środa, 22 kwietnia 2015

22.04.2015 - Elektroniczny zawał serca

Po nieudanym (moim zdaniem) Dig It, Klaus Schulze wydał swój pierwszy album koncertowy - Live (1980). Album ten zawiera głównie nagrania z poprzedniej trasy koncertowej, promującej album Dune (1979, koncerty też w 1979, recenzja powstała zanim zamieniłem część posiadanych przeze mnie płyt KS na Tangerine Dream). Wciąż jednak posiadam Live (wyd. 2007). Recenzja dedykowana dla mojej ulubionej Pani Profesor. :)



Przedmiotem recenzji będzie dzisiaj druga płyta z zestawu, w całości poświęcona nagraniom z 1979 roku. Na płycie są dwa utwory - instrumentalna kompozycja oraz jedna z wokalnych odsłon Klausa (tzn. Klaus na klawiszach + Arthur Brown gościnnie jako wokalista).

1. Heart (Paryż, 13.11.1979). Utwór otwiera basowe, dość głośne bicie tytułowego Serca. Po chwili słyszymy tajemniczą aczkolwiek cichą aurę. Klaus tworzy tajemniczą atmosferę, z klimatem grozy i mroku. Basowe pomruki Serca cały czas się przewijają. Z każdym kolejnym dźwiękiem zbliżamy się do Serca. Delikatna melodia wyłania się ok. 4:20. Wciąż od Serca bije blada, tajemnicza, dziwna, elektroniczna poświata. Melodia nie jest przesadnie rytmiczna i Schulze prowadzi ją niczym wijący się wąż. Ma jasne, wysokie brzmienie. Odgłosy "sercowe" są cichsze ale wciąż wyraźne. Ok. 10:40 zaczyna coś się dziać. Melodia znika. Pojawiają się dźwięki w stylu helikoptera (?). Zaczyna się zawał Serca. Włączone zostały automaty perkusyjne. Wyłania się nieśmiało kolejna melodia. Perkusja brzmi mocno i krokowo. Utwór staje się głośniejszy. Wspaniały rytm. Melodia ma pewien wibracyjny smaczek dzięki dźwiękom w tle. Ok. 14:40 melodia staje się bardziej rytmiczna. Brzmienie perkusji jest bardzo hipnotyzujące. Melodia się zmienia w 16 minucie na "fletującą" (solo?). Brzmi teraz łagodnie i delikatnie (w pewnej opozycji do perkusji). Więcej się dzieje. Doszły dodatkowe efekty (świsty itp). W Sercu musi się sporo dziać. Wraz z upływem czasu jest więcej tych efektów. Ok. 21:30 mamy kolejny zawał. Perkusja gwałtownie przyśpiesza ale rytm jest ten sam (tyle, że grany szybciej). Teraz wręcz galopuje. Schulze zaczyna grać bardzo szybko (solo). W tej części utwór robi się bardziej szalony. Ok. 24:05 melodia znika a perkusja wchodzi w inny rytm (również hipnotyzujący). Po 2,5 minutach wchodzi łagodna i skromna melodia otoczona delikatną, elektroniczną "kołderką" (i typową dla tego utworu, łomoczącą, kroczącą perkusją). Melodia ta znika ok 30:10 , pozostaje sama "kołderka" i perkusja  (która powoli zanika). Owa "kołderka" kończy utwór i znika.

Heart jest niesamowicie dynamiczną i zróżnicowaną kompozycją. Schulze umiejętnie tworzy atmosferę grozy i tajemnicy a potem niszczy i wprowadza szalony rytm. W utworze dużo się dzieje i nie brakuje ani dzikich momentów, ani lżejszych i bardziej łagodnych dźwięków. Właśnie od tego szaleńczego rytmu (zwłaszcza pod koniec, jak przyśpieszył) wziął się tytuł dzisiejszego posta.

2. Dymagic (Amsterdam, 27.10.1979). Po oklaskach wchodzi mocna perkusja. Może się kojarzyć z poprzednim utworem. Ciekawe tło, nabierające mocy aż w końcu przechodzi na pierwszy plan. Pojawia się kilka tajemniczych, pustynnych dźwięków (takie małe echa tytułowego utworu na albumie "Dune", 1979). Melodii nie ma ale jest bardzo ciekawie. Po orkiestralizacjach wchodzi głos Arthura Browna. Schulze odpowiada swoimi syntezatorami po "zwrotce" śpiewanej przez wokalistę. Jego głos jest bardzo mocny i męski. Da się wyczuć słowa ale w książeczce do płyty nie ma zamieszczonego tekstu. Czyżby wokal był improwizowany? Odpowiedzi Klausa są zwięzłe, krótkie ale piękne. Rytm jest niezmienny i hipnotyzujący. Podoba mi się to, co Klaus gra ok. 6:10 (po czymś co brzmi mniej więcej jak "tempt by yourself" (ang.))  Ok. 7:35 Arthur zmienia melodię swojego głosu. We frazach granych przez Schulza przejawia się echo albumu, który muzycy razem promują (Dune, 1979). Przed 10 minutą Brown zaczyna śpiewać w niezwykle epicki, może nawet trochę operowy sposób (na co Klaus odpowiada lekko orkiestralnie brzmiącymi frazami).10:35 - głos staje się jeszcze bardziej głębszy i operowy. Schulze dodaje orkiestralne brzmienie do niesamowitego głosu Arthura Browna. W 11:30 Schulze wraca do Sercowego rytmu. Mała powtórka z rozrywki. Mocniejszy rytm i szalone, dzikie, może nawet "perwersyjne" solo po którym wchodzi jeszcze więcej rytmu i mocy w utworze. Brownowi też się to udzieliło chociaż śpiewa do "klasycznego" (a może lepiej - klasycyzującego?) podkładu i bitu. Chciałbym słyszeć jakiś poemat wygłoszony przez Browna do muzyki Klausa. Pozostaje tylko druga kompozycja na płycie "Dune" (Shadows Of Innocence, tekst: Klaus Schulze + poprawki Arthura Browna). Muzyka staje się bardziej "Sercowa" ale z wokalnym dodatkiem. 17:30 - krótkie solo od Schulza. Brown śpiewa fragment brzmiący jakby wycinek ze wspomnianego Shadows of Ignorance. Chyba tak.. Na 100%. Ale nie pamiętam jak brzmi ten utwór, możliwe iż muzycy razem o niego "zahaczyli". 19:45 - Brown tym razem dyktuje szybsze tempo. Schulze stopniowo przyśpiesza rytm (tak, to on w końcu obsługuje "aparaturę" - jak na okładce recenzowanej płyty ;)). Pojawia się skromna melodia. Brown znowu śpiewa jakiś normalny tekst. Ok 21:30 rytm przyśpiesza. Brown improwizuje do skromnej melodii. Świetnie ze sobą współgrają. Ok 22:55 zaczyna się bardzo szybkie solo Schulza. Po tej solówce wchodzi Brown i śpiewa jakiś nieznany mi tekst (tzn. nie znam jego pochodzenia - Google zawiodło). 25:40 - rytm przyśpiesza i osiąga niesamowicie szalone tempo. Wydaje się, że Schulze stracił nad nim kontrolę. Nagle "krzyk" i oklaski. Muzycy dalej kontynuują utwór. Schulze gra bardzo delikatną i łagodną, niemalże eteryczną melodię do której po chwili włącza się Arthur Brown. Pod koniec utworu, mam poczucie iż Schulze dodał smyczki tutaj. Ostatni popis. Ostatnie dźwięki. Skromny ale piękny finał.

Pozornie identyczna kompozycja co Heart. Dymagic skupia się mniej na klawiszowych szaleństwach Schulza a bardziej na podkreślaniu głosu Browna. Oczywiście, parę elektronicznych momentów się pojawiło. Zróżnicowana kompozycja, której kulminacja następuje dopiero pod koniec - właśnie ten "krzyk" (Munch się kłania). Dla tych, którzy nie skojarzyli - załączam stosowny obraz. :)


Dwie hipnotyczne i wciągające kompozycje przedstawiają różne odsłony koncertów z 1979 roku. Nie zabrakło dzikich szaleństw (choć bez sekwencerów) oraz delikatnych i łagodnych partii (niekoniecznie wokalnych). Niesamowicie szalony materiał. Jedna z moich ulubionych płyt od Klausa (jakoś nie słucham często pierwszej płyty Live - ze względu na 51 minutowy (ale dobry!) utwór Sense z 1976 :) ). Ostatnia migawka z epoki analogowej, która właśnie umarła (Dig It, 1980). Tym razem Schulze na żywo. Myślę iż płyta ta zasługuje na ocenę bardzo dobrą. Taka mocniejsza wersja Schulza - najmocniejsza, moim zdaniem, płyta nagrana przez niego w latach 70. Czas trwania także jest jeszcze znośny - 2x 30 minut. ;)

PS. Pierwotnie miał być tytuł "Serduszko dla Słoneczek" (od tytułu pierwszego utworu) ale zmieniłem koncepcję na ciekawszą. :) Mam nadzieję, że moje Słoneczka się nie pogniewają. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz