Tym razem recenzję sponsoruje pewne słówko: prokrastynacja . ;) Zamiast wziąć się za naukę to wolę spędzić ten wieczór ze słuchawkami w uszach i odpowiednią muzyką. Co dzisiaj na playliście? "Rocking Mars". Dwupłytowy album koncertowy Tangerine Dream wydany w 2005 roku, zawierający większość z ich jedynego koncertu w 1999 roku (12.06.1999, Osnabrück). Całość krąży na necie jako TT 43 ). Zespół wówczas zaprezentował w większości zupełnie nowy materiał - cały album Mars Polaris (wyszedł w tym samym miesiącu - też czerwiec, 1999). Niestety, nie ma zbyt wiele na Youtube więc będę musiał podlinkować oryginalny album (a na Rocking Mars aranże są ostrzejsze i mocniejsze - tytuł płyty zobowiązuje :P).
W tym poście zrecenzuję tylko pierwszą płytę. Album składa się z dwóch CD, po ok. 45-50 minut każdy.
Okładka drugiego wydania, Membran, 2009 (posiadanego przeze mnie) |
Na pierwszej płycie jest 6 utworów. Wszystkie pochodzą z wspomnianego wcześniej Mars Polaris.
Pierwszy z nich, Comet's Figure Head, jest tajemniczym z początku (i nieco kosmicznym) ale mocnym wejściem zespołu. Od początku towarzyszy nam "żywa" perkusja - Emil Hachfeld. Całość wzbogaca w ciekawy sposób Gerard Gradwohl na gitarze. Czuć pracę sekwencera i tajemniczą, trochę zachmurzoną na swój mandarynkowo-kosmiczny sposób, melodię. Muzyka się rozkręca z każdą chwilą. Ok. 2:30 wchodzi mocny, potężny bas oraz gitara. Gitara jest mocna, słyszalna i wyczuwalna. "Rocking Mars in its finest", jakbym to miał ująć w naprawdę dobry sposób (a nie wiem jak dobrze to oddać po polsku). W 4 minucie jest niesamowita gitara. Tej partii gitarowej nie ma w studyjnej odsłonie. Utwór wyraźnie brzmi mocniej i ciężej. Nabrał masy. Niekończąca się partia gitarowa wzmacnia i dodaje uroku temu utworowi (który jest świetny w wersji studyjnej). Klawiszowe melodie są raczej na drugim planie ale nie można ich pominąć. Trzeba się w nie wsłuchać. W końcu po to się słucha TD - dla klawiszy. ;) 8:26 - niesamowity Odlot przez prawdziwie duże O ! Cudowne klawisze. Przebłysk Kosmosu. A potem drapanie strun. ;) Ok. 9:50 utwór się kończy i rozpoczyna się przejście, bazujące na tej końcówce. Mroczny, tajemniczy pasaż prowadzący nas w kierunku..
Rim Of Schiaparelli i niezapomniany otwierający ten utwór dźwięk. Po nim od razu wchodzimy w rytm. Właściwie ten utwór startuje ok. 1:10. Rytmiczny i dość szybki. Klawisze brzmią eterycznie, cicho i skromnie ale czuć pewną dozę mocy. Perkusja w "nowoczesnym" stylu ale niektóre partie klawiszowe brzmią trochę kosmicznie. Nie jest to kosmos rodem z lat 70. ale też jest fajnie. ;) W tle jakieś świsty się pojawiają, coś jakby nibyflet. Troszkę bardziej dyskotekowy kawałek, zwłaszcza jak się rozkręci. Kosmiczno-anielskie chórki wieńczą ten utwór. Są przeplecione kosmicznym odgłosami. W końcu płyta traktuje o kosmosie. :P Ciekawe przejście - znowu tajemniczy pasaż, kojarzyć się może z latami 70 i rozwlekłymi, tajemniczymi improwizacjami.
Deep Space Cruiser - Krążownik Międzygwiezdny P4C1 zaatakowany przez meteoryty! Kosmiczne kamienie stukają niczym lodowy grad w pancerz statku. Ale jest spokojnie. To tylko uroki gwiezdnych wojen lotów. Spokojny, sympatyczny kawałek z mocną, drapieżną gitarą. Zaczyna się jakby tak od środka. Trzeba się wsłuchać bo klawisze są fajne ale można je łatwo przegapić jak się wsłucha w gitarę. ;) Ok. 4 minuty jest całkiem fajne solo gitarowe. Ewidentny dodatek, tego nie ma w wersji studyjnej, o ile dobrze pamiętam. Kolejne ciekawe przejście.
Pilots Of The Ether Belt - ciekawy wstęp. Utwór rozpoczyna sympatyczna perkusja i skromne klawisze. Łatwe do zapamiętania i zanucenia. Ok. 1:25 utwór startuje "z kopyta". Gitara jest novum i została dodana na potrzeby tego koncertu. Świetnie brzmi. Niesamowity dodatek chociaż przysłania resztę (np. sympatycznie brzmiące klawisze z 2:15 i dalej). W ogóle na moich słuchawkach coś zbyt cicho brzmi reszta całości, poza gitarą. Mocne i ciekawe basy w ok. 3:45. Spokojne przejście wzmocnione mięsistymi basami. 4:09 - dźwięk znajomy... to jest coś z Dream Mixes II (1997). :) Niestety nie pamiętam z którego utworu. Ok. 4:40 pojawia się jeszcze raz. W tym utworze jest sporo takich delikatniejszych przejść. Mocarna partia w 6:00. Potężna gitara wzmacnia całość brzmienia. Brzmienie gitary skojarzyło mi się z... Depeche Mode - Come Back . :) 7:35 - znowu jest rytmicznie i ciekawie. Gitara plumka cicho i delikatnie oraz wzbogaca i uatrakcyjnia całość. Bardzo progresywny utwór. Dość często się zmienia. Niestały w brzmieniu (w przeciwieństwie do mnie i moich uczuć wobec Słoneczek :D ). Kolejne niesamowite przejście. Elektryfikuje. Dosłownie. Po kosmicznym brzmieniu mamy sekwencer i smyczki (oczywiście syntezatorowe :P).
Spiral Star Date - Spiralna Kosmiczna Randka. :D Startujemy od razu grubo - od sekwencera. Ciekawa melodia jest dodana jako dodatek do sekwencera. Rytm jest mocny. Oczywiście znowu pojawia się, nieobecna w aranżu studyjnym, gitara. Świetny utwór. Jest lekki i miły dla ucha. Delikatny i skromny ale nie bezbronny. Mocniejsza gitara pojawia się ok. 1:50. Chyba ta partia była też na Mars Polaris. Trochę za lekkie klawisze ale na szczęście wciąż je słyszę. :) Ok. 5:30 - powtórka z rozrywki, muzyka brzmi znajomo (i gitara również). Bardzo długi mostek - ok. 1,5 minuty. Intrygujące brzmienie, bardzo cicha perkusja. Cichsza od klawiszy! Kojarzy się mi z czymś. Tak, Running Out Of Time (Miracle Mile, soundtrack, 1989). Nie zamieszczony na tej płycie.
Mars Mission Counter - delikatna i skromna, tajemnicza melodia. Brzmi troszkę jak podrasowana elektronicznie i dopieszczona harmonijka ustna. Ok. 0:50 milknie i wchodzi szybka oraz rytmiczna melodia. Pojawia się gitara albo są to jakieś syntezatorowe wstawki. Trzeba się wsłuchać w klawisze. Skromna melodia ale za to wyraźny rytm. Fajny "fortepianopodobny" motyw się przewija. Warstwa rytmiczna jest tak ciekawa jak pierwsza połowa Poland ale tu dzieje się jeszcze więcej. Nie ma "grzmocenia" ale też jest fajnie. :P Pojawiają się jakieś orkiestropodobne, smyczkopodobne ozdobniki, wyraźniejsze (tak jak i uprzednio wspomniany motyw) w drugiej połowie utworu. Głosy, chórki, rozpoczynające się w ok. 5:25 stanowią (o ile dobrze pamiętam) element oryginalnego zakończenia. Zespół nic nie dodał nowego. Następują oklaski i koniec płyty pierwszej. Zakończyła się pierwsza część tego koncertu.
Pierwsza płyta zawiera spory wycinek pierwszego setu z koncertu. Wycięto tylko wstęp oraz wspomniany wcześniej utwór Running Out Of Time. Tangerine Dream dość rzadko grali utwory ze swojego obfitego repertuaru soundtrackowego. Szkoda, że został pominięty, zwłaszcza, że miejsca na płycie jest aż nadto (CD 1 trwa ok. 45 minut). Niemniej, jest to kawał dobrej muzyki podanej w bardzo ciekawym wykonaniu. Lubię Mars Polaris i uważam go za jeden z najlepszych albumów w niemalże nieskończonej dyskografii TD. Na tej płycie zespół zaprezentował studyjne wersje (oczywiście podrasowane pod koncert) ale z dodanymi nowymi partiami gitarowymi. Warto się w nie wsłuchać i zwrócić na nie ucho. Bywa rockowo ale nigdy nie jest zbyt dyskotekowo na tej płycie. 5. Ale gdyby zabrakło pierwszego utworu (Comet's Figure Head) to ocena poszybowałaby gwałtownie w dół! ;)
PS. Nie ma próbek na YT. Jeżeli coś znajdę to wrzucę w drugiej recenzji, dotyczącej CD 2.
PS 2. Poprawiłem jedną literówkę. :)
PS. Nie ma próbek na YT. Jeżeli coś znajdę to wrzucę w drugiej recenzji, dotyczącej CD 2.
PS 2. Poprawiłem jedną literówkę. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz