiś czas Schulze delikatnie zmienia nastrój - np. tęczowe klawisze w 9-10 minucie (a w tle jakaś kobieta wije się z rozkoszy na łonie natury... te sample są zboczone! ;) A im dalej, tym bardziej - np. 11 minuta ;)). Muzyka niezwykle lekka (wręcz piórkowo lekka) i przyjemna. Muzyka nieustannie ewoluuje mimo jednostajnie brzmiącej perkusji. Pojawiają się "wtręty jazzowe" - np. przed 15 minutą. Tylko perkusja jest automatyczna, reszta to "robótki ręczne" - bez sekwencerów itp. ;) Zdecydowanie najlżejsza znana mi kompozycja Schulza. Słońce (w wymiarze muzycznym) aż bije po oczach i uszach od tego utworu! :) W 23 minucie Słońce naprawdę zachodzi. Powoli zapada zmrok. Nawet Justynie się spodobała ta nutka - a to już dużo znaczy. :) Najpiękniejszy, muzyczny zachód Słońca. Trochę rozerotyzowany miejscami ale to nic :P

2. Trancess. 13 minut, jeden z kilku krótszych kawałków na tej płycie. Od początku brzmi poważnie i mrocznie ale rozjaśnia go "fortepian" Schulza. Pojawia się flet czy coś. Brzmienie jest bardziej naturalne i bliższe oryginałowi niż syntezatorowe imitacje. Później dochodzi głęboka perkusja a także smyczki i głos (w operowym stylu). Te klasyczne dodatki są naprawdę przyjemne. A w tle elektroniczne plumkanie od Mistrza. Trudniejsza w odbiorze muzyka ale nie jest aż tak trudna jak np pierwsze płyty Schulza. Wciąż jest lekko i łagodnie. Podobają mi się te klasyczne "wtręty" (np. brzmienie "fortepianowych" partii). Odrobina klasyki w elektronicznym stylu (nie jest to jeszcze "to coś" - fani Schulza wiedzą zapewne co mam na myśli a Słoneczkom i innym Czytelnikom (i Czytelniczkom - nie zapominam o kobietach :P zwłaszcza o Słoneczkach!) nie chcę spoilerować).

3. Brave Old Sequence. Schulze powraca do tego, z czego jest najbardziej znany - sekwencer. Tym razem w lżejszym "opakowaniu muzycznym" i formie. Lekki sekwencer i perkusja jak w Gringo Nero. Łagodny utwór. Słoneczna strona sekwencerów. Jest też chwila przerwy, mniej więcej w środku utworu. Przerwa o smaku słonecznego zachodu w dźwiękowym kolorze półmroku (rozjaśnionego Słońcem). ;) Sekwencer powraca pod koniec 7 minuty. Znowu łagodny i kolorowy Schulze. Może nie tak pastelowo słodki jak na Dig It ale na pewno trochę słodszy niż zazwyczaj. Słoneczna strona Schulza? :D (to byłby dobry tytuł tej recenzji)

4. The Big Fall. Schulze maluje dźwiękami okoliczności przyrody. Jest kolorowo chociaż dzień powoli chyli się ku zachodowi. Słońce (a raczej Słoneczka) powoli idą spać. ;) Powoli artysta buduje napięcie. Rozmarzona kompozycja. Znowu mamy jazzowe wtręty. Słodka, klawiszowo-trąbkowa melodia. W 3 minucie wchodzi perkusja. Nie jest tu specjalnie potrzebna. Wolałbym nawet bez. Melodia się rozwija i zwiększa swoje tempo. Schulze staje się elektrojazzowym trębaczem. Wciągający, wesoły i przyjemny rytm. Mimo wszystko, wciąż jest lekko i łagodnie. Później Schulze odkłada trąbkę i wraca do klawiszowania. Niesamowicie przyjemny utwór od kompozytora "wagi ciężkiej" (nie zrozumcie mnie źle... Schulze nie jest gruby ale gra trudną w odbiorze elektronikę, nie to, co Tangerine Dream). Trąbka wraca na sam koniec. Piękna kompozycja.

5. Airlights. Bardzo tajemniczy, mroczny początek przyozdobiony naturalnymi samplami. Po minucie pojawia się liryczna "gitara". Cały czas jest mroczna atmosfera, wzbogacona pięknymi chórkami. Asłoneczna kompozycja. Poważny nastrój zadumy. Nic, zero Słońca. Cały czas oczekuję na coś Słonecznego. Pod koniec 6 minuty pojawia się poważny i piękny zarazem fortepian na tle ciemnej masy dźwiękowej. Czyżby dzień się skończył? Nocne, fortepianowe "robótki ręczne". Ciemniejsza strona Schulza. Niestety, kończy się on zbyt wcześnie. Znowu wrócił mroczny nastrój. Pod sam koniec, ok. 12:40, wchodzi jazzowy akcencik i sample. Tajemniczy finisz utworu. Znikamy w buszu. Natura wzywa (resztę zostawiam Waszej wyobraźni). ;) Mało Słoneczny finisz płyty. Nie oznacza iż jest zły. Najpiękniejszy moment - "partia fortepianowa".

Beyond Recall jest chyba najjaśniejszą brzmienowo i najbardziej Słoneczną znaną mi płytą Klausa Schulze! Mimo znacznie lżejszego brzmienia (najlżejszego w historii), muzyka wciąż smakuje świetnie. Jest niezwykle przyjemna oraz rytmiczna. Ma wiele odcieni, którymi można się rozkoszować podczas dousznej konsumpcji tego krążka. Pięknie i łagodnie, z nutą eksperymentów (jazzowe "wtręty", akcenty oraz sampling). Warto dać szansę tej płycie. Moim zdaniem jest dość dobra dla początkujących. Ocena - 5. Zresztą to nie ja powinienem wystawiać ocenę a Wy - w komentarzach pod recenzją. ;) Moją rolą jest zachęcenie do posłuchania płyty, zwrócenie na nią Waszej uwagi. Ocena ode mnie jest tylko dodatkiem - by formalnościom stało się zadość.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz