piątek, 9 stycznia 2015

09.01.2015 - Muzyczna photoshopka z Warszawy 1983 czyli Poland - The Warsaw Concert #2

Zgodnie z sugestią umieszczoną w tytule, tekst ten jest częścią drugą wczorajszej recenzji. Do opisu pozostał mi drugi krążek zawierający dwa utwory - "Barbakane" i "Horizon". Po wstęp zapraszam do wczorajszego tekstu . Dzisiaj będzie więc nieco krócej.

"Barbakane" otwiera delikatna melodia brzmiąca jakby nawiązanie do hejnału z Wieży Mariackiej. Ok. 1:00 zespół wprowadza powoli rytm. Cicha perkusja stuka ok. 1:15-1:20. Utwór cały czas brzmi w podobny sposób - łagodnie i delikatnie. Rytm zaczyna nasilać się ok. 2:30. Pojawia się charakterystyczne, specyficzne brzmienie. "Hejnałowa" część utworu wygasa. Utwór teraz brzmi jakby soundtrack do jakiegoś pościgu.  3:40 - piękny flet, cichy, delikatny, prawie niesłyszalny ale powtarza się co jakiś czas. Dużo różnych sampli. Mocniejsze brzmienia były na pierwszej płycie "Poland" ale obecna część "Barbakane" także jest dynamiczna. Trochę się dzieje. W 5:40 mamy do czynienia ze zmianą klimatu. Ktoś się zmęczył biegnąc przez Kraków. Po chwili na odpoczynek, znowu biegniemy od ok. 6:40. Jest łagodniej niż w pierwszej części. Ok. 7:50 - ciekawe cymbałki czy coś. Fajne, trochę śmieszne dźwięki w tle. Ok. 8:40 mamy kolejne przejście. Bardziej melodyczne niż przerwa w biegu. Ok. 9:20 wchodzi "Warsaw In The Sun". Rozpędza się powoli. Cicho wchodzi sekwencerowy rytm. Trochę później wchodzi perkusja - mocna, łomocząca. Wyraźna jest główna melodia. Jeden z bardziej znanych fragmentów z tej płyty - dość często grany na koncertach. Nic dziwnego, że stał się singlem a TD nie przywykli do wydawania singli. Niesamowicie mocna perkusja jak na TD. Świetnie brzmi na moich słuchawkach. Ok. 14 minuty "Warsaw In The Sun" kończy się. Muzyka powoli się wycisza i wchodzą tajemnicze dźwięki części trzeciej. Od ok. 14:28 mamy tajemniczą mandarynkową maszynerię w akcji. Całość kojarzy się troszkę industrialnie. Jakaś syrena w tle, dźwięki przypominające pracę maszyn. Wszystko brzmi całkiem wesoło chociaż tajemniczo. Ot, taka mandarynkowa kinder niespodzianka. Przyjemna melodia. Właśnie tej części często brakuje w 1 CD wydaniach "Poland". Ok. 17:25 się kończy - szum morza, syrena. SOS, Bałtyk wylał i zalał Kraków.

Ostatnim utworem na płycie jest "Horizon", 3 minuty dłuższy od 18 minutowego "Barbakane". Od 1983 roku, tylko 2 razy w ciągu historii pojawił się na koncertach - w 2012 i w 2014 roku (oczywiście fragment). Utwór rozpoczyna się mrocznie i tajemniczo. Jakby Kraków zatonął. Klimaty mroczne i tajemnicze. Zespół buduje napięcie. "Horizon" wchodzi tam, gdzie "wyszedł" "Barbakane". Pod mrokiem klawiszy są skryte ciche dźwięki. Polska zmienia się w Krainę Lodu. Zima stulecia atakuje. W 2:20 pojawiają się przeciągłe chórki. W 2:36 chyba coś się wynurza. Jednak istnieje tu Życie. Cały czas jest nastrój grozy i tajemnicy, niepodobny do tego co do tej pory znamy na "Poland". Od ok. 3:33 zaczyna się rozjaśniać. Promyki wesołości wpadają do kompozycji w postaci pojedynczych, wesołych dźwięków. Ok. 4:30 wchodzi cichy sekwencer na tym tle. Ok. 4:50 mamy już dwie sekwencje. Całość brzmi jakby nawiązanie do klawiszowej partii z początku drugiego utworu na "Mirage" Klausa Schulze (1977). Ok. 5:45 mamy brzmienie kojarzące się ze "Sphinx Lightning" ale w bardziej polskiej, zimowej odsłonie. Sporo dzieje się w tle, może to nie zawsze być łatwe do wychwycenia. Muzyka się rozwija i przybiera iście epicki wymiar. Czuć to ok. 7:30. Zimowe, łagodniejsze oblicze Sphinxa. Czuć pewien specyficzny klimat jaki panuje na tej płycie. Ok. 9:30 sekwencery znikają. Pozostaje sam rytm perkusyjny wzbogacony samplami. Mamy kolejne przejście. Również groźne, ponure. Jakby gniew lodowego Sphinxa. Sphinx epicko się gniewa. Czuć tą moc.  Tajemnicza syrena (ok 11:20) próbuje go uspokoić swoim śpiewem. Teraz dominują syrenie chórki. Sphinx sroży się już tylko delikatnie. 13:30 a ta sekcja wciąż trwa. 14:08 - wchodzi sekwencer. Podmuch zimy wzbudził sekwencery. 14:40 - sekwencery pełną parą. Niesamowite efekty, takie "sprężynujące". Dodatkowo mocna praca perkusji (kojarząca się z drugą częścią utworu "Poland"). Pod tym wszystkim, w tle, jest delikatny zimowy podmuch. Ok. 15:50 mamy "nibygitarę". W 16 minucie zaczyna się melodia właściwa w tej sekcji utworu. Majestatyczne zwieńczenie. Ok. 16:35 - solo na "nibygitarze". Pojawia się co jakiś czas (np. w ok. 15:45). Po kilku sekundach perkusja zaczęła galopować. Jedziemy kuligiem! Wciąż pojawia się ten łomot. Kulig trafia na wyboje (ach te polskie drogi...). :) Ok. 17:50 praca perkusji staje się bardziej dynamiczna i mniej hałaśliwa. Otacza nas aura mrozu. Całość brzmi teraz jak bitwa perkusyjna z drugiej części "Poland" (sekwencery vs perkusja). Po chwili dołącza do niej mocny, zimowy podmuch. Bitwa przeradza się w wojnę. Wygrywają w niej sekwencery. Perkusja jest znacznie słabsza. Ok. 20:11 utwór się zaczyna kończyć. Muzycy bawią się sekwencją. Perkusja znika. Sekwencja zanika powoli. Muzycy wieńczą kompozycję tajemniczymi dźwiękami.

Druga płyta albumu "Poland" zawiera równie piękną muzykę jak pierwszy krążek. Ma troszkę inny charakter, jest łagodniejsza. W pewnym miejscu nawet nawiązuje trochę do "Sphinx Lightning" (album "Hyperborea", 1983). Najintensywniejszy moment został zostawiony właśnie na sam koniec - czwarta część "Horizon". Jest trochę elementów rytmicznych ale chyba więcej ich jest na pierwszej płycie. Nie mogę ocenić tego albumu na mniej niż 5. Cały "Poland", obie płyty, jest piękny. Ciężko znaleźć jest jakieś wady. Miłą niespodzianką dla polskich fanów jest początek "Barbakane" a także oficjalna dedykacja dla Warszawy - "Warsaw In The Sun".


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz