wtorek, 21 kwietnia 2015

21.04.2015 - Klaus bawi się cyferkami

Dzisiaj przedstawię Wam pierwszy album Klausa Schulze w pełni zrealizowany cyfrowo. Pierwsze syntezatory cyfrowe i nie tylko. Przy okazji zmienia się też podejście muzyka. Pierwszy raz mamy u Schulza krótsze utwory (tzn. zauważalnie krótsze niż 20 minut :D). Jak został nazwany ten album? Dig It. Wydany i nagrany w 1980 roku. Jest to gra słów ale nie będę się na niej skupiał. Jak Klaus rozpoczął nową erę?





Nawet okładka jest taka.. cyfrowa. Wygląda jakby zbudowana z pikseli.

Na płycie są 4 utwory. Stronę A winylowego oryginału wypełniają krótkie kompozycje (maks. 12 minut). Strona B jest zajęta przez dłuższy utwór. Wydanie z 2005 zawiera bonusowy utwór (30 minut) i DVD z koncertu w hucie w austriackim Linz (Linzer Stahlsinfonie). Recenzji podlegają tylko utwory z podstawowej wersji albumu, mimo iż posiadam wznowienie.

Pierwszy utwór, Death Of An Analogue, zaczyna się tajemniczą melodią. To analogowy pogrzeb. Klaus daje nam znać o końcu pewnej epoki. Syntezatory brzmią jakby złagodzona, komiksowa (a może mangowa nawet?) wersja organów (z całą ich dostojnością i powagą). Pojawiają się inne, dziwne dźwięki. Kondukt żałobny wciąż idzie. W 3 minucie pojawia się głos (Schulze?). Utwór się zmienia po jakimś czasie. Wciąż jest powaga ale raczej w słodkiej, komiksowej oprawie. Słychać jakiś tekst (po angielsku). Nie wszystko jest wyraźne. Poważny bit kroczy miarowo. Brzmienie jest skromne ale trochę rytmiczne. Im bliżej końca tym weselej i rytmiczniej. Świetne - ok. 10:45. Coś jakby fanfary na cześć nadchodzącej epoki cyfrowej. Ostatnia minuta to zwieńczenie - bez bitu, głos zanika.

Weird Caravan. No, to jest dziwne. Schulze i 5 minut. Szybki i rytmiczny kawałek. Niezwykle wesoły o rozmarzonym brzmieniu. Jeden z najkrótszych utworów w jego dyskografii. Dziwne. Jak na Schulza - wręcz bardzo dziwne. Ale sympatyczny utworek.

Trzecia kompozycja nosi śmieszny tytuł - The Looper Isn't A Hooker. Magiczny wstęp. Od początku mamy perkusję. Pojawia się sekwencer (ok. 1:15). Jest to bardzo wesoła, rytmiczna kompozycja. Trochę podobna w pewnym stopniu do poprzedniej. Trochę zakręcona nutka. Ciekawe i zróżnicowane zakończenie.

Synthasy (90% utworu). 22 minutowy kawałek. Danie główne po 3 przystawkach. Tajemniczy, rozmarzony początek. Jest pewna mroczna atmosfera ale to nie to, co dawniej. Wszystko rozjaśnione, komiksowe. Odlatujemy w krainę syntezatorowych snów. Kolorowe koszmarki. :) Chyba to jakiś sen, że umarliśmy i się włóczymy jako duch. Ciekawa kompozycja. Taki pejzaż dźwiękowy. Zapadamy w trans. W 10 minucie wchodzi perkusja. Delikatna, rytmiczna. Mroczny krajobraz ale malowany pastelami. W 13 minucie pojawia się głos. Liczenie elektronicznych owiec? Później rytm i tajemnicza melodia stają się dominującymi elementami tego utworu. Ciekawe zakończenie, zwłaszcza ta sekwencja czy coś w tym stylu.

Wszystkie utwory brzmią nijako moim zdaniem. Dig It cechuje się natomiast specyficzną dla tego albumu oprawą dźwiękową (ta komiksowość, mangowatość brzmienia). Niektóre z utworów są rytmiczne (2gi i 3ci). Album jest przełomowy w dorobku Schulza - przejście na cyfrę ale niestety nie jest to cyfra+. ;) Muzycznie po prostu słabo. Najwyżej 3 chociaż szczerze - 2 / 2+ to max co mogę dać. Z tego samego roku (1980) lepszy jest Live. Na szczęście, następny album Klausa, Trancefer (1981), jest dziełem nieporównywalnie lepszym. Jednym słowem - Cyfra-. Też sobie użyję gierki słownej. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz