poniedziałek, 9 czerwca 2014

09.06.2014 - Mandarynkowa Józefina

Dzisiejszy tekst jest wynikiem reakcji na koncert mojego ukochanego Tangerine Dream w Warszawie. Na dzisiaj planuję przybliżyć (albo chociaż tylko zachęcić do poszukania na necie / zakupu) najnowszą płytkę TD - EPkę "Josephine The Mouse Singer". Jest to płyta podwójnie szczególna: kupiłem ją na koncercie (jako pamiątka, wydana z okazji tej trasy) oraz... jest podpisana przez Maestro Edgara ! (cud nad Areną! Mam autograf a nie należę do TDOC). Do tego recenzję piszę siedząc w koszulce "trasowej" a obok mnie "oficjalna ulotka reklamowa" zespołu - dołączana do każdego zakupu w "gadżeciarni" na koncercie. Są świadkowie, że mam ten autograf (płytkę i koszulkę wziąłem na uczelnię by przyszpanić :)). Ale nie o tym teraz.

Jak się prezentuje najnowsze dziecko z rodziny "Eastgate's Sonic Poem Series?" Jak typowa EPka (vel cupdisk) od TD. W kartoniku mamy płytkę o czasie trwania ok. 30-40 minut (dawny, przedkompaktowy standard ;)). Okładkę stanowi obraz ale niestety nie znany jest tytuł ani malarz. A może Bianca lub sam Edgar go namalował :) ? W każdym razie jest to najbardziej "pornograficzna" okładka TD ! Nie dość, że piersi (małe ale jednak - i to 2 pary! ;)) to jeszcze goła pupa! ;) Buzie niezgorsze. Słowem - jest na co popatrzeć. Dlategoż zamieszczam okładkę tego mini-albumu.






Znalezione na necie. Nie mój skan (byłem 1szym który dodawał do Discogs). Ze względu na posiadany autograf, nie mogłem użyć swojego egzemplarza do wrzucenia cover arta. Ale co trzeba to męskie oko zobaczy. ;)

Teraz czas na najważniejsze - muzyka ! Na koncercie w Warszawie zespół zaprezentował aż dwa utwory z tej EPki. Tytułowy był grany na każdym koncercie. Okraszony został, poza wizualizacjami, kobiecym tańcem. Tańcem Czarnego Łabędzia.

Taniec Czarnego Łabędzia dla Józefiny (proszę przewinąć tak do 0:50 - jakaś przerwa w koncercie była).

EPka składa się z 5 utworów.
1. The Four White Wooden Horses
2. The Bleeding Angel
3. Center Of Now
4. Josephine The Mouse Singer
5. Arcangelo Corelli's La Folia

Wbrew cupdiskowej tradycji, nie mamy żadnych odświeżeń innych utworów (np. "The Gate Of Saturn" i Logos 2011 - nowa wersja Logos Blue). Wszystko to zupełnie nowe utwory (poza La Folia, które jest współczesną, tangerynkową interpretacją utworu Corelliego).

Miałem niesamowitą przyjemność z pierwszego, dziewiczego odsłuchu tego cupdiska na swoim ipodzie. Mocno wyrównana płyta - każdy utwór mi się podoba. Na potrzeby niniejszej recenzji zamierzam odsłuchać ją jeszcze raz, tak na dobranoc. :)

Płytę otwiera The Four White Wooden Horses. Zaczyna się nieco mrocznie i tajemniczo, troszkę w stylu początków z płyty Finnegans Wake. Po sekundzie czy dwóch wchodzi sekwencer. Czuć, że utwór ma nieco "mięska" w sobie. Całość uzupełnia motyw na klawiszach. Ogólnie bardzo przyjemny, delikatny utwór. Nie ma w sobie chamskiego rytmu, nie jest przekombinowany na siłę. Wzbogacony jest o sample wokalne. Całość jest zgodna brzmieniowo z aktualnym standardem proponowanym przez 70-letniego już lidera zespołu, Edgara Froese. Miłe dla ucha mandarynkowe plumkanie.

Drugi utwór, The Bleeding Angel, obraca się w podobnych klimatach brzmieniowych. Jest pozbawiony sekwencerów. Delikatny bit na tle melancholijnej, nieco ponurej melodii. Soundtrack do płaczu na widok Krwawiącego Anioła. Czuję, nawet w stereo, delikatne chórki. Tak samo jak poprzednio, miłe w odsłuchu. Inna stylistyka od tego, co zespół proponuje na innych albumach z cyklu Sonic Poems. Zdecydowanie więcej tu melancholii, takich rozlazłych, nieco smutkujących brzmień.

Center Of Now. Od razu wchodzimy w akcję. Z Mandarynkowego Snu budzi nas ni to krzyk, ni to jęk. Utwór ten brzmieniowo wydaje się dłużyć, być rozciągnięty na więcej niż 6,5 minuty. Po bardzo długim wstępie mamy powrót sekwencerów. Wówczas utwór zdecydowanie przyśpiesza. Znowu pojawiają się jakieś sample wokalne (ale inne niż poprzednio). Wszystko co do tej pory słyszałem, brzmi jakby dźwięki były nieco zamyślone. Zasłuchane w delikatnym rytmie i krążących w nieskończonym muzycznym wyścigu sekwencerach. Ten utwór od momentu jak się rozwinie brzmi mniej więcej identycznie. Warto pochwalić Edgara za końcówkę.

Tytułowa Józefina!  Delikatne brzmienia połączone z głosem (samplami?) otwierają ten utwór. Głos / sample kojarzą się z tymi co są w drugim utworze. Perkusja jest ale nie dominuje. Nieznacznie perkusja przyśpiesza. Wbrew pozorom, utwór nie brzmi na jedno kopyto. W drugiej minucie wchodzi właściwy rytm, przypominający plumkanie na gitarze. Nie oznacza to iż klimat ze wstępu zniknął - rytm jest przy akompaniamencie (chwilowym) dźwiękowego zamyślenia. Edgar stworzył kolejną perełkę w swojej nad wyraz wyjątkowej i wielkiej Twórczości. Utwór idealny do rozmyślania o kobiecych wdziękach. :) Drastycznie zmienia swój charakter w 4,5 minuty. Staje się bardziej rytmiczny lecz nie traci swego uroku. Patrzymy na zgrabne, powabne ruchy Józefiny-Czarnego Łabędzia. Podziwiamy cud Piękna. Zachwyt nad doskonałością Jej ruchów (i dźwięków Edgara). Niesamowicie przyjemny utwór, lepszy od poprzedniego. Chyba pojawia się Hoshiko na skrzypcach. W każdym razie warto poświęcić te 8,5 minuty na "rzut uchem" w stronę Józefiny. Kiedy utwór zmierza ku końcowi w 7,5 minuty, mamy powolne wyciszenie, Józefina w zasłuchanym i skupionym milczeniu schodzi ze sceny. Utwór ten otwierał drugi set na koncertach z cyklu Phaedra Farewell Tour.

La Folia! Był grany na kilku koncertach, w tym w Warszawie, na bis. Jedna z najlepszych jego części. Najlepsza, moim zdaniem, część z udziałem Hoshiko (skrzypce elektryczne). Od samego początku czujemy majestat i powagę godną muzyki poważnej. Czuć iż dodano elektronicznego co nieco. Nie mniej, bardzo piękna interpretacja. Na koncercie wykonana z niesamowitym wdziękiem. Teraz wyczuwam delikatne, ciche sekwencery. Dominuje kobieca, delikatna Hoshiko. Niczego więcej nie potrzeba. Utwór perfekcyjny. Dodatki elektroniczne nie odstraszają ani nie psują. Czuć, że stopniowo ich przybywa. Elektroniczny bas, subtelny i delikatny jest smaczkiem, przyprawą w tym muzycznym daniu. Miałem to szczęście iż mogłem wysłuchać tego CUDU na żywo. Na koncercie w La Folii było więcej perkusji co moim zdaniem psuło ten utwór. W wersji studyjnej nie mam tego odczucia. Naprawdę, chciałbym załączyć film z YT ale niestety nie ma nic. Ci co byli na koncercie - przedostatni bis, przed "Silver Boots Of Bartlett Green". Dla reszty pozostaje czekać aż EPka pojawi się w Generatorze / na Allegro. Jedynym minusem La Folia jest to iż jest to tylko 7 minut i 40 sekund. Ale za to niesamowicie pięknych. Najpiękniejsze 7 minut 40 sekund. Cudowne zwieńczenie pięknej EPki. Niczym mandarynkowa wisienka na White Eagle'owskim torcie dla Edgara. ;)

Po ostatnich, niezmiernie wdzięcznych dźwiękach La Folia przyszedł czas na podsumowanie. "Josephine The Mouse Singer" to bardzo piękna, wyrównana płytka. Delikatniejsza w brzmieniu od ostatnich dokonań Tangerine Dream ale mająca swój urok i charakter. Mamy na niej 2 dobre utwory, 1 średni / dobry (Center Of Now) i 2 niesamowicie dobre - tytułowy oraz La Folia. Jest to porządna EPka, miła w odsłuchu (a okładka również atrakcyjna ;)). Stanowi fajną pamiątkę z koncertu, zwłaszcza podpisana. :> Myśląc nad oceną, nie mogę wystawić nic poniżej 4+. To świetna płytka, ma "to coś". Na pewno będę do niej nie raz wracał.

Edit - na prośbę na Forum Studio Nagrań dodaję skan z autografem. :)





Lepsza byłaby zapewne fotka ale nie lubię mojego telefonu :)

4 komentarze:

  1. Obraz z okładki: http://www.artrenewal.org/pages/artwork.php?artworkid=25 .

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję! :) Szkoda, że zespół nie przyznał się do inspiracji. Za chwilę wyląduje na blogu obiecane na forum zdjęcie / skan autografu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. A więc to jest ten słynny bazgroł, który przekreślił niepowtarzalną szansę na poderwanie którejś z dziewczyn ;).
    A bardziej poważnie, oczywiście nie chcę psuć Ci radości z tej zdobyczy, ponieważ jednak nie wiem, jak wygląda podpis Edgara, myślę sobie, że taki klucz wiolinowy z węzłem marynarskim mógłby machnąć ktokolwiek, a Ty wyszedłbyś przekonany, że posiadasz autograf "miszcza".

    OdpowiedzUsuń