czwartek, 8 stycznia 2015

08.01.2015 - Kolejna mandarynkowa recka

Tym razem na bardzo świeżo. Właśnie przyszła do mnie pocztą płyta: "Limited World Tour Edition 1997". Jest to singiel wydany przez Tangerine Dream z okazji trasy (europejsko-angielskiej) w 1997. Singiel ten wyszedł w 5000 egzemplarzach a mój nosi numer 3546 - środek stawki ale nie koniec. :)

20 minutowy krążek zawiera 3 utwory - dwa nowe remiksy "Maedchen Auf Der Treppe" (który jest remiksem "White Eagle" - oba utwory są z 1982) i jeden nowy utwór - "Order Of The Ginger Gild".

Czy ten mandarynkowy "Rare Bird" jest warty złapania? Tego przekonacie się czytając mój tekst oczywiście. :)

Pierwszy utwór to "Maedchen On The Stairs (Rien ne va plus - Sunset Radio Mix)". Otwiera się w sposób delikatny i piękny. Po chwili wchodzi znajomy motyw. Czuć iż jest to nowsza aranżacja niż oryginał z 1982. Jeszcze przed 1szą minutą wchodzi bit i basy. Ogólnie - klimaty troszkę Dream Mixowe. Stare brzmienia w nowej oprawie. Sympatyczna wersja. Rytm nie jest przesadnie agresywny moim zdaniem. Na ok. pól minuty przed końcem utwór się kończy w stylu podobnym do początku.

"Maedchen On The Stairs (Rien ne va plus - Sunrise Club Mix)" zaczyna się identycznie jak wersja poprzednia ale ma dłuższy czas trwania. Nawet start melodii jest w podobnym miejscu, jeśli nie identycznym. Nic nowego. "Pełna" wersja remiksu. Dodatkowe elementy zaczynają się ok. 3.30. Brzmią ciekawie. Dłuższy oryginał jest lepszy od skróconej, radiowej wersji. Piękna melodia w 4:15.
Nowocześnie brzmiące TD ale to nie jest styl jaki reprezentują obecnie. Przyjemna aranżacja starego, dobrego "White Eagle" ("Maedchen Auf Der Treppe" jest również remiksem). Według tłumacza Google, tajemnicze "Rien ne va plus" oznacza... nic nie idzie. :)

Ostatni, jedyny naprawdę nowy utwór - "Order Of The Ginger Gild". Od razu atakuje rytmem i melodią. Taki na densflora. :) Maedchen z poprzedniego utworu może zatańczyć z młodym Jerome albo - jeśli woli starszych - z Edgarem. :) Również tu jest trochę basów. Przede wszystkim mamy szalony rytm, naprawdę krejzi. Myślę, że ładnie by się sprawdzał na dyskotekach. :) Ok. 1:55 mamy lekko tajemniczą nutę. Również tego się przyjemnie słucha, chociaż to nie jest typowe TD z tego okresu. Znacznie bardziej agresywna nuta niż 2 poprzednie utwory. Ok. 4:18 pojawiają się sample głosowe. Ok. 4:55 sekwencery szaleją. 5:08 - mała porcja rytmicznych basów.  Ok. 5:50 zaczyna się łagodniejsze przejście. Dużo chórków. Po pewnym czasie utwór wraca do imprezowego nastroju i stylu, który znika w 8 minucie. Nagle wybrzmiewa niby gong i mamy tajemniczy nastrój "morning after". Pojawiają się sample wokalne - "drim drim drim" (tendżerin drim?) i coś jeszcze. Utwór się kończy.

Podsumowując całość moich mandarynkowych rozważań trzeba powiedzieć iż "Limited World Tour Edition 1997" to całkiem fajna i przyjemna minipłytka od TD. Nie jest to brzmienie z jakim chciałbym by zespół ten był kojarzony ale można powiedzieć, że jest to miła odmiana. Nie jest to rewelacyjny album. Ciekawostka dla fanów. Co innego seria Dream Mixes. Singiel mogę znowu ocenić na 4. Dobrze się sprawdzi na domówce. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz