Dzisiaj będzie wyjątkowa recenzja ! Z wielu powodów. Po pierwsze - płyta, którą dzisiaj chcę Wam przedstawić to absolutna premiera ! Ukazała się zaledwie kilka dni temu, w zeszły piątek (20.05.2016). Można było ją zamówić ok. tydzień wcześniej w sklepie internetowym wytwórni. Po drugie - na płycie zawarto nieopublikowany do tej pory materiał. Po trzecie - SBB "nieumoogowione" (czyli z Józefem Skrzekiem w dość skromnej oprawie klawiszowej) zawsze miło posłuchać. A po czwarte i ostatnie - prawdopodobnie (na 99,9%) ta recenzja jest / będzie pierwszą recenzją tego albumu ! 4 powyższe powody przemawiają za tym abyście zostali ze mną i czytali dalej. ;)
Nie podałem jeszcze tytułu płyty ale może niektórzy z Was już coś kojarzą. SBB niedawno wydali nowy album. Nazywa się on "Hofors 1975" i prezentuje zupełnie nowe, nieznane nagranie z koncertu w szwedzkim Hofors (maj, 1975 rok, dokładna data nieznana). Z tej samej płyty zespół wydał już sporo wcześniej inne nagranie (Karlstadt) ale taśma z Hofors została dopiero niedawno odkryta.
Okładka płyty. Wyd. GAD Records, 2016 |
Aby zaostrzyć Was apetyt, posłużę się małą naklejką naklejoną na folijkę od płyty. Jest to zupełnie nieznany i niepublikowany wcześniej, improwizowany materiał. Co prawda jest tego tylko 40 minut ale... 40 minut nagrane z wykorzystaniem organów Hammonda, fortepianu i Davolisinta ! Oraz oczywiście gitary (Antymos Apostolis) i perkusji (Jerzy Piotrowski).
Jak pewnie pamiętacie moje recenzje debiutu SBB bądź "Nowy horyzont", lubię to nietypowe, dziwne brzmienie Davolisinta. Nieco Davolisinta zapewnie znalazło się i na koncercie we Wrocławiu (Live Jazz Nad Odrą 1975). Czy nowe nagranie z Hofors będzie w stanie dorównać tym płytom? Które oblicze SBB będzie bliższe - "rozrockowane" SBB 1 czy bardziej wyważone (ale też rockowe) "Nowy horyzont" ? Zaraz się o tym przekonacie. Płytka została właśnie przeze mnie przegrana na mojego iPoda.
Próbek muzycznych na Youtube nie ma. A szkoda gdyż zespół po prostu... odleciał ! ;) To jest, totalnie improwizował. Pełen odlot, mnóstwo muzycznych wizji. ;) A moja słoneczna Babe z "I Need You, Babe" przeczyta tą recenzję po napisaniu. ;)
Płyta składa się z dwóch utworów. Łącznie trwają ok. 41 minut. W sam raz dla winyla, na którym nieco później ukaże się ten album. Tytuły obu kompozycji zapowiadają iż może to być dwuczęściowa suita - jeden utwór ale rozbity na dwie części.
1. Works in Iron I
Jakieś próby (?) a może poszukiwanie jakiegoś "dźwięku startowego". Nic się nie dzieje. Pozornie oczywiście. Słychać perkusję. Jerzy zarzuca bit. Słychać dziki i groźny pomruk sprzętu. A nawet basy. Syntezatory skrzęczą ponuro na tle nieco-hiphopowego bitu. Potem do głosu dochodzi gitara. Jest dość cicha i nie wyróźnia się. Szalony syntezator w tle basuje. Luz blues. Józef coś śpiewa ale dość nieudolnie, może próbuje wymyślić coś na żywo. Słowa układają się w coś znajomego (na koncercie w Getyndze coś podobnego jest). Coraz fajniejsze te klawisze. Muzycznie się poprawia. Dominują organy / Davolisint. Gitara raczej średnio jest słyszalna, choć słychać jak drapie. 4.30 - piękne klawisze. Czuć ten improwizacyjny luz. Pojawia się nawet brzmienie podobne do sekwencera. Albo lekko nawiązujące. Józef bawi się palcami. Ostra, wesoła "palcówka". Bardzo barwne dźwięki przy tak ubogim instrumentarium. Duży nacisk na klawisze. Silna dominacja Józefa, choć muzycy grają razem a nie osobno. To czuć. Antymos dodaje całości takiego skrzeczącego, nieoszlifowanego brzmienia. 6-7 minuta - nie trzeba Minimooga do niesamowitych solówek. Cudowne, szalone, zwariowane klawisze. 8:27 - zmiana rytmu. Skrzek schodzi niżej i niżej... za to wznosi się Antymos ze swoją gitarą, która podkreśla i uzupełnia szaleństwa Józka. Początek 9 minuty - miód na moje uszy. Niesamowite brzmienie. Wesołe basy i drapieżna gitara. W 10 minucie to samo. Improwizacja toczy się dalej. Ten fragment może kojarzyć się bardziej z "Nowym horyzontem" niż z kultową jedynką. Nagle SBB zwalnia... kończą? Przerwa? Nie.. zmiana rytmu na wolniejszy. Kosmiczne organy na tle dość spokojnej perkusji. No i wokal Józefa. Gitara od czasu do czasu pobrzękuje. Nie łka. To nie ten kawałek ("While My Guitar Gentle Weeps" Beatlesów). ;) Nie można się nudzić słuchając tego nagrania. Coraz więcej gitary, jest ona odważniejsza. 14 minuta - jeszcze łagodniej a po chwili zespół wybucha, choć nie z pełnią swojej mocy. 15:30 - zespół kończy z organami i.. zapodaje krautrockowe z lekka brzmienie. Kraftwerk 1 ? Może znali. :) Teraz to jest moc. Szaleństwo w Szwecji. Ogniste popisy klawiszowe i drapieżne dźwięki gitarowe. Polska orgia dźwięków. Zespół gra bardzo odważnie i bardzo wyuzdanie (np. klawisze ok. 17:55). Bardzo dużo radości. Wesoła prog-melodia. Wyraźnie słyszalna gitara za to klawisze nieco wycofane. Zespół na pełnych obrotach. W 19 minucie Skrzek na prowadzeniu. Goni go nieustannie Jerzy. Pościg trwa w najlepsze. Muzyka nowa i świeża. Dzika i ognista. W 20 minucie muzycy zmieniają rytm i melodię. Zwalniają. Zbliża się meta. Antymos teraz ma okazję - a gdzie dwóch się bije tam (ponoć) trzeci korzysta. Słychać, jak korzysta ze swojej okazji i gra na gitarze.
2. Works in Iron II
Ciąg dalszy. Kolejna zmiana. Organy zanikają. Słychać tylko perkusję i coś mrocznego, groźnego i cichego. Groźny bas i tajemnicze organy kontrastują z łagodnością gitary. Pretty Face ? Skrzek w każdym razie śpiewa ten utwór. Rockowy wokal i "organiczna" czerń, delikatnie rozjaśniana łagodną gitarą Antymosa. Cudowne brzmienie, zwłaszcza ta gitara. Wspaniały odcień dźwięku. Skromne lecz wciąż zachwycająco piękne oblicze dźwiękowe zespołu. W 5 minucie gitara staje się odważniejsza. Zaczyna kozaczyć. ;) 6 minuta - zespół powtarza ten sam motyw już któryś raz. Dość ładny. 7 minuta - ostre zakończenie sekcji. Piotrowski już przebiera pałeczkami. Solo perkusyjne? Słychać cichy, dziwny bas. Wyłaniają się lśniące, połyskujące organy lecz tylko na sekundkę. Pojedynek między gitarą a perkusją? A może to klawisze vs perkusja? Szybki rytm perkusyjny i szaleństwo Józefa. Kto się pierwszy zmęczy? ;) Podobne klimaty już słyszałem bodajże na Live Jazz Nad Odrą. Może zespołowi się po prostu coś przypomniało? Teraz jest mroczniej (ach te organy i Davolisint !). Nagle SBB wybucha jak bomba ! Mocne, rockowe, szybkie uderzenie. Głośna, szalona gitara i wijący się syntezator (Davolisint). Niezła współpraca. 1+1+1 = 5. Tak. Serio. Posłuchajcie to dojdziecie do tych samych wniosków, że SBB załamują elementarną matematykę. ;) Robi się coraz bardziej dziko. "Dziczyzna" na żywo. W 11 minucie ten motyw brzmi tak super jak motyw z Kraftwerkowskiego "Ruckzuck" ale jest jeszcze bardziej wyuzdany i szalony. Zespół nieustannie zmienia i modyfikuje swoje brzmienie. Improwizują i nie pozwalają się nudzić. Początek 13 minuty - Skrzekowe 8 bitów ! Bardzo piękne i zwariowane brzmienie. Ognista i pełna energii muzyka. W tym "hałasie" słychać także gitarę, dopełniającą całość o prawdziwie "skrzekoczące" brzmienie. Ok. 14.40 zespół szykuje się do zmiany. Nastaje chaos a po nim - spowolnienie. Złowieszczo-groźne organy i szalona gitara. Znowu jakieś zmiany. W 16 minucie Skrzek zabawia się sprzętem. Krótko aczkolwiek sympatycznie. Zespół nie przestaje szaleć. Nawet gdy grają stosunkowo łagodnie to potrafią grać naprawdę dziko i specyficznie dla siebie. Ostra gitara. Zbliża się koniec całości. Finisz zdaje się należeć do gitarzysty, który się popisuje na tle perkusji i "basujących" organów. 18:44 - jeszcze wolniej i wolniej... oraz oczywiście coraz ciszej. Organy się ściszają. Słychać fortepian (a może to organy?). Perkusja powoli także staje się coraz bardziej skąpa. Kropkę nad i stawia Józef, albo we spółkę z Antymosem.
Szalona i ciekawa improwizacja. Bardzo dużo się działo przez te 40 minut. Zespół nie przerwał nawet na sekundę. Moim zdaniem, najwięcej do powiedzenia (i najwięcej zagrał) Józef Skrzek, jako lider zespołu. Momenty delikatne i łagodne jak i dzikie oraz ostre. Choć nie aż tak delikatne jak np. "Erotyk" z SBB 1. Nie mniej, zespół zdawał się przeplatać dzikość i łagodność ze sobą wzajemnie.
Ciężko jest opisać tą muzykę ale jak widzicie, dałem radę. Jest ona pełna barw i ekspresji ale czuć iż Józef ma dość ubogie instrumentarium. Dał jednak radę zmajstrować trochę ciekawych brzmień.
Warto się z tym materiałem zapoznać ale, moim zdaniem, jest on raczej dla największych fanów zespołu. Nie jest to zła płyta ale tym mniej obeznanym raczej wskazałbym ją jako ciekawostkę i jako jakiś przykład koncertowy klasycznego, starego, "nieumoogowionego SBB podałbym "Live Jazz Nad Odrą".
Co oczywiście nie oznacza iż "Hofors 1975" to zła płyta. Nagranie odznacza się przynajmniej przyzwoitą jakością dźwięku. Ja przesłuchałem bez żadnego zgrzytania i narzekań. Album ten jest warty uwagi (w końcu jest to materiał nieznany i świeżo "wyciągnięty na powierzchnie" ale chyba bardziej do gustu mi przypadł wspomniany "Live Jazz Nad Odrą", także z tej samej epoki (epoki Davolisinta łupanego? ;) ).
Krótko - czy polecam? Zależy dla kogo. "Na pierwszy ogień", dla kogoś nie znającego SBB - raczej nie. Jako uzupełnienie kolekcji - jak najbardziej.
Edit: To jest jednak druga recenzja w necie.. pierwszej nie przytoczę by nie robić komuś fejma...
Edit: To jest jednak druga recenzja w necie.. pierwszej nie przytoczę by nie robić komuś fejma...
Jedyna, tak wspaniała recenzja nowej płyty SBB w Polsce. Wszystkie elementy zostały wspomniane. Minuta, po minucie została opisana. Jest dużo muzyki i dużo słów. To jak opisujesz to co słyszysz jest niesamowite *.*
OdpowiedzUsuńTwoja pierwsza dama tej recenzji jest z Ciebie dumna <3 Postarałeś się. To pewnie ta ekscytacja nową płytą tak na Ciebie podziałała. Cieszę się, że ta klawiaturowa "palcówka" z muzyką tak fantastycznie Ci wyszła :D
Buźki w czółko, jesteś wspaniały :3
Jestem pierwszy raz u Ciebie i wiesz dzieki Tobie i temu co tu napisales zamowilem juz plyte , odbieram za 5 dni i kurcze juz nie moge sie doczekac , dzieki i pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńDziękuję ! :) Dosłownie zrobiłeś mi dzień ;) Zachęcam do dalszej lektury :)
UsuńSpoko i tak ma być…. bo takie drobnostki dają nam wszystkim power !
OdpowiedzUsuńAle wiesz co ? chce Ci się zrewanżować za tego bloga. Jak będziesz miał chwile czasu i kawałek pustego ,
ciemnego pokoju to polecam posłuchaj sobie poniższego utworu , bo pomyślałem sobie iż skoro słuchasz TD ,
Klausa i tak przeżywasz muzykę, to po tym poniżej też tak samo ciary chodzą po plecach ,
może to znasz a może Cię zaskoczę ?
miłych wrażeń , pozdrawiam zurben
AFTER CRYING - A gadarai megszallott
https://www.youtube.com/watch?v=EYO_p5nUX0g