wtorek, 7 kwietnia 2015

07.04.2015 - Mandarynkowa wyprawa w Kosmos

Obiektem poddanym recenzji będzie album Tangerine Dream z 1971 roku - Alpha Centauri. Jest to pierwszy album zespołu na którym pojawiają się instrumenty klawiszowe (inne niż organy) i pierwszy na którym bębnił Chris Franke (miał wówczas 17 lat jak dołączył!). Jest to jeden z albumów TD, którego bardzo dawno nie słuchałem. Inspiracją do wyboru tego albumu była jedna z dyskusji na fangrupie The Zest (są w niej tez moje posty :P).


Album ten tworzą 3 utwory, każdy kolejny dłuższy od poprzedniego. Już same tytuły sugerują charakter muzyki. Do tego ciekawa, mroczna, kosmiczna okładka i ten tytuł. Moje oczekiwania są wysokie. Wersja albumu którą posiadam zawiera jednego bonusa: stronę A ultrarzadkiego singa (Ultima Thule).

Pierwszy utwór (Sunrise In The Third System) jest kosmicznym, eterycznym pejzażem, skomponowanym do wschodzącego Słońca (Werka? :P Agnieszka? :P A może... Gertruda, nasza promotorka? xD), przede wszystkim na organy. Bardzo mocne i potężne brzmienie organów dominuje w tym utworze chociaż pojawiają się i inne dźwięki (np. cichy flet czy przelatujące niezidentyfikowane obiekty kosmiczne).

Drugi utwór - Fly And Collision Of Comas Sola. Tym razem przysłuchujemy się kosmicznym szumom. Rozmaite obiekty latają w kosmosie. Zespół w drodze na Alphę Centauri ponagrywał to wszystko na taśmy. Pojawia się ok. 0:50 delikatna, cicha gitara, mocno zaszumiona i zagłuszona przez Kosmos i jego brzmienia (VCS3 ?). Miejscami bywa iż gitara jest bardziej słyszalna. Ok. 2:30 pojawiają się organy, słabsze ale w podobnej stylistyce grają co w poprzednim utworze. Pojawia się flet i gitara (ta sama melodia co na początku ale nieco głośniejsza i wyraźniejsza). Pełne skupienie. Można stracić poczucie Czasu. Czasem pojawiają się kosmiczne efekty. Czuć to w 5-tej minucie. Tajemnica Kosmosu. Bywa groźnie (np ok. 7:40 - groźne pomruki Kosmosu). Ok. 8:50 wchodzi perkusja Frankego. TD próbują wybudzić Komety z kosmicznego snu. A może to obiekty kosmiczne zderzają się ? Zmiana w melodii wygrywanej przez EF-a na gitarze. Dominuje perkusja wzbogacona o flet. Teraz na pewno komety nie zasną. Kosmoturbulencje. Ostrzejszy klimat dominuje aż do końca utworu.

Ostatni, tytułowy utwór. Od początku jesteśmy wrzuceni w sam środek Kosmosu. Żadnej, prócz nas, istoty żywej. Możemy obserwować i zwiedzać niezbadaną Otchłań. Chwycić kometę za warkocz i "na gapę" przejechać się po Wszechświecie. Kosmos nie jest cichy. Bardzo ciekawa, mroczna i kosmiczna kompozycja. Prawdziwa muzyka Pustki. Najbardziej Pink Floydowska (A Saucerful Of Secrets) część albumu. Otchłań opisują nam muzycy za pomocą skromnego, elektronicznego instrumentarium oraz fletu i organów. Pojawiają się jakieś kosmiczne wycia. Obcy? A może to krzyk uwięzionego Kogoś w Kosmosie? Możemy w tej muzyce wyczuć nawet kiedy pojawia się jakaś jaśniejsza łuna, bijąca od jakiegoś obiektu w Kosmosie! Kosmos najprawdziwszy. NASA aprobuje to. Bywają momenty iż jesteśmy nausznymi świadkami wydarzeń w Kosmosie. Narodziny gwiazdy? A może to jakaś Nadistota używa swoich mocy by kreować Kosmos i rozwijać go? Można się zgubić w tej muzyce. Wędrujemy po Kosmosie. Idziemy w stronę jasnego Słońca. Światełko w tunelu? A może to nasza Dusza leci do Raju, po opuszczeniu ziemskiego Padołu? Ok. 9 minuty coś się tajemniczego dzieje. Tracimy resztki Człowieczeństwa? Pozostaje tylko Duch. I nieskończona Pustka jak okiem sięgnąć. Nic nad nami. Nic pod nami. Nic wewnątrz nas. Krzyki innych Dusz. Rajski flet i piekielne pomruki syntezatorów. Gdzie my jesteśmy? Prawie 13 minuta. Jakiś chór Dusz. Zbliżamy się do Raju? Z Czyścca do Raju. Teraz wszystko brzmi niebiańsko. Flet robi się coraz głośniejszy. W tle anielskie chóry. Ok. 16:30. Czuję to. Raj jest ulokowany gdzieś w Kosmosie. Pojawia się więcej elektroniki na pierwszym planie. Nagle wszystko powoli gdzieś odchodzi w dal. W 18 minucie pojawiają się organy i Głos. Bóg.. Miłość.. Duch Miłości..wypełnia Kosmos...i podtrzymuje go Sobą. Dużo chórków. Tekst jest po niemiecku. Muzyka trochę przypomina pierwszy utwór z tej płyty. Poważne organy na tle głosu samego Boga. Stanęliśmy w końcu przed Jego Obliczem. Nadistota przemówiła. Nasz Duch dematerializuje się i przekracza granicę między Kosmosem a Rajem. Opuszczamy Kosmos... opuszamy ten utwór... opuszczamy tą płytę. W sposób poważny, majestatyczny i dostojny. Zjednoczeni z Nadistotą.

Bonus track: Ultima Thule Part One. Na moim wydaniu zamieszczony został 1 dodatkowy utwór: strona A ultrarzadkiego singla Ultima Thule. Niestety, jest to remix z 2000 roku (a nie oryginalne nagranie z 1971). Zaczyna się od mocnego, hardrockowego wejścia i ostrej gitary. Mocniejsza wersja tego, co było słychać na drugim utworze. Pojawia się perkusja Frankego a nawet jakieś elektroniczne efekty. Space rock. Najmocniejszy utwór TD. Bardzo psychodeliczna, kosmorockowa kompozycja. Tak pewnie brzmiałoby Tangerine Dream jakby grali hard rocka i eksperymentowali z syntezatorami. Coś pomiędzy ich debiutem (Electronic Meditation, 1970) a właśnie Alpha Centauri (1971). Singiel Ultima Thule nie jest związany w żaden sposób z którymkolwiek z tych albumów. Ultima Thule Part One to ciekawy bonus o bardzo mocnym i głębokim brzmieniu. Wiele kosmicznych, dźwiękowych dodatków i udziwnień. I kolejny popis gitarowy od Edgara Froese. Szkoda, że nie dołączono nieco spokojniejszej części drugiej. Ale jest ona wrzucona na najnowszym wydaniu tego albumu (Reactive / Esoteric, 2011). Ja w każdym razie mam ją na składance "The Electronic Magic of Tangerine Dream" a część pierwszą - na bootlegu "Dreaming" (na CD jest dorzucona w bonusie oryginalna wersja Ultima Thule Part One).

Alpha Centauri to wyjątkowy album. Właśnie na nim Tangerine Dream zaczyna się rodzić, to właściwe TD, elektroniczne. Właściwe wcielenie zespołu powstaje w Kosmosie, w tajemnicy. Ciekawy album. Mnóstwo fajnych organowych brzmień. Skromna ilość aparatury sprawiła iż muzycy podeszli naprawdę kreatywnie mimo ograniczeń. Tangerine Dream przechodzi na syntezatorową stronę mocy. Pierwszy krok został uczyniony. A nim jest właśnie Alpha Centauri. Nie jest to jednak album od którego poleciłbym Wam zaczęcie przygody z TD. Bardzo ciężki i trudny w odbiorze. A te słowa pisze osoba, która niezwykle rzadko słucha albumów TD sprzed Ricochet (Rubycon wyszedł parę miesięcy wcześniej w 1975) - w tym kultowej i niezwykle popularnej Phaedry (1974). ;)

Próbki z YT:


Cały album w wydaniu z 2011 + wszystkie 3 bonus tracki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz