sobota, 24 stycznia 2015

R.I.P Edgar Froese - 06.06.1944 - 20.01.2015 - Pożegnanie Kaskadera Muzyki Elektronicznej

Wczoraj na fangrupie Tangerine Dream i na oficjalnym fanpage zespołu pojawiła się informacja o śmierci lidera zespołu, Edgara Froese. Wciąż nie mogę się z tym pogodzić. Odszedł Ktoś ważny dla mnie. Nazwanie ostatniej trasy koncertowej zespołu "Phaedra Farewell Tour" okazało się, niestety, prorocze. Edgar, a wraz z nim, Tangerine Dream, umarł ale tylko na Ziemi. Zmienił adres zamieszkania na kosmiczny.

Dorobek Muzyka jak i zespołu jest niemalże nie do ogarnięcia jednym uchem. Ponad 100 płyt studyjnych i mnóstwo koncertowych, soundtracków do filmów oraz składanek. Edgar nie dożył premiery dwóch ostatnich rozdziałów w prawie 50 letniej historii zespołu: "Booster VII" (ostatnia część serii składanek ze starym jak i specjalnie przygotowanym na nie materiałem) oraz "Supernormal - The Australian Concerts 2014". Ze względu na opóźnienie, płyty nie zostały jeszcze przygotowane. Ostatnie koncerty zespołu jak i ostatnia porcja materiału studyjnego to jednocześnie ostatnie pożegnanie Muzyka i zespołu z fanami. The Quantum Years stały się The Quantum Months (ok. 09.2014 - 01.2015). Podobno Tangerine Dream miało istnieć do 2017 roku - wówczas zespół obchodziłby swoje półwiecze. Niestety, Siła Wyższa (Force Majeure) miała inne plany...

Swój hołd wielkiemu Muzykowi złożę w postaci recenzji jednej z Jego solowych płyt. Wcześniej, na samym początku mojej przygody z recenzowaniem opisałem Jego drugi album -" Epsilon In Malaysian Pale ". Dzisiaj przedstawię "Stuntman" (1979).

Album ten, tak jak i pozostałe solowe dokonania Edgara do 1983 roku, został ponownie nagrany i wydany w 2005 roku. Dzisiejszy tekst odnosi się do wersji oryginalnej z 1979 roku.


Oto kopia z serwisu Youtube oryginalnej wersji tego albumu.

Płytę tworzy 6 utwór z czego 2 są około 10 minutowe. Dwa z nich są mniej więcej 4 minutowymi, krótkimi kompozycjami.

Tytułowy utwór otwiera ten album. Otwiera go ciepła i rytmiczna sekwencja przybrana w ciche chórko-podobne dźwięki i delikatną, miłą dla ucha melodię. Sekwencja jest cały czas niezmienna zaś melodia ewoluuje i się zmienia. Niesamowicie progresywny utwór. W ciągu 4 minut muzyka się zmienia co kilka-kilkanaście sekund. Nie można narzekać na nudę. Trochę się dzieje w tej kompozycji. Sekwencja znika dopiero na jakieś 30 sekund przed końcem utworu. Prawdziwe Pożegnanie Kaskadera Muzyki Elektronicznej.

Następna kompozycja - "It Would Be Like Samoa". Najdłuższy utwór na tej płycie - prawie 11 minut. Utwór rozpoczyna się od tajemniczych dźwięków. Pojawiają się "flety". Po pierwszej minucie wchodzi sekwencer. Tajemnicze, dziwne dźwięki znikają. Główną melodię grają "fletujące" klawisze ale nie są pozostawione same sobie. Melodia ewoluuje. Sekwencja chyba także się zmienia. Ok. 4:30 następuje drastyczna zmiana. Sekwencer znikł i otrzymujemy pejzaż dźwiękowy - Słońce zachodzi, rzuca swoje promienie na wodę. Robi się ciemno. Ok. 5:30 wchodzi delikatna, skromna gitara, otulona syntezatorową "kołdrą". Ok. 6:55 wchodzi kolejny sekwencer - tym razem bardzo szybki. Wyłania się spod "kołdry". Edgar stworzył nową "kołdrę" dla sekwencera. Otula ona szczelnie i tajemniczo rytmiczną, szybką sekwencję. Na ok. 50 sekund przed końcem sekwencer znowu znika i utwór odchodzi w kierunku swego Końca. Niestety, Edgar był tam pierwszy... :(

Trzeci utwór został nazwany "Detroit Snackbar Dreamer". Z ciemnego kąta w barze w Detroit wyłania się tajemnicza postać. Wcina chrupki. Rozkoszuje się każdym z nich, jakby to był ostatni. W pełni oddaje się przyjemności konsumpcji. Po chwili dochodzi melodia, Brzmi jakby te chrupki były chrupane a Edgar ([*]) przygrywał Marzycielowi w Snackbarze w Detroit do "kotleta". Dużo pięknych, tajemniczych dźwięków. Utwór staje się rytmiczny ok. 2:45. Wchodzi perkusja ale też i brzmienie kojarzące się z początkiem tego utworu. Przyjemność z konsumpcji chrupek została podniesiona do rangi czegoś wyższego dzięki Muzyce Edgara. Błądzę po meandrach tej kompozycji. Szczątkowa melodia przewija się od czasu do czasu. Utwór stara się mniej więcej brzmieć w podobny sposób przez cały czas. Utwór również kończy się tajemniczo ale bez tych głosopodobnych dźwięków.

"Drunken Mozart In The Desert" to czwarty utwór na tym albumie. Znowu mamy tajemniczy początek. Kac Mozarta? Fatamorgana na pustyni? Jakieś szepty. Po jakimś czasie wchodzi sekwencer. Utwór cały czas trzyma swój dziwny, tajemniczy klimat. Melodia jest zwariowana i szaleńcza. Przyjemnie się tego słucha. Właściwa melodia przypomina jakąś klasyczną kompozycję ale oczywiście elektronicznie wzbogaconą o wiele syntezatorowych dodatków. Mozart objawił się Edgarowi? Jest to rozbudowana, zmienna i ciekawa kompozycja. Przed piątą minutą znika sekwencer. Klimat się trochę zmienił. Mozart żałuje, że spił się na pustyni? Ok. 6.15 zaczyna się kolejna część kompozycji, wyłaniająca się z króciutkiej ciszy. Sekwencer powraca a melodia wije się jak spirala w "Spiral" Vangelisa. Jest to rytmiczna, przyjemna, delikatna część. Bardziej radosna niż pozostałe. Kac-morderca jednak znalazł serce? Może to za sprawą Alchemii Serca ("Alchemy Of The Heart" - utwór z płyty "Tyger", 1987) ? Pijany kompozytor (oczywiście pijany muzyką :) ) tworzy swoje opus magnum, które pięknie i skromnie finiszuje w ok. 9:40 i dalej.

Przedostatni utwór to "A Dali-esque Sleep Fuse". Muzyczny wyraz tego, jak bardzo Edgar był związany z Salvadorem Dali. Poznał go w bardzo młodym wieku i szybko nawiązali ze sobą dobry kontakt. Teraz, po śmieci, może znowu spotkać się z malarzem i przedstawić mu swoją sztukę (w tym przygotowane przez niego okładki płyt). Ciche tykanie zapalnika bomby. Nastrój grozy i niepewności. Kolejna tajemnicza impresja Froesego. Coś pędzi. Saper śpieszy się rozbroić bombę? Pojawia się sekwencer ok. 1:30. Ale bomba jednak jest we śnie. Surrealistyczna eksplozja dźwięków. Nagły wybuch gitary.  Edgar przygrywa do sekwencera. Pojawiają się ok. 4:00 głębsze klawisze ale wciąż dominuje sekwencer i gitara zmarłego Mistrza. Ok. 5:00 chyba sekwencer przyśpieszył. 5:53 - helikopter z saperami ląduje by mogli rozbroić muzyczną bombę. Dość długo trwa to lądowanie. Ok. 7:40 niestety nie udało się rozbroić bomby. Wybuchła. Wysadziła sekwencer w powietrze. Kaboom. Utwór kończy się smutnymi dźwiękami.

Ostatnia kompozycja na tej płycie ma tytuł "Scarlet Score For Mescalero". Od samego początku brzmi cyfrowo ale smutnie. Jest to kompozycja smutna i skłaniająca do zadumy. Nie ma tu żadnej perkusji czy rytmu. Najbliższe porównanie? "Mysterious Semblance At The Strand Of Nightmares" z płyty "Phaedra" (1974). Ale to też nie jest idealne. "Scarlet Score For Mescalero" to soundtrack do żałoby i zadumy po niemalże 50-letniej Elektronicznej Medytacji Edgara Froese, który zmarł 20.01.2015 w wieku 70 lat. Kompozycja cicha, skromna, smutna. Idealna na tą porę w moim życiu.

Wraz z końcowymi dźwiękami tego utworu skończył się album "Stuntman". Jest to przede wszystkim tajemniczy w brzmieniu album. Fani sekwencerowej muzyki znajdą tu dużo tego brzmienia. Nie brakuje też partii gitarowych od zmarłego Stuntmana. Nie są to mocne solówki jak np. w "Coldwater Canyon" (album "Encore", 1977) ale znacznie urozmaicają całość tej płyty. Klimat tej płyty jest odmienny od "Force Majeure", które zostało nagrane niemalże rok wcześniej (jesienią 1978 zaś "Stuntman" powstał już w lecie 1979 roku). "Stuntman" muzycznie się może kojarzyć z okresem 1974-1977 gdzie w muzyce Tangerine Dream ważną rolę odgrywał sekwencer. Lata 1978-1979 to już era progrockopodobnego TD. Podsumowując, "Stuntman" to ciekawy album, zasługujący na 5. Nie wiem co jeszcze napisać i czy w ogóle da się coś więcej.

R.I.P Edgar Froese. Na zawsze w moim sercu i pamięci. Dziękuję za koncert w Warszawie (04.06.2014) i za autograf (w pewnym sensie "wyłudzony").

Edgar Froese, gdzieś podczas Phaedra Farewell Tour



R.I.P, na zawsze w mojej pamięci. Mistrz przerwał swoją Elektroniczną Medytację.

1 komentarz: