Dzisiejsza recenzja prawdopodobnie nie powstałaby przez kolejny atak depresji. Po obejrzeniu któregoś z kolei filmu, postanowiłem zrobić sobie przerwę i zająć się czymś innym. Na naukę jest już za późno. ;) Dla odmiany dzisiaj - nie będzie Tangerine Dream. Dzisiaj będzie o czymś bardziej krajowym. SBB, proszę państwa! SBB w najlepszym wydaniu! Józef Skrzek, Antymos Apostolis i Jerzy Piotrowski !
SBB jest dość rzadkim gościem na moim blogu. Zaledwie 3 recenzje. Jest to zespół, który dość niedawno odkryłem. Z SBB było u mnie bardzo podobnie jak z Tangerine Dream - też nie zaiskrzyło od razu. Kiedyś próbowałem słuchać SBB ale miałem poczucie, że nic nie słyszę. Nie wiem czemu. Skasowałem i nie interesowałem się. Jakiś czas temu znowu wróciłem, też nie wiem dlaczego. I teraz zaiskrzyło. Jestem fanem tego zespołu, zarówno w odsłonie "starej" (do 1980-1981) jak i "nowej" (w zasadzie po 2001 czy 2002).
Dzisiaj będzie więc o debiutanckim albumie studyjnym SBB. Jest to ważne rozróżnienie gdyż pierwszym albumem zespołu był "SBB", album koncertowy (bardzo dobry zresztą). Studyjny debiut zespołu miał miejsce w 1975 roku i wyglądał tak:
Na okładce jest płomień. Płomienny album. Dużo rockowego powera ale i nie tylko. Na płycie zespół zamieścił 5 utworów ale nie będę nic spoilerował.
(Pierwszy utwór z tej płyty)
Na pierwszy ogień pójdzie pierwszy utwór na tej płycie. Nosi on tytuł... "Na pierwszy ogień". Jakiś kroki i coś w stylu uderzenia gongu. Narastający świst syntezatora i od razu wchodzi zakręcona melodia. Mocny bas Skrzeka i rytmiczna perkusja Piotrowskiego. Po chwili znowu wchodzi specyficzne brzmienie Davolisynthu (?). W każdym razie wtedy Skrzek nie miał np. Minimooga. :) 1:35 - wchodzi potężne ale ciche solo Apostolisa. Jest jakby przygniecione basem i perkusją. Pozostali muzycy trzymają "fason" i grają to samo jako podkład pod popis Greka (Antymos ma greckie korzenie). 3:13 - utwór się wycisza. Wchodzi fortepian. Skrzek daje upust swojej wirtuozerii. Delikatna, skromna melodia. Zupełne przeciwieństwo tego, czego słuchałem przed chwilą
(Drugi utwór z tej płyty)
"Błysk" - wchodzi ostro i mocno. Ledwo się skończył fortepian. 0:15 - wchodzi brzmienie wydające się być niczym sekwencer. Ale SBB nigdy nie korzystali z tego. Zakręcony, szybki, dziki rytm tego utworu. Mocny bas. Kolejny gitarowy popis. Nie ma miejsca na siestę - jest miejsce tylko na szybką, ostrą jazdę. Krótki, rytmiczny, muzyczny szybki numerek. Skromne możliwości brzmieniowe nie były wielką limitacją dla muzyków. Znowu przedwczesny finał i znowu fortepian. Kolejny Skrzekowy mostek w kierunku...
(Trzeci, tytułowy utwór z tej płyty)
Nowego horyzontu. "Nowy horyzont" to trzeci, tytułowy utwór na tej płycie. Rozpoczyna go mocna gra wszystkich trzech muzyków. Wchodzimy w nieznane. Mocna dominacja Skrzeka. Nagle zapada muzyczna ciemność. Cicha gitara i "straszne" pomruki z instrumentu Skrzeka. Delikatniejsza część, bez basu ale za to z (quasi)elektronicznymi wstawkami. Muzyka intryguje swoją zmiennością. Nic nie jest stałe. Muzyczny X nie jest constans. W 3 minucie rockowy pazur powraca. Znowu słychać bas Skrzeka. Jest spore i fajne solo zaczynające się gdzieś pod koniec 3 minuty. Skrzek gra solo na basie? Robi to w stylu raczej kojarzącym się z gitarą elektryczną. Traktuje "baśkę" jak zwykłe wiosło (nie jak szmatę, wiem co piszę :P). Z każdą chwilą jest coraz goręcej. Cały czas jest ciekawie i nie można narzekać na nudę. 5:35 - kolejne odczarowanie. Rockowe wyciszenie. W 6 minucie mamy powrót do początku ale w mocniejszym wydaniu. Czuć moc zespołu. Utwór zatoczył koło ale nie skończył się. Chwila zawieszenia ok. 7:30 i... szybki fortepian. Piano forte (?). Zwieńczenie. Dumny pochód trzech Muzyków przez nieznaną Krainę Dźwięków.
(Czwarty utwór z tej płyty)
"Ballada o pięciu głodnych" opiera się na groźnych pomrukach Skrzeka. Brzmi to nieco jakby urywek z "Irrlicht" Klausa Schulze. Jest to jedyna piosenka na tej płycie. Skrzek deklamuje tekst. W zasadzie w tym utworze nie ma nic innego niż jego klawisze i wokal. Tajemniczy nastrój, groźne pomruki sprzętowe. 4 minuty muzyki kojarzącej się z dark ambientem wzbogaconej o wiersz.
(Piąty, ostatni utwór z tej płyty)
"Wolność z nami" wychodzi z końca poprzedniego utworu. Po kontynuacji następuje "wesołe" wejście perkusji a po niej - diaboliczne organy. Wielkie i potężne. Słabną by zrobić miejsce dla fortepianu. Jaz(z)got. W 1:05 wchodzi "na poważne" fortepian wzbogacony Davolisynthem (?). Całość jest delikatnie skropiona perkusją Jerzego Piotrowskiego. W pewnym momencie dodatki milczą i uwaga koncentruje się na fortepianie, chociaż pojawiają się różne "przeszkadzajki". Muzyka ewoluuje. Skrzek popisuje się na fortepianie. W 4 minucie dodatkowo "pojękuje" do mikrofonu. Anielski głos wprowadza słuchacza do muzycznego wymiaru Raju. 5:49 - zaraz będzie coś wielkiego. Czuję to. Cały utwór brzmi inaczej. W 6:25 zaczyna się wesoła, jazz-rockowa melodia. Jest anielsko piękna. Czyżby Skrzek grał jednocześnie na basie i na klawiszach? Pojawia się także i tutaj głos Skrzeka. Wolność do muzycznej improwizacji. Jesteśmy wolni. Niesie nas Muzyka. Muzyka ciągle ewoluuje. Zapowiadają się zmiany ok. 9:30. Melodia zanika, w zasadzie ostał się tylko sam fortepian. Kolejny popis fortepianowej wirtuozerii. Nagle bije zegar. Północy jeszcze nie ma.. Czyżby Raj miałby zostać na zawsze utracony? Robi się groźnie i tajemniczo. Zegar bije, niemalże chłoszcze uszy słuchacza. Pojawia się Coś (a może Ktoś ?). Znowu jaz(z)got. Jakiś diablik coś miesza przy sprzęcie. Piękny przykład kakofonii. ;) Najpiękniejsza interpretacja zarzynanego prosiaka. A po niej - SBB rockuje! Szaleństwo. Ten fragment kojarzy się bardziej z początkiem płyty, zwłaszcza z "Błyskiem". Jeszcze niecałe 6 minut do końca. Miejscami dalej trwa muzyczne świniobicie. ;) Kolejna zmiana.. ok. 15:20. Jakby utwór miał się kończyć. Mocny bas Skrzeka. Utwór naprawdę się kończy ale to tylko pozory. Jeszcze 3,5 minuty do prawdziwego końca. 17:02. Koniec. Skrzek żegna się ze słuchaczami grając pięknie aczkolwiek smutnie na fortepianie. Smutek szybko mija i nastaje czas popisów. Żałobna, pożegnalna melodia wchodzi ok. 18:20. Oczywiście, po raz kolejny jest to partia fortepianowa Józefa Skrzeka. Utwór nieubłagalnie zbliża się do faktycznego końca. Zbliża się koniec wolności. Już tylko ostatnie, pożegnalne nuty i cisza. Koniec wolności. Koniec płyty.
"Nowy horyzont" to w zasadzie jedna, 40 minutowa (40 minut i 8 sekund) suita. Podzielona na dwie części gdyż na płycie winylowej nie zmieściłaby się taka ilość muzyki na jednej stronie nośnika. Słuchając tego albumu na CD (albo w mp3 a jeszcze lepiej - we FLAC :P ) wydaje się iż podział na utwory jest zbędny. Wszystkie są płynnie połączone zgrabnymi, ciekawymi fortepianowymi wstawkami granymi przez Józefa Skrzeka, klawiszowca (i basisto-wokalistę zespołu). Muzycznie zaś całą suita to niesamowita podróż przez różne nastroje - od delikatnych i skromnych, "pokojowych" dźwięków aż po dzikie, rockowe granie z pazurem. Mamy tu Niebo ("anielsko piękną" partię "Wolności z Nami") jak i Piekło (sporo rockowych, dynamicznych, szybkich, mocnych partii). Nie ma tu miejsca na Czyściec (no, może przejścia między utworami :P).
Ten album to ciekawa zapowiedź tego, co będzie dalej. Warto dać SBB szansę i sięgnąć po kolejne płyty tego zespołu, zwłaszcza te wydane do 1981 ("Memento z banalnym tryptykiem", ostatni studyjny album zespołu... aż do roku 2002). Na moim blogu pojawiło się kilka: Pamięć (1976) oraz Ze słowem biegnę do ciebie (1978). Obie bardzo dobre płyty.
Ciężko mi jest ocenić "Nowy horyzont". Jest to dobra płyta ale po niej przyszły jeszcze lepsze. Nie zostawiam oceny tym razem. Sami zdecydujcie. Nie skreślajcie tylko tego zespołu na podstawie tej jednej płyty. Dajcie im szansę. Poznajcie chociażby dwie płyty wspomniane w poprzednim akapicie. Polskie też może być dobre. :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz