niedziela, 11 stycznia 2015

10-11.01.2015 - Album z koncertu, którego nie było

Kolejna recenzja będąca wynikiem nudy. Tym razem na warsztat muzyczno-pisarski postanowiłem wziąć jedną z nowszych płyt Tangerine Dream. Album ten, w zamierzeniu zespołu, miał być prawdziwym albumem koncertowym. Niestety, Edgar miał wypadek i musieli odwołać koncert a obie mandarynkowe panny (Linda i Iris) zachorowały. Mimo wszystko, zespół postanowił podzielić się z fanami materiałem z prób w studio przed tym koncertem. Sporo starszych utworów (zwłaszcza z okresu The Melrose Years - lata 1988 - 1990) miało być zagrane na koncercie, który miał odbyć się na statku w ramach festiwalu Cruise To The Edge. Cały zespół brał udział w przesłuchaniach a płyta zawiera dość pokaźny materiał z tychże prób. Zamieszczony został też nowy materiał

Jest to także jedna z niewielu nowszych płyt TD, które posiadam w swojej kolekcji.

Okładka pierwszego wydania CD - Eastgate, 2013 (część jest jakby odblaskowa, stąd czarny kolor)



Co zostało zaprezentowane? Niestety na YT jest tylko kilka utworów z tego albumu. Będą umieszczone przy odpowiednich utworach.

"Devotion" ("The Endless Season", 2010)


Rozpoczyna ten utwór ciekawy dźwięk, który z każdym powtórzeniem słabnie. Cykl ten jest powtarzany kilkakrotnie. Śliczny efekt. Potem następuje wiatr i wchodzi delikatna, skromna melodia. Podkreślone zostały basy. Ok. 1:28 wchodzi coś, co brzmi jak gitara, jeśli to nie jest gitara oczywiście. :) Nie jest to zbyt mocna gitara oczywiście. Łagodne, przyjemne, lekkie brzmienie. Jest wręcz eteryczny, mistyczny. Nie ma przejścia między utworami. Na tej płycie w ogóle nie ma mostków.

"Betrayal (Sorcerer Theme)" ("Sorcerer", 1977)

Nowa wersja tego utworu brzmi ciekawe i nowocześnie. Czuć znajomy klimat. Jest to inna aranżacja od tej z "Valentine Wheels". Nie ma tylu basów ale sekwencja generalnie jest mocniejsza tutaj. Przyjemna wersja. Nie mam porównania do wersji nagranej na "Sorcerer 2014" gdyż jej jeszcze nie słuchałem. Perkusja weszła w ostatniej minucie. Najwięcej zmian jest właśnie tam, pod koniec. Znowu bez przejścia.

"Three Bikes In The Sky" ("Melrose", 1990)



Jest to pierwszy utwór z okresu The Melrose Years na tej płycie. Zaczyna się w znajomy sposób, jak utwór z 1990. Brzmi z początku jak wierna ale odświeżona aranżacja tej kompozycji z płyty "Melrose". Świetne chórki. Po ok. 40 sekundach wchodzi perkusja i delikatna melodia. Ocieplony brzmieniowo oryginał. Jest więcej basów. Przyjemne tak jak oryginalna wersja. Rozmarzona kompozycja. Gitara pojawia się w 3:25. Ona także była w oryginalnej, studyjnej wersji. W 4 minucie utwór staje się rytmiczniejszy. Zespół nie wprowadził żadnych rewolucyjnych zmian brzmieniowych w tej kompozycji poza nagraniem jej na nowszym sprzęcie.

"A Wise Fisherman's Nocturnal Song" (nowa kompozycja)

Rozpoczyna się tajemniczo. Dziwne, tajemnicze dźwięki oraz klawisze lekko nawiązują do "Rubycon". Potem utwór się rozjaśnia. Brzmi spokojnie i delikatnie jak "Devotion". Jest w tym utworze sekwencer. Delikatny rytm nie ma nic w sobie związanego z koszmarem. Ciekawe barwy zostały zastosowane. Nie jest to zła kompozycja ale jak na razie, troszkę za dużo łagodności na tej płycie. Otrzymaliśmy 4 minuty spokojnej, nocnej żeglugi muzycznej.

"The End Of Bondage" ("The Gate Of Saturn", 2010)

Utwór od razu rusza do ataku. Jest szybki i mocny. Zmienia się ale nie traci swojej mocy. Sekwencer jest szybki i agresywny. Wesoły i przyjemny utwór. Nie brzmi drastycznie odmiennie od swojej wersji studyjnej, jeżeli w ogóle są jakieś większe różnice. Podkreślone mocniej są basy.

"Too Hot For My Chinchilla" ("Lily On The Beach", 1989)

Debiut koncertowy tego utworu z albumu "Lily On The Beach" (1989). Różnice są wyczuwalne "gołym uchem". Już od samego początku można wyczuć iż jest to nowsza wersja. Perkusja jest bogatsza. Utwór jest bardzo wesoły i rytmiczny. Bardzo mocna perkusja (automatyczna?) wchodzi ok. 40 sekundy. W ok. 1:20 wchodzi gitara. Ok. 2:30 pojawia się kolejna partia gitarowa. Utwór kończy się podobnie jak się zaczął. Nowa wersja brzmi fajnie. Pozwala się wyluzować i odprężyć. Brzmi jeszcze bardziej rozrywkowo niż oryginał. Szkoda iż nie ma jej na YT.

"Dream Phantom Of The Common Man" ("The Angel Of The West Window", 2011)

Wersja poszerzona w stosunku do oryginalnej. Brzmi ciekawie. Rozpoczyna się bardzo tajemniczo. Niestety nie pamiętam jak brzmiał oryginał. Utwór rozwija się powoli. Wydaje się być jeszcze spokojniejszy od "Devotion". Utwór brzmi coś strasznie cicho. Ok. 2:15 wchodzi sekwencer. Cały czas muzyce towarzyszy pewna tajemnica, niepokój. Utwór stał się nieco bardziej rytmiczniejszy, zwłaszcza dzięki perkusji. Zaczyna się robić coraz lepiej. Nie ma zbyt wiele tła. Dominuje tu sekwencer i perkusja lub coś w tym stylu. Nie jest to zła kompozycja ale są tu lepsze. Najdłuższy utwór na tej płycie z sekwencerem. Mimo wszystko, gdyby nie ten sekwencer to raczej ta kompozycja nie wyróżniałaby się czymś szczególnym.

"Sungate" ("Optical Race", 1988)

Jeden z dwóch utworów z płyty, którą wczoraj recenzowałem. Od razu rzucają się w uszy zmiany - np. sekwencerowe intro i dodatki. Czuć mocny bas i perkusję. Chórki są mocniejsze i wyraziste, jeżeli nie zostały dodane w tej właśnie wersji. Ta interpretacja jest mocniejsza od oryginalnej ale czuć iż jest to ten sam utwór. Sporo perkusji w nim jest co według mnie jest złe. Przegięli z perkusyjnymi dodatkami. Motyw w ok. 1:45 brzmi świetnie w tej odświeżonej wersji. Tak jak w oryginale, mamy tu też partię gitarową. Gitary jest więcej niż studyjnej wersji. Końcówka jest inna. Ciekawa interpretacja, chociaż nie jest to debiut utworu (zespół grał go w USA w 1988 podczas trasy promującej album "Optical Race"). Zrobili z niego bardziej rozrywkową nutę niż oryginału.

"Hoël Dhat The Alchemist" ("The Angel Of The West Window", 2011)

Jeden z moich ulubionych nowszych numerów TD. Rozpoczyna się tajemniczo i marzycielsko. Ciche chórkopodobne dźwięki dominują w intrze. Powoli się pojawiają, z cicha i nieśmiało, klawisze. Pojawiają się też elektroniczne "westchnienia". Utwór powoli się rozbudowuje. W ok. 1:45 wchodzi już rytm i perkusja oraz sekwencer. Brzmi miło i ciekawie. Brakuje drastycznych zmian w stosunku do oryginału. Wierna reinterpretacja. Ok. 3:00 utwór znowu przyśpiesza, otoczony tajemniczymi chórkami. Czuć iż utwór przyśpiesza. Ma swój specyficzny, nieco bajkowy klimat. W 5 minucie mamy kolejną zmianę klimatu. Utwór zaczyna się kończyć się wesoło ok. 6:30. Jeden z lepszych utworów na tej płycie.

"Cat Scan" ("Optical Race", 1988)

Drugi i ostatni utwór z wczorajszej recenzji. Brzmi inaczej, weselej i szybciej. Czuć iż jest wzbogacony o nowe brzmienia. Da się rozpoznać stare brzmienia. Doszły np. chórki (słabo je słychać). Ogólnie, brzmi znajomo. Figlarny, mandarynkowy kotek po elektronicznym liftingu. Ciekawa reinterpretacja, nawet przyjemna.

"Paradise Cove" ("Lily On The Beach", 1989)

Kolejny, ostatni już, utwór z tej płyty. Dawno jej nie słuchałem i nie pamiętam jak brzmi oryginał. Ta wersja natomiast brzmi mocno i rytmicznie. Mocna praca perkusji. Ok. 1:00 wchodzi gitara. Nic specjalnego.

"Dreaming In A Kyoto Train" ("Summer In Nagasaki", 2007)



Kolejny debiut na tej płycie. Rozpoczyna się cicho, skromnie i delikatnie. Po chwili wchodzi sekwencer. Zapowiada się na kolejny ciekawy kawałek na tej płycie. Jest perkusja ale nie jest tak mocna jak w innych utworach. Warto się wsłuchać w sekwencję i "ozdobniki". Nie ma zbyt wiele dodatków. Większe zmiany są dopiero w 4 minucie. Sekwencja jest ciekawa ale utwór raczej średni i nudzi się. Ok. 6:45 utwór zaczyna się kończyć. Pojawiają się chórki.  Trochę jestem rozczarowany.

"Moon River" (nowy utwór)


Utwór wydaje się być podobny do aranżacji "Sungate" z tej płyty. Bardzo wyrazista perkusja. Smutny ale romantyczny utwór. Pojawia się gitara. Piękna kompozycja. Czuć, że coś jest w tle. Brzmi odmiennie od tego, co jest na tej płycie. Ok. 1:55 gitara przybiera na mocy. Chyba lepiej to brzmi przed mocną partią gitary. Cudowne zwieńczenie płyty. Końcówka wybrzmiewa za długo.

"Cruise To Destiny" nie jest złym albumem. Nie jest też świetną płytą. Kompozycje z okresu The Melrose Years nie brzmiały specjalnie super - najlepszą z nich moim zdaniem jest "Three Bikes In The Sky" i "Too Hot For My Chinchilla". Inne, ciekawe utwory to: "Devotion", "Betrayal (Sorcerer Theme)", "Hoël Dhat The Alchemist" oraz "Moon River" (pierwsza połowa). Ogólnie całości się miło i przyjemnie słuchało. W sumie - wyjątkowo dobrych jest 6 utworów (na 14) o łącznym czasie trwania wynoszącym 33 minuty. Miło iż na płycie znalazły się także dwie nowe kompozycje. Znowu mam problem z oceną ale niech będzie 3+, graniczące z 4- . W sumie, całość nie tworzy niczego specjalnego. Do tego jeszcze brakuje przejść między utworami. Ciekawe co jeszcze muzycy ćwiczyli podczas prób? Ale tego się pewnie nigdy nie dowiemy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz