niedziela, 12 czerwca 2016

12.06.2016 - Mandarynki w sosie fantasy

Co jakiś czas słucham czegoś z TD. Ostatnio nawet częściej sięgam po TD niż po SBB. Ostatnio, w sobotę (11.06.2016) włączyłem sobie muzykę Tangerine Dream skomponowaną do filmu Legend (1986). Film został wyreżyserowany przez Riddleya Scotta, znanego m.in z serii Alien (Obcy) czy z Łowcy Androidów (Blade Runner, z soundtrackiem zrobionym przez Vangelisa) lub z nowszych - The Martian (Marsjanin), który z przyjemnością obejrzałem z rodziną na kinie domowym. Pomyślałem sobie wtedy by napisać kiedyś recenzję tej płyty zwłaszcza, że muzykę filmową w wykonaniu TD raczej pomijałem. Dzisiaj nastało to "kiedyś".

Może mnie wzięło po seansie Warcrafta w kinie i postanowiłem posłuchać czegoś w klimatach fantasy? A chyba tylko to miałem. :)

CD, 1995

"Legend" jest filmem fantastyczno-przygodowym. Jak zwykle - walka dobra ze złem. W dwóch wersjach: europejskiej, z muzyką Jerrego Goldsmitha, i amerykańskiej - z muzyka nagraną przez Tangerine Dream. Zespół ten, choć potrafił barwnie i ciekawie grać, nigdy nie słynął z bajkowych brzmień. Czy wbrew swojej legendzie, jego baśniowy soundtrack będzie udany?

Na youtube w całości jest tylko nieoficjalne wydanie muzyki filmowej, zawierające także inne utwory wykorzystane w filmie. Będę więc linkować poszczególne utwory.


Łagodne, bajkowe dźwięki zapraszają do wysłuchania całości. Wchodzimy do elektronicznej krainy czarów. Po krótkiej chwili muzyka staje się bardziej tajemnicza i mistyczna. Nabiera czarnych rumieńców (oczywiście w pastelowych barwach). Czuć ten rodzący się mrok w baśniowym wydaniu. Ostatnia minuta przykuwa uwagę słuchacza - coś dzieje, jakaś akcja na ekranie.


Cottage Cheese to serek wiejski po angielsku. Czyli.. wiocha. ;) Muzyka przedstawia sielską, wiejską idyllę. Raj chłopa. Pola szumiące, chleb zbożem pachnący. Wokół las wraz z nieodzownymi leśnymi duszkami, driadami, polanami goszczącymi jednorożce oraz elfy (niekoniecznie te nocne, z uniwersum Warcraft). Słychać także płynący i szemrzący strumyk. Kraina dobrobytu, pełnia szczęścia oraz oczywiście mlekiem i miodem płynąca. Wyraźnie słychać, że nad naszym rajem zbierają się ciemne, mroczne chmury.


Utwór otwierają dźwięki znane z innego utworu zespołu (Yellowstone Park (Rocky Mountains) z albumu Le Parc z 1985 roku) ale melodia przybiera inny, bardziej bajkowy kształt. Nabiera wróżkowych barw. Nawet słychać jak całość lśni, uzupełniona wspaniale połyskującą gitarą. Świetna kompozycja. Niestety, także jednorożec został dotknięty spaczeniem i staje się mroczniejszy (podobnie jak Orkowie ale to zupełnie inna historia). Kolejna porcja mrocznego dynamizmu. Taniec złych chochlików? 


Powtórka końcowego motywu z poprzedniego utworu ale wzbogacona o nowe dźwięki. Gobliny i ich zamiłowanie do maszynerii. Sterowce. Bomby. Kaboom. Za dużo Warcrafta i wspomnień u mnie. ;) W każdym razie dźwięki te jako żywo przypominają baśniowe machinarium apokalipsy. Groźne i niebezpieczne, negatywnie usposobione do wszystkich jednorożców, elfów i innych słodkości (w tym zapewne też Słoneczników i Słoneczek). Maszynowy wymiar mroku muzycznego.


Od samego początku czuć tajemnicę i baśniowy klimat. Wróżki coś robią. Słychać dużo dzwoneczków. Po chwili utwór ten brzmi jak jakiś mistyczny, bajkowy taniec wróżek. Wróże męskie czują się dyskryminowane. Na końcu - obligatoryjna szczypta mroku.


Piosenka skomponowana przez TD a zaśpiewana przez Jona Andersona (z zespołu Yes). Brzmi jak wariacja utworu 3 z tej płyty (Unicorn Theme). Łagodny, baśniowy, delikatny klimat. Także i tu pojawia się gitara. Wspaniałe klawisze. Nie przeszkadza mi wokal. W połowie utwór staje się jeszcze bardziej bajkowy i rozmarzony a następnie przechodzi w miły dla ucha fortepianowy pokaz łagodności, z odrobiną orkiestracji. Podobają mi się te orkiestralne dodatki. Zespół nie współpracował z orkiestrą przy tym. Więcej elektroniki pojawia się po 4 minucie - w nieco mrocznym i tajemniczym brzmieniu, niejako w opozycji wobec reszty tej piosenki. W tle słychać kolejna odsłonę rajskiego motywu, wzbogacone o fletopodobne akcenty. U wrót niebios chciałbym usłyszeć to brzmienie. Jest po prostu boskie. Strasznie mi się podoba.


Kolejny raz zespół korzysta z mrocznych, sugestywnych brzmień, kreując poczucie tajemnicy i pewnego stopnia niepokoju u słuchacza. Mroczne fantasy. Utwór ten brzmi bardzo repetytywnie i spokojnie mógłby być skrócony o jakąś połowę. Może w filmie jest wykorzystany tylko fragment.


Z ciemności wyłania się mistyczna, tańcząca grupa. Melodia jest wesoła oraz wzbogacona o elektroniczne chórki. Ta kompozycja z kolei brzmi nieco zabawnie aczkolwiek wciąż jest przyjemna.


Dźwiękowe ucieleśnienie mroku. Bagna gdzieś na Azeroth, zamieszkane - a raczej okupowane - przez Orków. Przepraszam, znowu mi odbiło - takie miałem skojarzenia, powstałe na bazie dźwięków. :) Piękny instrumentalny pean dla Najmroczniejszego. Tajemnica, groza, strach, przerażenie - tymi słowami można opisać nastrój tego utworu. Nie mogło tu zabraknąć udźwiękowienia ciemności, której wręcz nadużywam przy opisie tej płyty. Końcówkę mogliby sobie darować. Jest zbędna. I trudna do opisania.


Na koniec - dwa utwory w jednym. W tym kolejna odsłona Motywu Jednorożca. Miodzio. Tym razem mamy więcej elementów baśniowo-bajkowych w brzmieniu. "Kuchnia" jest bardzo dynamicznym utworem, z wyróżniającą się sekwencją. Warto się w niego wsłuchać i odkryć szczegóły. Szkoda, że nigdy nie zagrali tego na żywo. Może budzić skojarzenia z "Elvish Sequencer" Klausa Schulza (bonus do jego płyty En=Trance, bodajże z 1988). Słychać tu także nieco gitary. Dynamiczna, pełna życia kompozycja wzbogacona nutką mroku na końcu.

Stąd zespół przechodzi w krótką odsłonę Unicorn Theme, która trwa zaledwie 1,5 minuty. Brzmi w zasadzie identycznie jak początek pełnej wersji ale wydaje się być bogatszy w brzmieniu. Ten sam fragment wyraźnie wybrzmiewa w Loved By The Sun. Delikatne, smyczkowe zakończenie (oczywiście są to elektroniczne smyczki).

"Legend" jest albumem który został stworzony z zupełnie innym zamysłem. Jest to ilustracja do gotowego już materiału. Odczucia powstałe w związku z filmem bądź scenariuszem do niego zostały przelane na dźwięki. Klimat obrazu więc rzutuje na klimat muzyki.

Uważam iż Tangerine Dream w składzie Froese-Franke-Schmoelling znakomicie sobie poradzili ze zilustrowaniem swoją muzyką filmu. Wyraźnie wybrzmiewa tu mrok (np. Darkness czy Blue Room), choć nie brakuje także bajecznych (w różnym tego słowa znaczeniu) motywów typu Unicorn Theme czy Cottage. Docenić należy także świetnie zaaranżowaną piosenkę (Loved By The Sun), przygotowaną na podstawie Unicorn Theme.

Ciekawa pozycja w kinematograficznej części dyskografii zespołu. Na pewno się wyróżnia. Jest tu mnóstwo pięknych i miłych dla ucha motywów. Najbardziej znanym fragmentem z tej płyty jest Unicorn Theme i jego pochodna - Loved By The Sun, m.in dzięki okazjonalnym wykonaniom Unicorn Theme podczas koncertów zespołu (pojawiał się już w 1986 roku).

Zdecydowanie polecam. Najlepiej razem z filmem (którego jeszcze nie widziałem). Choć może płyta, jako fizyczny nośnik, jest raczej dla tych bardziej zaawansowanych fanów, to kilka miłych dla ucha melodii spodobać się może każdemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz