Dzisiaj dokończę co zacząłem wczoraj. Pozostała do przesłuchania i zrecenzowania druga płyta z albumu Rocking Mars. Po część wstępno-historyczną zapraszam do wczorajszego tekstu opisującego płytę pierwszą .
Druga część koncertu została uwieczniona w całości na drugiej płycie. Zespół natomiast nie umieścił żadnych bisów - w tym rzadkiego Ancient Powerplant (pierwotnie nagranego jako soundtrack - The Keep, nagrany w 1983 czy coś koło tego, wydany w 1997). Przypominam iż jest to pierwszy raz gdy zespół grał tą kompozycję na koncercie. Następny raz nastąpił dopiero w 2014 roku podczas koncertów w Australii - Supernormal - The Australian Concerts 2014 ). Dla zainteresowanych, na Youtube jest wycinek z Tangerine Tree 43 zawierający tylko i wyłącznie bisy z koncertu w Osnabrück (12.06.1999) - 23 minuty, 4 mandarynkowe bisy .
Drugi set otwiera kompozycja pod tytułem Ça Va - Ça Marche - Ça Ira Encore, wydana na singlu o tym samym tytule (1998, singiel był bonusem do box setu Dream Dice ). Jest to jedna z rzadszych kompozycji TD. Znajome (dla mnie intro) - tajemnicze i intrygujące dźwięki z których powoli wyłania się melodia i rytm, dość szybki i oparty o sekwencer. Nagle coś się dzieje i mamy szybką perkusję połączoną z ostrą gitarą. Gitara odgrywa ważną rolę w tym utworze. Wydaje się iż nie ma tu klawiszy a tylko gitara i perkusja (ew. gitara przysłania syntezatory). Oczywiście klawisze są. :) Szybka i rytmiczna kompozycja, pełna energii chociaż niekosmicznej (może poza początkowymi, introdukcyjnymi dźwiękami). Bardzo kosmiczny i tajemniczy mostek. Brzmi jakby doszło do jakiejś awarii na międzygwiezdnym krążowniku. Przeciążenie systemu. Stan: Astrophobia.
Astrophobia. Jesteśmy zagubieni gdzieś w przestrzeni kosmicznej. W m-tym (mandarynkowym) wymiarze. Intro tego utworu długo wybrzmiewa ale przeradza się w mocny i energetyczny kawałek z przysłowiowym powerem. Czuć mocne basy. Napięcie rośnie z każdą sekundą. Pierwszy bit pojawia się w 2:00. Ok. 2:30 zaczyna się prawdziwe szaleństwo, wspomagane gitarą. Szybki rytm i fajny gitarowy riff. Z każdą chwilą jest coraz ciekawiej. Nie można narzekać na nudę. Warto zwrócić uwagę na klawiszowe rytmy - np. ten w 5 minucie. Po nim szybko wchodzi gitara. W zasadzie mocne partie gitarowe to jedyna różnica między tą wersją a studyjną. W 7 minucie mamy chyba najmocniejszy moment utworu. Basy mogą niszczyć żebra i uszy, do tego wesoły, szybki rytm i mocna gitara o niezmiennej dla tego utworu sygnaturze brzmieniowej. Dość szybko nastrój się zmienia. W 8 minucie mamy jakby tykanie zegara. Ok. 8:50 mamy powrót do dźwięków z początku utworu. Przejście jest raczej mało ciekawe. Miło jednak, że jest. ;)
Tharsis Maneuver. Bardzo ciekawy utwór. Mocno wybrzmiewa, zwłaszcza zanim wejdzie perkusja. Wyraźne, mocne basy. Zgrabnie omijamy meteoryty w paśmie tarsjańskim. Mnóstwo smyczkopodobnych brzmień. Pojawia się też gitara ale nie jest tak wszechobecna jak w poprzednim utworze. Mocna gitara wchodzi dopiero w 2:10. Jest otoczona anielskimi chórami (w kosmosie.. co ci TD ćpali.. ;)). Świetna perkusja w ok. 3:35. Ok. 4:30 utwór się kończy i zaczyna się mostek. Jest cichy i delikatny.
Outland. Zgrabnie z mostku przechodzimy w charakterystyczny, kosmiczny dźwięk otwierający tą kompozycję. Podbito basy. Ok. 0:30 wchodzi coś. Automat perkusyjny czy coś. Ok. 0:50 utwór naprawdę się zaczyna. Mocno i z przytupem (oraz z gitarowym pazurem). Gitara świetnie wybrzmiewa i uzupełnia utwór. Znowu wspaniałe momenty, godne tytułu "Rocking Mars". Mars nie jest chłodny ale gorący. W końcu Rzymianie tak zwali swego boga wojny. ;) Tradycyjnie, gitara i podbite, wzmocnione basy to w zasadzie jedyne różnice między oryginałem z płyty a wersją koncertową (debiutancką w tym przypadku). W ok. 3:00 mamy technopodobną perkusję. Potem się robi niezwykle ciekawie. Pojawiają się efekty jakby znajome... Edgarowe Macula Transfer? "Techniczny" klimat cały czas się mocno trzyma. Taniec - breakdance - w przestrzeni mandarynkowo-kosmicznej. Kolejny, szybki, energetyczny, mocny utwór. Gorące rytmy ale w nie dyskotekowo-tanecznym wydaniu. Myślę, że mało kto by chciał tańczyć do tej nutki. :) Delikatne i spokojne zakończenie przeradza się w ciekawy mostek. Mogliby pociągnąć dłużej tą melodię i rozwinąć ją. Troszkę mi się z Logos kojarzy.
Dies Martis. Ostatni utwór z Mars Polaris ale to jeszcze nie koniec setu. Po kosmicznej chwili dźwiękowej mamy "fortepianosyntezator" ciekawie i spokojnie plumkający w akompaniamencie "efektów specjalnych" i smyczków. Spokojny, delikatny (prawie)finał. Drobny i przyjemny relaks po intensywnych, muzycznych, kosmicznych, rytmicznych, mandarynkowych, dźwiękowych eskapadach. Ciekawy mostek, z saksofonopodobnymi brzmieniami.
Następne 3 utwory to wyjątki z Sony Center Topping Out Ceremony Score, bardzo rzadkiego singla TD.
Terra Gravity - delikatna, skromna kompozycja. Bardzo tajemnicza. Po chwili wchodzi sekwencer i prawdziwie dyskotekowy rytm. Mandarynkowy melanż podlany dziwną gitarą. Przechodzi w tajemniczy sposób w kierunku następnego utworu.
Wormhole Number Five - od razu mocna perkusja i głęboki bas. Bardzo rozbudowana sekcja perkusyjna. Dziwny utwór. Brzmi jak solo perkusyjne z dodatkowymi efektami by nie było nudno. Całkiem fajne solo, trzeba dodać.
Red Ocean - lekko nawiązuje do Logos Coda. Takie zwieńczenie drugiego setu koncertu. W tle brzdąka sobie gitarzysta. Mocna gitara wchodzi ok. 1:55. Dość fajny i krótki utwór. Ciekawe zakończenie.
Podsumowując, druga płyta jest równie ciekawa co pierwsza chociaż jest bardziej urozmaicona. Szybkie i mocne kawałki, takie jak Astrophobia, zostały wymieszane ze spokojnym Red Ocean czy Tharsis Maneuver. Świetna druga część wyjątkowego koncertu. Zasłużone 5. Mocny, rockowy punkt w dyskografii TD.
Całe wydawnictwo to zasłużona 5. Chociaż za obcięcie Running Out Of Time z pierwszej płyty powinienem obniżyć ocenę o co najmniej pół stopnia...
PS. Linki w tytułach utworów prowadzą do stosownych filmów na YT. Nie ma zbyt wiele próbek z tego albumu i wszystkie są z płyty drugiej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz