sobota, 18 kwietnia 2015

18.04.2015 - 50 Twarzy Klausa Schulze (Post od lat 18!)

W 1977 roku Klaus Schulze wydał aż 3 albumy: Mirage, Body Love, Body Love II. Środkowego z nich dotyczyć będzie dzisiejsza recenzja. Jest to nietypowy album jak na Klausa - soundtrack. Soundtrack do bardzo nietypowego filmu - pornosa (serio!). Druga część tego albumu, Body Love II, nie ma nic wspólnego z muzyką z filmu ani z filmem.

Swego czasu ściągnąłem ten film i obejrzałem go (raczej we fragmentach). Zrobiłem to dla muzyki - niestety nic nowego poza tym, co jest na płycie, nie było. :) Trochę byłem zawiedziony a i film mi się nie spodobał. ;) Teraz z tą kwestią jest trochę inaczej ale to inna opowieść, nie związana nawet luźno z tematem i przeznaczeniem tego bloga. ;)

Płytę tworzą trzy utwory zaś łączny czas trwania nieco przekracza 50 minut. Jeden z nich to pół godzinna elektroniczna epopeja. Typowe dla Schulza w ogóle - facet lubi długo sobie pograć. ;) Cały album jest dostępny na Youtube tutaj.

1. Stardancer - Delikatny i skromny start. Burza w sercu na widok tajemniczej Piękności. Nabieramy do Niej uczuć. Serce bije mocniej. Zakochujemy się? Serce o mało nie wyskoczy z klatki piersiowej. Mnóstwo chórków, nieco w klimacie "Floating". Nagle wicher podwiewa Jej sukienkę i wchodzi sekwencer. ;) Ok. 3:40 sekwencer wchodzi w całej swojej masie. Perkusja cały czas przygrywa i ozdabia utwór (znowu Grosskopf, ten sam co na Moondawn, 1976). Schulze gra tajemniczą melodię, okraszoną dodatkowymi dźwiękami. Burza w sercu i mózgu. Utwór brzmi niezwykle dojrzale i w stylu zaprezentowanym na wspomnianym wcześniej Moondawn. Unosimy się, zbliżamy się do Niej i prosimy Ją do tańca w rytmie Schulzowej melodii. Szybki, mocny, rytmiczny utwór. Sekwencer jest raczej po środku całości. Ok. 8 minuty czuć iż jesteśmy w tanecznym wirze. Liczy się tylko Ona, Dziewczyna Z Okładki Płyty. ;) Można się łatwo wciągnąć w ten utwór, w ten Taniec. Wieczorno-nocny, elektroniczny Taniec z Piękną. Taniec z Gwiazdą wśród gwiazd na niebie. Nagle Piękna powoli znika. Odchodzi stopniowo. Zostajemy sami, ze skończonym utworem w uszach.

2. Blanche - Wspaniały, delikatny fortepian okraszony elektronicznymi dodatkami. Hymn opiewający Jej piękno. Wspomnienie ubiegłej nocy, tak przedwcześnie przerwanej. Powoli jednak syntezatory biorą w górę. Rozmarzony utwór o porannym klimacie (np. elektroniczny, przyjemny wiatr czy świergot ptaków). Z każdą chwilą robi się coraz piękniej. Cały czas wspominamy Jej niesamowitą i zjawiskową Urodę. Udajemy się na miejsce nocnej akcji. Coraz więcej coraz milszych wspomnień. Rozkoszujemy się nimi. Czuć iż w głowach nam szumi. Cały czas wracamy myślami do minionej nocy. Pijani wspomnieniami, zaczynamy tańczyć (chociaż nieco nieudolnie). Cały czas myślimy o Niej. Czuć iż Jej Piękno zainspirowała Klausa. Im bliżej końca, tym piękniej Ją opisuje za pomocą elektronicznych dźwięków. Jest sekwencer albo jego namiastka. Czuć to w ostatniej minucie. Znowu, niestety, utwór kończy się przedwcześnie.

3. P.T.O - Najdłuższa kompozycja na tej płycie (27 minut). Tytuł pochodzi od napisu na płytach winylowych (starych): Please Turn Over (Proszę przekręcić - chodzi o zmianę strony płyty gdyż jest to nośnik dwustronny - chyba wiecie o mi chodzi :P). Kolejne wspomnienie tej wyjątkowej nocy. Delikatne syntezatory kontrastują z mrokiem nocy. Wspomnienia stają się coraz żywsze i barwniejsze. Ok. 2:30 - czyżby to Ona znowu wróciła, w swej duchowej postaci? Niby duch ale wydaje się, że Ona tu jest też swoim pięknym, boskim Ciałem. Piękno malowane dźwiękiem. W 4 minucie powoli, nieśmiało wyłania się sekwencer. Czyżby kolejne zaproszenie do tańca dwóch serc? Teraz wszystko się skupia wokół sekwencera. Jej Duch uwodzi nas i zachęca do tańca. Melodia już jest. Tym razem to nie jest zwykły taniec lecz po prostu wirujący seks w najczystszej, najpiękniejszej postaci. Sekwencer zdaje się brzmieć wręcz kryształowo a od widoków nam w głowach zaczyna wirować. Poddajemy się Jej. Erotyczny taniec zaczyna się w 7 minucie. Czuć iż nasze ciała się połączyły w tym elektronicznym i miłym dla ucha rytmie. Melodia naszej miłości zaczyna grać ok. 9 minuty. Jest ogniście i niezwykle namiętnie. Pojawia się ogniste solo Klausa, wzbogacone później talerzami (Grosskopf na perkusji). Muzyka brzmi niczym namiętne, gorące pocałunki. Jest bardzo aktywna i dynamiczna. Niezwykle szalona. Z każdą chwilą coraz gorętsza. Dużo się dzieje - nie tylko w uszach. ;) W 13 minucie skupiamy się na samym sekwencerze, na samym akcie Miłości. Nagle następuje kolejna transformacja sekwencji, Perkusja cały czas przygrywa. Miłość na elektroniczną nutę. Tak kochają elektronicy? ;) A Klaus wtedy był świetnie wyposażony.... ;) Młody i uzdolniony choć samouk. Pod koniec 15 minuty jest niesamowicie. Jesteśmy zagubieni w rytmie Miłości, we wzajemnych objęciach. Z każdą chwilą nasza miłość jest coraz intensywniejsza i gorętsza. Można odlecieć przy słuchaniu tej muzyki. Niezwykle wciągająca. Schulze chyba też odleciał przy graniu. Szalona, namiętna, młoda, ognista ale i czuła Miłość. Wyrażona muzyką. ;) Pod koniec 21 minuty następuję kulminacja. Wiecie co mam na myśli. ;)  Spędzamy teraz czas we wzajemnych objęciach, wtuleni w siebie nawzajem. Powoli wracamy do rzeczywistości. Wspominamy gorącą noc jak i niedawno skończone (s)ekscesy. Zasypiamy na tle rozmarzonej, choć nieco mrocznej, elektroniki. Chwila odpoczynku po sekwencerowych, elektronicznych chwilach miłosnych uniesień. Odchodzimy w objęcia Morfeusza tzn. idziemy spać, wtuleni w Nią. ;)

W ten delikatny i rozmarzony sposób kończy się "najbardziej zboczony" album Klausa Schulze. Jest jeszcze bardziej rytmiczny i szalony od niezapomnianego "Floating" z albumu "Moondawn" (1976). Muzyka niezwykle wciągająca i dynamiczna a także zróżnicowana. Od delikatnego fortepianu (początek Blance) aż po namiętną i ognistą elektroniczną miłość w P.T.O. Dla każdego znajdzie się coś miłego. Jedna z najlepszych płyt Klausa. Muzycznie na tyle dobra, że zainspirowała mnie do napisania opowiadania. A niezbyt często mi to się udaje. Zasłużona 5. Muzyka, która wciąż smakuje tak samo dobrze. W przeciwieństwie do nieciekawego filmu do którego została napisana.

PS. Tytuł jest oczywiście żartem. Tam nic z sadomaso nie było. ;) W moich "wizjach" przy pisaniu również nic. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz