sobota, 3 stycznia 2015

02-03.01.2015 - Walentynkowe Koła

Szczęśliwego nowego roku! :) Recenzja ta jest pierwszą jaką piszę w tym roku. Dzisiejszy tekst dotyczyć będzie albumu koncertowego TD zatytułowanego "Valentine Wheels". Zespół nagrał i wydał pierwszą część (tzw. Vintage Set) z koncertu w Londynie (06.11.1997). Druga część koncertów została wydana jako "Tournado" i pochodzi z Zabrza (23.04.1997). Jak sprawował się zespół? O tym się przekonacie w tym tekście.

Na płytę składa się 10 utworów - poza 3 wyjątkami, pochodzą one z lat 80. Te trzy wyjątki to Betrayal i Stratosfear (ale w wersji bazowanej na nowej wersji, z 1995) i Sundance Kid (nowy utwór, grany na koncertach w 1992 roku i wydany na "220 Volts Live" oraz na "Arizona Live '92").

Płytę otwiera utwór "Waterborne" ("Oasis", soundtrack, 1997). Już pierwsze dźwięki świadczą o świetnym doborze utworu otwierającego cały koncert. Początek jest bardzo subtelny i delikatny. Po chwili do niego są dobudowywane kolejne dźwięki. Całość brzmi przyjemnie i relaksująco. Nie brzmi przesadnie skomplikowanie. Zespół się jakby rozgrzewał. 2:16 - utwór zaczyna się robić dziki. Wchodzi perkusja (grana na żywo - nie automat). Chyba też pojawia się gitara. Voices In The Net uznaje tą wersję za wierną koncertową replikację wersji studyjnej. Zespół ponadto zagrał ten utwór w całości (w 1992 zadebiutowała skrócona wersja, wydana oficjalnie dopiero na "Arizona Live '92" w 2004 roku). Jestem w 5 minucie i czuję, że ten utwór ma moc. Zespół się rozgrzał i gitarzysta szaleje (niestety nie Edgar :) ). W 5:44 utwór się wycisza i wchodzi przejście w kierunku następnego utworu. Mocno w jego stylu. Tajemnicze i mroczne.

Nadchodzi... Betrayal! Po dwu-trzy sekundowym wstępie wchodzi mocna i znajoma sekwencja. Mocniejsza wersja od oryginału. Ostatni raz Betrayal był grany w 1990 (w stosunku do koncertów z 1997) a zadebiutował - w 1987. Bardzo krótki ale szybki utwór. Przejście trwa ok 15 sekund. Podsumowując: poprawna reinterpretacja klasyka.

Zespół szybko, wręcz od razu, przeszedł do grania fragmentu z utworu "Poland". Od razu wchodzi perkusja. Brzmi trochę inaczej od oryginału z 1983 ale jest mniej więcej wierna (inne instrumentarium). Ok. 0:57 ludzie rozpoznają znajome brzmienia. Dopiero wtedy "Poland" brzmi mocno klasycznie. Wzmocniona jest linia basowa i perkusyjna. Zaprezentowano dość długi wycinek z końca utworu. Aranżacja jest wierna i nie odstaje mocno od wersji albumowej ("Poland. The Warsaw Concert", 1984). Z upływem czasu, utwór staje się coraz szybszy i intensywniejszy. Nigdy nie zagrali (poza 2001 - promocja "Dream Mixes III") części pierwszej Poland (oczywiście poza 1983 rokiem). Pojawiają się w utworze gdzieś dodatkowe chórki i może jakieś dodatkowe brzmienia. Po ok. 6,5 minuty "Poland" się kończy i zaczyna się mostek. Pojawiają się znajome skądinąd dźwięki - chyba słyszałem je na "Ages", solowym albumie Edgara Froese z 1978 (albo remiksie któregoś z utworów z tej płyty).

Sundance Kid. Utwór otwiera krótki wstęp po którym od razu wchodzi sekwencer. Wydaje się on być na przedzie, zaś reszta utworu stanowi tło. Niezwykle szalony, rytmiczny kawałek. Ok. 1:36 wchodzi perkusja. Brzmi troszkę w stylu mocnosekwencerowej muzyki TD z wczesnych lat 80 ale to nie jest to. Mostek trwa ok. 1 minuty. Pojawiają się w nim specyficzne chórki. Jest zupełnie odmienny od utworu "Sundance Kid".

Przechodzimy nim w kierunku "Silver Scale". Wersja ta jest bazowana na wersji wrzuconej na 5 płycie box setu "Tangents" (1994). "Nowoczesne" chórki i brzmienia na tle sekwencera. Wbrew pozorom, jest to bardzo spokojny utwór. Powrócił na "deski" po wielu latach nieobecności - grany był w latach 1980 i 1981 jako nowa kompozycja (ok. 20 minut). Czuć iż wersja na "Valentine Wheels" musi być odświeżona. Ok. 3:37 zaczyna się rytmiczna część. Brzmi jakby zespół zaczął improwizować na wesołą nutę. Czuć dodatki ale nie są one przegięte ani nie jest ich zbyt wiele. Mostek również trwa ok. 1 minuty.

Kolejny utwór to "Warsaw In The Sun". Zaczyna się znajomo. Perkusja mocno wali. Brzmi mocno oryginalnie, wiernie w stosunku do oryginału z albumu "Poland". W zasadzie bez zmian - dodano np. chórki (są jakby w tle). Przejście do kolejne utworu jest jak zwykle płynne. Trwa ok. 1 minuty.

"Stratosfear 1995". Aranżacja dłuższa niż studyjna wersja tej interpretacji klasyka z 1976. Zaczyna się mniej więcej jak studyjna wersja (z 1995, "Tyranny of Beauty"). Wzmocniono chórki. W 1 minucie Stratostrach wybucha. Od razu czuć moc gitary. Żywy i mocny utwór. Nic nie zastąpi jednak wspaniałego oryginału. Tu brzmi bardziej rockowo. Chórki są szczególnie wyraźne w ok. 4:38 i nieco dalej. Jest to poszerzona wersja z większą ilością gitary. Mostek jest krótszy (ok. 50 sekund) i kojarzy się z tą częścią z wyraźnymi chórkami.

"Dolphin Dance" - poprzedzony jest przepięknym wstępem. Po nim wchodzi znajomy rytm. Czuć dodatkowe dźwięki i chórki. Niestety, partia gitarowa jest playbackiem (wg Voices In The Net). Piękna wersja klasyka z "Underwater Sunlight" (1986). Nie jest przesadzona pod względem dodatków. Mostek trwa ok. 1,5 minuty. Lekko może się kojarzyć ze specyficzną atmosferą "Underwater Sunlight" - pojawia się słynny dźwięk "wynurzenia" a potem... mostek właściwy (ok. 0,5 minuty).  Na 20 sekund przed końcem przeradza się w melodię ze "Le Parc" ale w zwolnionym tempie.

Nietrudno zgadnąć co będzie następne - "Le Parc" ! :) Mocna, dynamiczna i szybka wersja. Szalony utwór. Dużo się dzieje ale sekwencja jest jakby bardziej w tle miejscami. Pojawiają się jakieś dodatki. Po 3 minutach zaczyna się mostek.

"Beach Theme". Kolejny soundtrackowy utwór na tym koncercie. Tym razem z "Thief" (1981). Jest to debiut koncertowy tego utworu. Voices In The Net opisuje tą wersję jako odmienną od studyjnej a więc zespół nagrał ten utwór od nowa na potrzeby trasy koncertowej. Brzmi naprawdę ciekawie i ładnie. Dużo gitary, wręcz ona odgrywa "pierwsze skrzypce" tutaj. Utwór ten wieńczy tą część koncertu.

Czas na podsumowanie. Jest to pierwsza płyta koncertowa TD z niezmienionym materiałem (żadne studyjne remiksy materiału z koncertów). Dość porządna i ciekawa. Pochwalić ją można za odmienną interpretację "Beach Theme" (debiut tego utworu na żywo!) oraz za wskrzeszenie klasyka - "Silver Scale". Mocny "Betrayal" także jest atutem tej płyty. W zasadzie zespół zagrał swoje utwory bez większych zmian i dodatków, chociaż one też się pojawiają. Tradycyjnie, wielkim plusem koncertów TD są przejścia między utworami (których zabrakło na Phaedra Farewell Tour w 2014 roku...). Całościowo, "Valentine Wheels" jest dość porządnym albumem. Można się czepiać setlisty ale gdyby Edgar i jego ekipa mieliby zagrać wszystkie swoje hity z lat 80. to chybaby taki koncert trwał z pół dnia. :) "Tangents" jest obecnie nie do dostania (nieliczne używane egzemplarze krążą na Allegro) a ten album jest dość łatwy do dostania ("mandarynkowe" wznowienia z 2009). Dla prawdziwego fana - opłacalne chociażby ze względu na "Silver Scale". Dla innych - nic specjalnego. Mocną 4 mogę wystawić z całego serca. 

PS. Wydanie z 2004 (Membran, te z jaszczurką) ma karniaka za okładkę :) Niestety ja mam właśnie te...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz