wtorek, 17 marca 2015

17.03.2015 - Francuskie Pola... MAGNETYCZNE !

Dzisiejszy odcinek sponsorują nuda i niechęć (delikatnie powiedziane...) do przedmiotu "międzynarodowa porównawcza polityka społeczna". Dzisiaj przedstawię Wam jeden z lepszych albumów mojego pierwszego Mistrza muzyki elektronicznej - "Les Champs Magnetiques" ("Magnetic Fields") autorstwa Jean Michel Jarre'a.

Jest to jedna z lepszych pozycji w jego dyskografii. Potem raczej średnio mu szło. Ma sporą dyskografię i sporo koncertów, także rekordowych. Z czego zasłynął (poza "Oxygene Part 4", które zna chyba każdy :P) ? Działalność charytatywna (o ile dobrze pamiętam, coś tam w UNESCO), theremin (głównie w "Oxygene Part 3").

Co ważnego jest na tej płycie? Sample. Sporo tu sampli. Ponadto, bardziej rozrywkowe brzmienie. Zupełnie odmienne od tego, co muzyk pokazał na swoich poprzednich płytach - "Equinoxe" (1978) oraz "Oxygene" (1976). Na poprzednich raczej zabawiał się z "poważną" elektroniką, przez co słuchacz otrzymał ciekawy miks poważnej muzyki kosmicznej bądź ambientu ("Oxygene Part 1"), rockowych solówek (solo w "Oxygene Part 2") oraz synthpopopodobnego czegoś (nieśmiertelne "Oxygene Part 4").

Na serwisie Youtube jest umieszczona cała kopia albumu.



Okładka - Jan Michał Zelektryfikowany (patrzcie na włosy) :)

Część 1szą otwiera szybka partia, brzmiąca nieco jak fuga. Szybko wpada w ucho i w pamięć. Pod nią są dodatkowe efekty bo klawisze, w przeciwieństwie do kobiet, nie mogą być nagie. :P Szybko pojawia się też perkusja a dodatkowe klawisze z brzmienia lekko przypominają gitarę. Utwór wówczas staje się bardzo rozrywkowy w brzmieniu i wydaje się być jeszcze szybszy. Nawet podczas "przejścia" (ok. 2:30) jest wciąż żywy i rytmiczny. Bardzo żywa i rytmiczna część utworu. Ok. 4:05 zaczyna się kolejne przejście. Oczywiście w tym "refrenie" nie ma słów. Prawdziwa muzyka elektroniczna jest instrumentalna. ;) Pojawiają się sample - np. coś w stylu płukania ust (gdzieś w 5 minucie). :D W 6 minucie "fuga" zmierza w kierunku zmiany. Rytm zanika, wycisza się. Przed 7 minutą cały rytm zanika. 

Słychać jakieś tajemnicze dźwięki. Muzyczny wymiar hipnozy. Jakieś głosy, śmiechy. To wszystko sample. W praktyce cała część druga pierwszego utworu składa się z sampli. Coś drga, ktoś mówi. A wszystko to podlane przyjemnymi, delikatnymi brzmieniami. Bez bitu i basów. Ok. 8:25 można mieć poczucie iż właśnie elektroniczny słowik szczebiocze wesoło o (elektronicznym, a jakże!) poranku. Później jest więcej grania niż samplowania ale proporcje się zmieniają (np. jakieś koty czy coś). Czuć klimat "przejściowy" w 11 minucie.

3cia sekcja. Nagle wchodzi szybki rytm i sekwencer. Wesoła Noc w Chinach (pod tym tytułem część ta ukazała się na koncertowym "The Concerts In China" w 1982). Disco wczesnych lat 80. Brzmi jeszcze bardziej rytmicznie i weselej od początku tego utworu. Ciało samo prosi się do tańca. "Rozśpiewane" klawisze z lekka kojarzyć się mogą z Thereminem ale JMJ nie użył tego instrumentu na tej płycie. Impreza na całego. Ciekawe czy ta część poradziłaby sobie na dyskotekach w XXI wieku? :) Agresywny bit, sekwencer i gorący, porywający do tańca rytm. Na koniec DJ odchodzi samotnie bo nikogo nie wyrwał. :P

Część 2 - bardzo znany fragment z tej płyty. Żywy i rytmiczny. Charakterystyczny bit, przypominający konia oraz ten rytm.. Elektronicznie bajkowy kucyk Pony! :D Melodia słodka jak miód (i niektóre moje koleżanki ;)). Myślę, że też mógłby zrobić małe zamieszanie i rozruchy na parkiecie. ;) W pewnym momencie na scenę wchodzi Bob Budowniczy i jego ekipa. Kupa sampli rodem z placu budowy i... muzyczna ilustracja ciszy, bezdźwięku wcale nie niemego. Tworzy on tło i podkład pod..

Część 3 - .. trzeci utwór na tej płycie. Prawie od samego początku mamy sample (od 0:05, a więc nie od początku :P). Tajemnica Praczki? Ten sampel mi się kojarzy z praniem. Nie pytajcie czemu. Mam i tak skrzywioną wyobraźnię. Cicha melodia pomaga praczce skupić się na praniu. Delikatna i skromna aczkolwiek niezwykle urodziwa to melodia, tak samo jak praczka. :) Pod sam koniec wchodzi Pan Sekwencer i niszczy całą sielankę.

Część 4 - znowu dyskotekowy bit i bas. Praczka porwana. Uprowadzono Piękną i zmuszono ją do tańca. Oczywiście niegrzeczny Jaś podpatruje i nagrywa kolejny utwór na tą płytę. :P Rytm staje się intensywniejszy a melodia jakby gdzieś na drugim planie. W drugiej minucie jesteśmy "świadkami" muzycznej, samplowej (?) konwersacji. No, teraz to mamy coś w stylu protorapu - brakuje do tego bitu nawijki o biedzie i o dostarczaniu uciech seksualnych służbom mundurowym (głównie Policji) itp. :D "Rap" się kończy ale melodia i bit lecą dalej. Pan Sekwencer twardo stąpa po parkiecie w przeciwieństwie do swojej skromnej i nieśmiałej towarzyszki-Praczki z poprzedniego utworu, którą porwał. Ok. 5:00 chyba znowu wbija na parkiet Bob Budowniczy. Ok. 5:45 wjeżdżamy w tunel tzn. opuszczamy tą imprezę. :)

Część 5 - Wesoła, wakacyjna melodyjka. Nie jest agresywna, wręcz przeciwnie. Łagodna i słodka. Ma w sobie coś uwodzicielskiego i pięknego. Sielanka i Hawaje. Brakuje tu gitary elektrycznej, chociaż (zwłaszcza pod koniec) mamy brzmienia zbliżone. Jakby to podsumować? Honolulu. :) W ten oto słodki (jak Marlena ;)) sposób kończy się płyta.

Album ten składa się z dwóch ciekawych suit. Pierwszą tworzy tylko jeden ale za to długi i trójdzielny utwór. Druga zaś składa się czterech kompozycji, tworzących drugą stronę winylowej wersji albumu.

Gorące rytmy, wesołe brzmienia ale wciąż wszystko jest raczej stonowane. Party hard? Nie przy tym albumie. Ale odczilować się można. ;) Dość dobra i przyjemna w odsłuchu płyta. Ciekawa w brzmieniu i nie jest nudna. Warto na nią zwrócić uwagę. Do relaksu - chyba się nada. Na imprezę - wtedy bym puścił coś innego, np. bardziej rozrywkowe (moim zdaniem) "The Dream Mixes" (1995) Tangerine Dream.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz