środa, 31 lipca 2013

31.07.2013 - Publikation Non Stop (?)

                  Dzisiejszy post jest poświęcony książce "Kraftwerk. Publikation." Davida Buckleya. Będzie to krótka recenzja mająca skłonić Czytelników tego bloga do zainteresowania się tą pozycją. Siłą rzeczy pojawią się (drobne?) spoilery, odzierające Publikację z tajemnicy. Mam nadzieję iż tekst ten czytany będzie nie tylko przez osoby, które Kraftwerk znają tylko od strony muzycznej ale też "Publikacyjnej". Miło mi będzie, jeżeli ktoś zachęcony moim wpisem sięgnie po tą lekturę.
                 Tak więc w dłoni dzierżę właśnie polskie wydanie Kraftksiążki wszech czasów. Książki, której ubiegłoroczne, angielskie wydanie wywołało olbrzymie poruszenie. Kiedy na tydzień przed poznańskim koncertem Beatlesów muzyki elektronicznej padła informacja, że Publikacja ukaże się w Polsce, po polsku (niczym Minikalkulator - filmik z Poznania  ;)) - wszyscy byli(śmy) w szoku. Ukazała się nakładem poznańskiego Domu Wydawniczego Rebis.
                To Biblia o Kraftwerk. 8 rozdziałów a każdy z nich jest podzielony na 8 podrozdziałów. Daje nam to liczbę 64 (po pomnożeniu). 64-bitowa historia grupy za której wizjami podążał świat. Dziś, 66letni obecnie, Ralf Huetter może z uśmiecham wspominać jak za pomocą swojej muzyki, niczym ElektroNostradamus, trafnie przewidywał kierunki rozwoju muzyki elektronicznej i świata i niczym Duch Święty tego gatunku muzyki, zsyłał natchnienie i inspiracje niezliczonej rzeszy pokoleń następców. Lecz mimo nieskończenie olbrzymiego kręgu i mocy oddziaływania Kraftwerk na świat nikt nie zna pełnej prawdy o Musikarbeiterach.
                Autor, za pomocą tej Publikacji, dąży do przekazania Czytelnikowi tej prawdy w jak najszerszym zakresie. Siłą rzeczy nie jest to relacja kompletna - Music Non Stop wciąż jest domeną, mottem, sposobem na życie Musikarbeiterów. Wciąż mamy okazję Ich podziwiać na koncertach. Es wird immer weiter gehen - Musik als Traeger vom Ideen (cytat z piosenki Techno Pop). I ja tam byłem. Widziałem "muzyków muzyków" (jedno z określeń które padło w recenzowanej książce odnośnie Kraftwerk) w Poznaniu w 3D.
                Relacja przekazywana przez pana Buckleya jest jednocześnie bardzo obiektywna - autor stara się podchodzić do sprawy dość neutralnie (ale przyznaje się do bycia fanem zespołu itp.). Dąży do uzyskania jak największej ilości spojrzeń na dany aspekt, sprawę, historię. Marzeniem każdego z nas byłby komentarz, chociażby krótki, o tej książce wypowiedziany ustami samego Ralfa (albo chociaż Ralfbota :D). Na osłodę mamy tu mnóstwo informacji z również pierwszej ręki - prosto od Karla Bartosa i Wolfganga Fluera. Autor bowiem odbył dwudniowy wywiad z Wolfgangiem oraz zaprzyjaźnił się z Karlem. Obaj chętnie wspierali go w procesie powstawania Publikacji swoimi wspomnieniami, anegdotami, refleksjami. Pozostali członkowie najbardziej amedialnego zespołu wszech czasów mówili poprzez cytowane fragmenty wywiadów.
               Czymże więc książka ta przykuwa uwagę? Przecież historię Kraftwerk nawet na Wikipedii można przeczytać. Siłą tej książki stanowią właśnie te wspomnienia, anegdoty i refleksje. To dzięki nim poznajemy Kraftwerk od środka. Ale nie tylko Karl (który nawet napisał krótki wstęp) i Wolfgang są w pewnym sensie współautorami Publikacji. Olbrzymią rolę odegrała relacja Eberharda Kranemanna, byłego członka zespołu. Jego słowa burzą mitologię dotyczącą początków zespołu, którą zręcznie niczym Taschenrechnerem, operował Ralf. Dowiadujemy się jak to wyglądało jego oczami. Jest to strasznie odmienne spojrzenie od oficjalnego. Poznajemy prawdziwą wersję historii o tym jak R+F się poznali. Dowiadujemy się też co nieco o (zmarłym) guru Krautrocka, Connym (Conradzie) Planku, którego zamiłowanie do muzyki (nie do pieniędzy) doprowadziło do zguby. Był to wielki człowiek. Geniusz muzyczny - dzięki niemu mamy wczesny Kraftwerk, Neu!. Nie interesowały go pieniądze - ważniejsi byli ludzie i muzyka. Człowiek o wielkim sercu i talencie. Papa Miś. Szkoda tylko, że Ralf i Florian nie zachowali się grzecznie wobec niego po sukcesie Autobahn. Ale w biznesie nie obowiązują sentymenty. Nie chcę zdradzać całej historii. Opis Kraftwerku przed-Autobahnowego to bardzo mocny punkt tej książki. Jeden z ważniejszych momentów.
               Autor jednak nie zaczyna od historii "Krautwerk" (tak nazywam okres 1970-1973 -> połączenie słów "Krautrock" i "Kraftwerk"). Początek książki wyznacza... koniec II Wojny Światowej. Autor opisuje jak wyglądało środowisko, które kształtowało ludzi którzy tworzyli Kraftwerk. Krautrock bowiem nie wziął się znikąd. Był reakcją na zniszczoną alianckimi bombami kulturę Niemiec. Niemcy, w wyniku okupacji, uległy silnemu zamerykanizowaniu i zanglicyzowaniu. Ludzie słyszący nazwę "Kraftwerk" mieli ludzi tworzących ten zespół za szaleńców - dobra nazwa dla zespołu wówczas to angielska nazwa (np. Can - jako czasownik - móc, potrafić itp., jako rzeczownik - puszka). Nie przeszkadzało to jednak w szybkim podboju niemieckich uszu utworem Ruckzuck z debiutanckiej płyty Kraftwerk. Utwór ten Kraftwerk grał na swoich koncertach aż do 1975 roku. Początkom zespołu oraz opisu tła na którym się rodził poświęcone zostało aż 70 stron (2 rozdziały).
             Każdy z 8 rozdziałów jest poświęcony innemu okresowi w historii zespołu. Nie zawsze jest to opis wizerunku związanego z danym albumem (np. rozdział 7 "Boing!"" opisuje Kraftwerk lat 1982-1991 czyli okres po "Computer World" i wydarzenia związane z albumami "Electric Cafe" (vel "Techno Pop" / "Technicolor") oraz "The Mix"). Wszystko jednak jest przedstawione spójnie i czytelnie. Mamy bardzo szeroką perspektywę. Wydarzenia obserwujemy najczęściej z punktu widzenia Karla i Wolfganga ale równie często pojawiają się też inni komentatorzy, będący muzykami pod wpływem Kraftwerk (np. Andy McCluskey z OMD). W relacji poświęconej koncertom z 1981 brakuje mi reakcji Bloku Wschodniego na koncerty w Polsce i na Węgrzech. Dla naszych rodaków, koncert Kraftwerk był niczym zaproszenie do Spacelab (tytuł drugiego utworu na płycie "The Man Machine" z 1978). Widzieli Bogów Muzyki na żywo w najlepszym składzie RFWK. Sam Ralf wciąż pamięta nietypową atmosferę koncertu. Pokazał bowiem, razem z Zespołem, "real life" a nie tylko serwowane przez komunistyczną propagandę "postcard views" (angielskie słowa zapisane w cudzysłowie są fragmentami z piosenki "Europe Endless" z albumu "Trans Europe Express" z 1977). Ten zarzut jest jedynym jaki mogę postawić autorowi Publikacji, Davidowi Buckleyowi.
            Recenzja nie byłaby kompletna gdybym pominął aspekt graficzny książki. Od strony wizualnej mamy minimum. Treściowo zaś autorzy (panowie Buckley, Bartos, Fluer, Kranemann) Czytelnikom dali maximum. Mamy książkę godną by nazwać ją Kling Klang Konsumprodukt! (i dać jej logo pokazywane w "starej" (tej z Minimum-Maximum) animacji do utworu "Trans Europe Express" - http://www.youtube.com/watch?v=t6YMVoQcvnM ). Okładkę stanowi papierowa obwoluta (kolor pomarańczowy). Wyraźnie na niej zaznaczone jest autorstwo (oraz informacja - wstęp: Karl Bartos). Jest też skromna, oszczędna w kolorach ilustracja - przedstawia ona... Elektrownię. Atomową. Radioaktivitaet pełną... książką. :) Z boku książki, na grzbiecie oprawy, mamy skromną grafikę, zgodną z aktualną modą wizerunkową zespołu (kto widział wizualizację przed koncertem w Poznaniu doskonale wie co mam na myśli!) oraz powtórzony tytuł i imię oraz nazwisko autora a także nazwę wydawcy. Zarówno przód jak i tył oprawy jest pusty. Niczym Czarna Księga Kraftwerk. ;) Także każdy tytuł rozdziału jest opatrzony małym rysunkiem, bardzo kraftwerkowym w wydźwięku (np. rozdział 7 ma niemalże żywcem wycięty element z wizualizacji do Music Non Stop (w linku: wersja z Minimum-Maximum). W środku zaś znajdziemy kilka nienumerowanych stron ze zdjęciami zespołu. Nie jest ich wiele. Raczej miły dodatek chociaż złośliwi mogliby i do tego się przyczepić.
          Autor od siebie na koniec dodaje też  własną propozycję "The Best Of" Kraftwerk. 20 utworów, które jego zdaniem doskonale obrazują muzykę tego zespołu. Mamy w tym spisie zarówno największy sukces zespołu - "The Model" (10. miejsce) jak i "La Forme" (14. miejsce). Niespodzianką może być "Kristallo" (18. miejsce - utwór pochodzi z 1973, z płyty "Ralf und Florian"). Autor zachęca do polemiki z tą listą, podaje nawet swój mail. Moim zdaniem, wpisałbym na 9 miejsce utwór "Ruckzuck" zamiast "The Hall Of Mirrors". Nieco dziwić też może podwójna obecność "Radioactivity" - 6 miejsce (oryginał z 1975) i 15 miejsce (wersja z 1991). Miłym gestem jest umieszczenie koncertowej wersji "Musique Non Stop" (tzn. wersji z 2004 - wydanej na "Minimum-Maximum") na 13 miejscu. Można ten utwór wrzucić na 1sze miejsce a zaraz po nim - "The Man Machine" z tego albumu (1978). Oba te utwory są niczym hymny i symbole zespołu.
          Podsumowując, należy powiedzieć iż każdy znajdzie w tej książce coś dla siebie. Jednych przyciągnie "błogosławieństwo" Karla i jego oraz Wolfgangowe wspomnienia zaś innych - chęć poznania historii zespołu, który zmienił oblicze muzyki. Książka jest świetnie napisana (a raczej jej tłumaczenie). Bardzo miło się to czyta. Miejscami można się uśmiechnąć. Pozycja godna zakupu. Lektura obowiązkowa - nie tylko dla muzykologów (autor jest muzykologiem i ma doświadczenie w pisaniu książek o gwiazdach muzyki). :) Dopiero po przeczytaniu jej, poznajemy Kraftwerk w pełni i możemy zgłębiać siłę jego wpływu na muzykę (sam autor przyznał iż pisząc książkę tylko o samym wpływie Kraftwerk na muzykę miałby pozycję o podobnej objętości co "Publikation", jeśli nie większą). Nie żałuję wydanych pieniędzy na tą książkę. Doskonale się wpisała w atmosferę poznańskiego koncertu. Zaostrzała głód na Kling Klang Musikprodukt. ;) Żaden fan zespołu nie może przejść wobec niej obojętnie.

PS.
         Czemu taki tytuł tego posta? Ponieważ jest to książka o niezdefiniowanym zakończeniu. Co ostatnie wieści od Kraftwerk doskonale potwierdzają! Życzę Panu Ralfowi aby nieustannie dbał o to aby zarówno Music Non Stop było wciąż aktualne a autorowi - aby nie poprzestawał na 2012 roku w książce i w kolejnych wydaniach aktualizował Publikation. Abyśmy mieli Publikation Non Stop.

PS 2.
        Wyobraźnia, wena mi dzisiaj wyjątkowo dopisywały. Mam nadzieję, że za moje porównania w akapicie 3 nikt nie poczuje się obrażony. Nie to miałem na celu. Urażonych - najmocniej przepraszam.

PS 3.
        Ten post miał się pojawić sporo wcześniej, np. niedługo po mojej obronie. Jakoś z lenistwa mi się nie chciało nawet sięgnąć po książkę. :) Ale przeczytałem ją w 2 dni. Dzisiaj nad ranem skończyłem. :)

1 komentarz:

  1. Od wielu lat jestem fanem Kraftwerk.Ale nie fanatykiem jak np.Fantomasz.W momencie odejścia ze składu Pana F.S.E.według mnie zespół bezpowrotnie stracił klimat... Można przeboleć brak W.F.i K.B,ale nie Floriana.Mam przed oczami koncert w Sali Kongresowej,rozczarowanie i zaskoczenie w Krakowie z powodu braku drugiego z założycieli(mimo że koncert uważam za bardzo udany).Poznański koncert tylko utwierdził w przekonaniu moje odczucia.Na dodatek Kraftwerk to nie jest zespół do grania w plenerze czy na stadionach...Ostrożnie powiem,że może zmieniłbym zdanie po nowej płycie...W każdym bądź razie fajnie się czyta twój blog.Przypominam sobie Twój opis płyty K.S-Mirage,zmusił mnie wręcz do natychmiastowego posłuchania tego materiału.Książki Buckleya jeszcze nie nabyłem,ale też uważam że to lektura obowiązkowa.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń