wtorek, 12 maja 2015

12.05.2015 - Aśka d'Arc

W 2005 roku Tangerine Dream wydali ostatnie albumy na swojej poprzedniej wytwórni płytowej: TDI. W 2005 roku dominowały głównie wydawnictwa archiwalne, takie jak Rocking Mars (recenzja: CD 1 i CD 2), które było ostatnią płytą wydaną przez TDI. Zespół założył / przekształcił TDI w Eastgate i od 2006 roku do końca swojego istnienia nieustannie zasypywali fanów nowymi płytami.

Przedostatnią płytą wydaną przez TDI był album Jeanne d'Arc (2005). Stanowił on najważniejsze wydarzenie muzyczne w mandarynkowym półświatku w 2005 roku. Album ten to pierwszy "normalny" album studyjny od 1999 roku (Mars Polaris). Zespół też wypromował go w ramach dwóch koncertów w Berlinie (cały album + 2-3 bisy). Oba zresztą istnieją jako bootlegi i to w całości).



Jeanne d'Arc skomponowało trzech klawiszowców. Jest to wyjątkowy skład, który wystąpił tylko na kilku koncertach (2005 - 2006). Do Edgara i jego syna Jerome'a dołączył Thorsten Quaeschning. Skład ten istniał przez około jeden rok. Od razu po koncercie 21.09.2006 (DVD: Live At The Tempodrome Berlin), Jerome opuścił zespół ojca.

Album składa się z 9 utworów, tworzących jedną całość. Wypełniają one płytę niemalże po ostatni bajt danych możliwych do zapisania.

1. La Vision (fr. Wizja). Tajemniczy wstęp przywodzi na myśl pełne abstrakcyjnych kolaży dźwiękowych lata 70. Z niego po minucie wyłania się łagodna melodia, podlana delikatną perkusją. Kolejna minuta wprowadza sekwencer. Teraz jest więcej rytmu. Pod koniec drugiej minuty utwór sekwencer "dojrzewa". Melodia wciąż jest delikatna i łagodna. Ok. 3:30 wchodzi mocniejsza perkusja, jest jeszcze więcej nowoczesnego rytmu (ale nie tak jak na Dream Mixes). Fajna i przyjemna melodia. Nowoczesna, sekwencerowa nutka. Rytm staje się nawet trochę taneczny (od 5-6 minuty). Utwór ma w sobie "rozmarzone" elementy. Wydaje mi się iż bywa miejscami blisko do stylistyki z Phaedra 2005. W 10 minucie rytm się uspokaja i znika sekwencer. Mostek jest mniej łagodną wersją tego utworu. Brzmi trochę mroczniej ale w podobnych klimatach.

2. La Joie (fr. Radość). Od początku jest rozmarzony klimat i sekwencer. Klawisze brzmią trochę jak smyczki. Ok. 0:30 wchodzi właściwa melodia. Piękne, eteryczne tło i dodatki (zwłaszcza 2gi i 3ci plan). Pojawia się saksofon czy inny instrument grany przez Lindę Spa. Prawdziwe marzenie, głowa w chmurach z odpowiednim, mandarynkowym soundtrackiem. Perkusja jest tu dość rzadka i pojawia się w drugiej części utworu. Pod koniec jest bardzo dużo saksofonu. Piękny utwór.

3. La Force Du Courage (fr. Siła odwagi). Kolejny abstrakcyjny wstęp. Tym razem podlany anielskimi chórkami. W ok. 1:20 wchodzi hip-hopowy (hiphopopodobny?) bit. Utwór cały czas się rozwija. Ma skromną ale ciekawą melodię przyozdobioną chórkami. W 3:00 pojawia się klawiszowy motyw, który powraca w różnych formach co jakiś czas. Ok. 3:55 pojawia się nagle saksofon. Kolejny element muzyczny od Lindy. Jazzowy element w elektronicznie rozmarzonej kompozycji. Tło jest w zasadzie niezmienne - czyżby popis umiejętności saksofonowych Lindy?

4. La Solitude Dans L'Espoir (fr. Samotność w Nadziei). Utwór otwiera delikatny i skromny fortepian. Utwór skomponowany przez Jerome'a. Fortepian jest wzbogacony np. tajemniczymi i cichymi chórkami. Piękne solo od Jerome'a. W 3 minucie wchodzi elektronika oraz perkusja. Po ok. 20 sekundach wchodzi mocniejszy rytm i melodia, która się miesza z tą delikatną co była do tej pory. Zderzenie tradycji z nowoczesnością. W 4 minucie mamy już więcej rytmu i nowocześniejszą melodię (brzmiącą fortepianowato), z ciekawymi dodatkami (np. flety lub ich synteza). 5 minuta jest bardziej refleksyjna i łagodniejsza. Kolejny piękny utwór na tej płycie. Ostatnia minuta to powrót do początkowych klimatów.

5. La Marche (fr. Marsz). Delikatna i abstrakcyjna melodia na początku. W ok. 0:45 pojawiają się basy a po nich - sekwencer. Pojawia się łagodna i delikatna, skromna melodia, która później zostaje wzbogacona o mocniejsze basy (a może sekwencer zmienił swoje brzmienie?). W ok. 2:30 wchodzi perkusja. Cały utwór staje się rytmiczniejszy. Kolejna przyjemna w odsłuchu kompozycja zespołu. Ok. 4:00 pojawia się nowa melodia, której towarzyszy sekwencer. Coraz więcej zmian brzmieniowych. Kolejna porcja perkusyjnego rytmu jest od ok. 5:50. Wspaniałe zmiany...  Podoba mi się ten minimalizm w 6-7 minucie. Łagodne przejście w kierunku następnego utworu.

6. La Sagesse Du Destin (fr. Mądrość przeznaczenia (?)). Ciekawa melodia podlana basami i tajemniczymi efektami dźwiękowymi. Ok. 0:45 wchodzi melodia właściwa. Piękna, kryształowa, łagodna i przyozdobiona fletami (czy czymś podobnym). Kolejna część z dominującą rolą Lindy Spa. Ok. 2:30 - elektronika wysuwa się na prowadzenie. Wchodzi więcej rytmu i "główny motyw", odrobinę "zorkiestralizowany". Wbrew szybkiemu sekwencerowi w 3ciej minucie, jest to dość spokojny i łagodny utwór. Utwór znowu łączy brzmienie klasycyzujące z elektronicznymi rytmami. To słychać, moim zdanie. Ok. 5:20 utwór się "kończy" i przechodzi w fortepian (z dodatkami). Po ok. minucie do fortepianu dołącza się Linda ze swoim saksofonem. Jedna z najbardziej klasycyzujących części tego albumu.

7. Le Combat Du Sang (fr. Bitwa krwi). Napięta, tajemnicza atmosfera. Dużo ciekawych brzmień. Dość szybko wchodzą nowoczesne elementy i rytm. Melodia brzmi (od ok. 1:30) brzmi trochę jak organy. W każdym razie jest dość podniosła i uroczysta. Organy znikają w pewnym momencie. Wciąż są poważnie i ciekawie brzmiące dodatki na tle współczesnego rytmu. W 3 minucie jest dominacja nowoczesnych brzmień (a raczej starcie "starego" tła z nowoczesnym rytmem). 4 minuta - wesoła klawiszowa melodia. Bardzo pozytywna część tego utworu. 5 minuta rozpoczyna się bardzo nowocześnie i stan ten trwa do końca. W 6 minucie mamy nowoczesny rytm i piękny, eteryczny saksofon (czy coś innego - nie wiem na czym Linda gra). W 7 minucie mamy powrót "organów" na tle nowoczesnych brzmień. Dominującą rolę ma Linda, co słychać też i w 8 minucie, aż do ok. 8:20. Utwór powoli się kończy. Nastrój ponury i mroczny.

8. Le Combat Des Épées (fr. Bitwa mieczy). Kolejny fortepianowy wstęp. Piękny fragment. Po nim następuje kolejna część rozmarzonej elektroniki. Pojawiają się też rozmarzone klawisze. Ok. 2:30 pojawia się sekwencer (cichy i delikatny) oraz saksofon. Przeplatają się wzajemnie wraz z klawiszami. Wspaniały utwór. Ok. 4.45 pojawia się szybka partia klawiszowa. Powoli wprowadzana jest perkusja (Iris Camaa). Przed 6 minutą pojawia się już "pełny" rytm. Ciekawa melodia. Chyba pojawiają się też jakieś flety czy coś. W 8 minucie mamy "solo" perkusyjne. Gra głównie perkusja. W 9 minucie wchodzi szybki sekwencer. Rytm basowy wciąż jest podtrzymany. Ciekawa, minimalistyczna część. Podobają mi się te dźwięki na drugim planie. W 11 minucie pojawia się ciekawa, rozwijająca się melodia do tego tła. Robi się coraz rytmiczniej. W 13 minucie utwór się kończy i zespół przygotowuje przejście pod ostatnią kompozycję na tej płycie. Śliczny mostek.

9. La Libération (fr. Wyzwolenie). Od początku utwór jest bardzo łagodny i delikatny ale ma brzmienie kojarzące się trochę z La Vision. Rozmarzona i piękna kompozycja. Po 1szej minucie wchodzi perkusja i zmienia się melodia. Brzmienie utworu także jest inne, jeszcze ciekawsze (skrzypce czy coś smyczkopodobnego). Ok. 2:35 wchodzi saksofon. Utwór brzmi dumnie. Kilka razy wieńczył koncerty TD (main set lub ostatni bis). Pod koniec pojawiają się klawiszowe ornamenty. Ostatnia partia saksofonowa i utwór milknie. Piękny finał.

Jeanne d'Arc to niezwykle piękna płyta. Ma zróżnicowane nastroje muzyczne ale nigdzie nie jest zbyt przesadzona w warstwie rytmicznej. Dużo tu Lindy Spa i jej fletów, saksofonów itp. Bardzo mi się to podoba. Nie brakuje też tu sekwencerów, chociaż nie są jakieś specjalnie szalone. Zespół zaprezentował bardzo ciekawą muzykę. Sporo tu rozmarzonych dźwięków. Świetne pożegnanie z TDI. Żałuję, że zbyt rzadko słucham tego albumu. Zapewne parę lat minęło od ostatniego odsłuchu. Wyjątkowa płyta. Myślę, że warto postawić jej 5.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz