poniedziałek, 9 listopada 2015

09.11.2015 - Ponowny rzut uchem na debiut SBB

Niedawno zaopatrzyłem się w winylową replikę pierwszego albumu SBB. Oczywiście nie winyl jako taki ale zwykły kompakt. Całość swoją estetyką przypomina opakowanie płyt winylowych. Nie jest to pierwsza płyta tego zespołu, którą posiadam w takiej ekskluzywnej wersji - pierwszą była Pamięć (1976). Debiut SBB (koncertowy) już wcześniej został przeze mnie zrecenzowany (tutaj) ale tym razem spróbuję go opisać jeszcze raz. Eksperyment taki. ;)


Album ten ukazał się w 1974 roku i zawiera zmiksowane fragmenty dwóch koncertów zespołu w Warszawie (18 i 19.04.1974). SBB zaczęli grać samodzielnie, bez Czesława Niemena (którego wspierali, o ile pamiętam). Zespół później znacząco odszedł od bardziej rockowego grania dlatego SBB (określane także miane 1ki) jest świetnym przykładem młodzieńczej mocy oraz energii zespołu. Później, wraz z poszerzaniem się Skrzekowego syntezatorium, zmianie uległo brzmienie zespołu - na bardziej przemyślane, nieco bardziej elektroniczne. Co można jeszcze powiedzieć w skrócie? SBB "1" to dzikie, młode, pełne energii SBB !

Na tą płytę składają się tylko 2 utwory: Odlot i Wizje. Warto zaznaczyć iż w przeciwieństwie do posiadanej przeze mnie "1ki" (wyd. 1997, Polskie Nagrania Muza), kompozycja "I Need You Baby" jest integralną częścią Odlotu i nie została wydzielona z niego. Całość trwa lekko poniżej 40 minut. Możecie się z nią zapoznać na Youtube (wznowienie z 2005 roku, w stosunku do "1ki" z 1997 zawiera jeden dodatkowy utwór).

1. Odlot

Po raz kolejny serce mi się raduje słysząc pamiętne, pierwsze dźwięki "I Need You Babe" i Skrzekowe "Dobry wieczór". Delikatny, jazzowy, fortepianowy utwór na "dobry wieczór" dla publiczności. Nie brakuje też skromnych popisów choć całość nie jest solówką w czystym tego słowa znaczeniu. Bardzo przyjemna kompozycja, zagrana ze smakiem i w sposób który sprawia, że serce samo rośnie coraz bardziej wraz z każdym kolejnym zagranym dźwiękiem. Dzikie wręcz zakończenie.

Utwór ponownie otwiera solo perkusyjne Jerzego Piotrowskiego. SBB wchodzi w rocka. Zaraz zaczniemy odlatywać z aniołami (wolałbym z Chmurkami i Słoneczkami ;) ). Z jednego lirycznego fragmentu gorąco wskakujemy w łagodność drugiego - określanego jako "Odlecieć z wami". Pod koniec 6 minuty jesteśmy niesieni delikatnym, łagodnym rytmem. Dotykamy wręcz chmur, lecimy mocą oczu i uszu wyobraźni. Całość wydaje się brzmieć subtelniej i bardziej delikatnie niż "1ka" z 1997 roku ale to może być też wpływ innego źródła odsłuchu (komp i Philips SHP1900). Nie uwłacza to brzmieniu - mimo wszystko jest cudowne. Łagodność i słodkość skontrastowana z delikatną drapieżnością, swoistą chropowatością gitary (basowej chyba). A w tle (ok. 10 minuty) piękny popis Antymosa Apostolisa, wspierany przez "skrzeczący" bas Józefa Skrzeka. Cały czas unosimy się na skrzydłach Muzy.

11:43. Tym razem SBB przyśpiesza. Józef zaczyna swoje solo na tle szybszej perkusji Piotrowskiego. W tle bardzo cicho słychać gitarę Antymosa ale mogę się mylić, to wciąż może być bas Józefa. Prawdziwa energia i szaleństwo. W 14 minucie Skrzek niesamowicie ostro "skrzeczy". Po drobnym przejściu zespół zmienia ton - obaj gitarzyści zaczynają ze sobą gorąco współpracować. Na moich słuchawkach wydaje się trochę zbyt ciche. W każdym razie już od ok. 15:30 bardzo głośno i szybko "wiosłuje" Antymos, z niesamowitą energią i mocą. Brzmi to tak, jakby relacja z wyścigu, zabarwiona dynamizmem i emocjami. Każda kolejna część wydaje się brzmieć szybciej od poprzedniej, zmieniają się, zamieniają się miejscami. Wyścig trwa. 

W 18 minucie utwór wyraźnie zaczyna się kończyć. Muzycy tworzą tło do wieńczących całość popisów gitarzysty. Nie ma tu już szybkości i drapieżności. To jest hamowanie przed metą. SBB osiągnęło ostatnią prostą?

2. Wizje

Nie. Jest jeszcze druga część płyty, nie mniej obszerne "Wizje" (kolejne 19 minut). Zespół znowu nabiera mocy i rozpędu. Dzikie, wręcz "wyuzdane", intro tego utworu to świetny przykład ciekawego a zarazem drapieżnego grania, niebędącego jednocześnie heavy metalem. 1:22 - pierwsze syntezatorowe brzmienia (Davolisint). Brzmi to bardzo drapieżnie i groźnie, może nieco jakby zdezelowany wrak organów. A może to dalej gitara? W każdym razie dalsze dźwięki to już na 100% gitara. Cały czas sporo się dzieje. 

Nagle, w 3 minucie, zespół uderza w znacznie łagodniejsze tony. Ponownie się pojawia fortepian (Józef Skrzek). Zaczyna się "Erotyk", jeszcze ciekawszy niż "I Need You Baby", otwierający płytę. Bardzo łagodne i delikatne brzmienia połączone z delikatnym wokalem Józefa. Całość tworzy romantyczny, namiętny klimat. Całość ubogaca delikatna, skromna gra perkusji (raczej tylko same talerze). Nie brakuje tu popisów, choć są skromne i raczej stonowane. 

W 10 minucie Józef bardzo ładnie i zręcznie finiszuje "Erotyk" aby przejść w bardziej niegrzeczne klimaty dźwiękowe. Teraz słychać prawdziwego Davolisinta, jego charakterystyczne, SBB-owskie brzmienie. "Harmonijka diabła". Nareszcie, elektroniczny akcent. Potężne solo. W 12 minucie jest naprawdę ostre i dzikie, rozedrgane. Bitwa wre. Nie brakuje też tutaj kosmicznych akcentów dźwiękowych. Jeden z najlepszych fragmentów tej płyty, moim zdaniem. Ok. 14:30 zespół znowu hamuje. Wytraca swoją olbrzymią energię. 

Dzikie, wyuzdane i agresywne brzmienie Davolisinta zostaje zastąpione solówką perkusyjną. Solo to jest bardzo zróżnicowane i szybkie. Po krótkiej przerwie zespół "bisuje". Intensywny i ostry rock. Chyba najmocniejsza sekcja na całym albumie! Mocny bas połączony z agresywną gitarą, która jest zdecydowanie w tle na tle basu (oj... tak mi się niefortunnie sformułowało zdanie ;) ). Tym rockowym akcentem zespół zwieńczył swój debiutancki, koncertowy album. Zagrana przez SBB muzyka została niezwykle ciepło przyjęta przez publiczność (oraz przeze mnie, choć oczywiście z racji mojego młodego wieku nie mogłem uczestniczyć w tym koncercie :P )

SBB "1" to wybuchowa mieszanka lirycznej łagodności (przede wszystkim piosenki "I Need You Babe", "Odlecieć z wami" oraz "Erotyk") a także rockowej energii i pazura (praktycznie cała reszta, szczególnie sekcja "bisowa"). Zespół nie zapomniał o zagraniu kilku solówek. Płyta jest bardzo dynamiczna i pełna akcji. Nie można narzekać tutaj na nudę. Muzyczna porcja dobrej, pozytywnej energii! Muzyczna filiżanka kawy w różnych nastrojach, odcieniach i barwach. Rozczarowywać może tylko niedostateczna ilość Davolisinta ale na szczęście zespół wydał różne nagrania z okresu 1974-1975 na których powinno być go chociaż trochę więcej. ;) To tylko moje subiektywne odczucie :P

Jaki werdykt mógłbym wydać? Zdecydowanie pozytywny. To jedna z moich ulubionych płyt SBB a jednocześnie najbliższa do typowego rockowego grania.  Pozycja obowiązkowa dla fanów, tak jak "Pamięć" i "Nowy Horyzont". "Tryptyk" ten warto uzupełnić (Mementem) albumem koncertowym z tego okresu - Live Jazz Nad Odrą 1975 (podlinkowałem recenzję tego albumu). Sam powinienem sobie przypomnieć tą płytę - niestety brak porządnych słuchawek uniemożliwia mi to. Ale to się na szczęście zmieni i następne recenzje znowu będą pisane w oparciu o odsłuch z iPoda i słuchawki. :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz