piątek, 6 grudnia 2013

06.12.2013 - Orkiestralne Manewry w Ciemności - Wielka Brytania Zelektryfikowana

Witajcie po długiej, związanej z brakiem chęci i studiami magisterskimi, przerwie!

Post ten równie dobrze mógłby nosić tytuł "Miła OMDiana 2". :D Ale nie nosi bo byłoby to zbyt oczywiste. Jak się pewnie domyślacie, przedmiotem dzisiejszego wpisu jest najnowszy album OMD - "English Electric" z kwietnia 2013. Miałem już dawno się tą płytą zająć zwłaszcza, że dokonałem zakupu tego zacnego i świeżego wydawnictwa (tzn. akcja "Mamo, tato kupcie płytę" zakończyła się pełnym sukcesem :D) ale jakoś mi się nie chciało. :)

Czas przejść do rzeczy. Najpierw wyjaśnię kwestie metodologiczne. Line up odsłuchowy będzie podobny do tego opisywanego w recenzji "Dune" autorstwa Klausa Schulze - z jedną małą modyfikacją. Nie chcę by komp mi mulił przez słuchanie z płyty, więc odsłuch dokonany zostanie z plików FLAC. Od strony jakościowej, zmiana ta nie ma absolutnie żadnego znaczenia. Jakość nagrania jest w pełni zachowana. W skrócie: FLAC jest formatem zapisu dźwięku w pełni zachowującym jakość oryginału i pozwalającym zmniejszyć rozmiar pliku wyjściowego kosztem niepotrzebnych bitów (bitrate CD to 1411 kbps ale nie każdy z tych bitów ma w sobie dane dźwiękowe, część z nich to po prostu "zapychacze" by całość miała te regulaminowe (zgodnie ze specyfikacją CD Audio) 1411 kbps).

Odsłuch więc będzie w pełni oparty o komputer. Na iPodzie posiadam kopię płyty w OGG w mono (a więc tylko 1 kanał). Jakość plików jest odpowiednikiem mono MP3 o bitrate ok. 256 (dla obu kanałów, dla mono - ok 1/2 tego). Ze względu na fakt iż moje Nuforce się zepsuły wczoraj, nie chcę robić odsłuchów opartych na iPodzie (a więc na źródle stratnym). Odsłuch będzie wykonany z komputera przy pomocy słuchawek nausznych ("dużych") marki Supelux, model HD 681 (które są już ze mną od ponad roku).

Z ważniejszych informacji należy podać iż, ze względu na wady własne, w foobarze mam ustawione DSP "Downmix channels to mono". Oznacza to iż stereo FLAC będą przekonwertowane do mono. Zgodnie z zasadami rzetelności naukowej, udostępniam całkowitą metodologię swoich "badań". Cóżem właśnie czynić zakończył i mogę przejść do meritum a więc ewaluacji tego wydawnictwa muzycznego.

Czas zacząć właściwą część dzisiejszego wpisu. Zapnijcie pasy bo pierwszy utwór na tej płycie ma tytuł "Please remain seated". Orzeł Samolot OMD wylądował. Utwór zawiera jakiś tekst (ENG + Chiński) i kilka dźwięków. Kojarzy się z.. tekstem wmontowanym przed utworem "Orient Express" na "The Concerts in China" Jean Michel Jarre'a z 1982 ! Cóż można o tym utworze powiedzieć? Ma zaledwie 44 sekundy. To chyba wszystko co mogę o nim napisać. Reszta utworów jest przynajmniej o 1 minutę dłuższa.

Drugi utwór jest już od razu konkretniejszy i zarazem najdłuższy z całej 12stki. Nosi tytuł "Metroland" i ma aż 7,5 minuty (to nieco mniej od "The Right Side?" z poprzedniej płyty zespołu). Kawałek ten rozpoczyna się sekwencją. Przy 1szym odsłuchu skojarzyło mi się to z "Europe Endless" Kraftwerk. Oczywiście mocno wzbogaconym w warstwie rytmicznej. Jest bardziej taneczne i w ogóle. Czuć, że nowe OMD czerpie z tradycji poprzedniego wcielenia zespołu. Ale wciąż brzmi przyjemnie. Jest tu dużo basu. Ciche chórki, delikatnie wzbogacające całość. W tle wciąż leci sekwencja. Głos Andy'ego wciąż brzmi świetnie. W 5 minucie mamy lekkie wyciszenie i zmianę w utworze. Wciąż jednak sekwencja brzmi identycznie. Pod koniec tej minuty utwór wraca do stanu poprzedniego. Końcówka jest w stylu pierwszej połowy 5tej minuty.
Jak mógłbym go ocenić? Myślę, że na 5. Czuć w nim nieco kraftwerkowskiego ducha (wspomniane reminiscencje utworu "Europe Endless"). Zdaniem zespołu, musi to być jeden z najlepszych kawałków gdyż został wypuszczony jako singiel (zapowiadający tenże album).

Night Cafe rozpoczyna się bardzo przyjemnie i w miły dla ucha sposób. Ma nieco romantycznej atmosfery w klimacie "Neon Lights" (znowu Kraftwerk). Kolejna przyjemna piosenka. Chyba wyszła jako singiel. Kończy się w sposób nagły i nieco zaskakujący dla słuchacza.

Czwarta część najnowszego albumu studyjnego OMD to "The Future Will Be Silent". Zaczyna się w sposób delikatny i intrygujący. Potem wchodzą takie nowoczesne efekty dźwiękowe i bit. Wszystko okraszone jest szeptem "The Future Will Be Silent". Gdyby nie ten bit i efekty to kojarzyć się mógłby z nowym TD. Od ok. 1.40 mamy już jazdę. Na dyskotece w Metroland tańczą Roboty. "The future is the shadow of today". Bardzo przyjemny instrumental.

Helen of Troy. Przyjemna piosenka z łagodnym rytmem i bitem. Perkusja brzmi jakby z automatu perkusyjnego. W 2giej minucie mamy bardzo ładne, delikatne przejście wzbogacone chórkami. Zbyt wiele nie potrafię o tym kawałku powiedzieć. Tu nie da się snuć żadnych wizji, ot przyjemny dla ucha synthpop.

Our System. Środek płyty. Utwór 6/12. Rozpoczyna się nieco w stylu płyty "Dazzle Ships" - jakieś eksperymenty dźwiękowe, nietypowe dla OMD. Potem zaczyna się typowa piosenka. Jakieś "bzzyt" się pojawia co sekundę. W tym utworze również pojawiają się syntezatorowe chórki ale brzmią, moim zdaniem, w jakiś taki kobiecy sposób. Delikatne, kruche, ciche. Sama piosenka zaś brzmi nieco inaczej od pozostałych (jak do tej pory). Przed 3.30 utwór staje się jeszcze bardziej rytmiczny, z bogatszą sekcją chórków. Wchodzi perkusja i... zaraz utwór się kończy. W eksperymentalny sposób.

Kissing The Machine jest utworem współtworzonym z ... Karlem Bartosem. Tak, tym samym co grał w Kraftwerk. Kojarzyć się może z Metroland i Night Cafe z tej płyty. Brzmi nieco jak miks tych obu utworów. Jakoś taki dziwnie znajomy się wydaje. Za Wikipedią, jest to utwór Bartosa z 1993 (album "Esperanto") ale współstworzony z Andym McCluskeyem z OMD. Tu mamy całkowitą reinterpretację tego utworu. Pojawia się też niemiecki głos (Claudia Brücken). Całość jednak pasuje do stylistyki utworów zaprezentowanej na "English Electric". Swoją drogą myślałem, że OMD połączyli swoje siły z Bartosem by zrobić ten utwór a nie, że to jest reinterpretacja utworu byłego członka Kraftwerk (a więc zespołu, który mocno się inspirował Kraftwerkiem). Zaskakujący dodatek na solidnym muzycznie poziomie.

Decimal. OMD-owa wersja "Numbers" ? Padają liczby (vocoder) na tle jakichś rozmów. Do tego dronowo (chociaż może źle się wyraziłem... tu nie ma nic z dark ambientu czy brzmienia uznawanego za dronowe, nie ten nastrój ale chyba technika zbliżona) brzmiący syntezator robiący za tło. Zaznajomiony z Kraftwerk słuchacz się uśmiechnie i zrozumie ale samo brzmienie absolutnie nie nawiązuje do tego utworu Kraftwerk. Utwór na uspokojenie, minutka spokoju. Pozostawiam bez oceny bo ciężko to ocenić. Żart muzyczny skierowany do Panów Robotów?

Stay with Me. Brzmi bardziej jak romantyczna piosenka OMD z lat 90. Niesamowicie przyjemne, ciche chórki. Chyba w tej piosence śpiewa Paul Humphreys. Idealnie pasuje ze swoim głosem do tej piosenki. Fajna piosenka ale nic ponadto.

Dresden. Kolejny singiel z tego albumu (tego już jestem pewien). Dyskotekowe OMD. Wesołe i rytmiczne. Słychać basową gitarę Andy'ego. Tworzy to ciekawy efekt na tle całości. W którymś utworze (jednym z początkowych), może Electricity, z debiutanckiego albumu jest podobny efekt. Nic dziwnego, że ten utwór jest singlem. Singiel musi być przebojowy. Zdecydowanie się wyróżnia na tle pozostałych utworów. Taki troszę Enola Gay'owaty (1szy utwór z drugiej płyty OMD, "Organisation", 1980).

Atomic Ranch. Kolejny krótki utwór. Niecałe 2 minuty. Kolejny eksperyment kojarzący się z "Dazzle Ships". Średniak najwyżej. Muzycznie jest raczej spokojny ale uwaga na końcówkę! Wasze płyty / mp3 / flac / wav (ktoś używa tego ostatniego? ;>) NIE są uszkodzone. Tak było jak słuchałem wersji ściągniętej z torrentów jak i z ripa oryginalnej płyty.

Final Song. Zgodnie z tytułem, mamy tu ostatnią piosenkę na tym albumie. Brzmi nieco jak starsze OMD (nie te z lat 90.) z dodatkowym, głębszym bitem.  Lubię te klawisze, ich brzmienie takie jak ok. 1.20. Poza tym to raczej średni kawałek.

Jaki jest najnowszy album OMD ? Po przedstawieniu wszystkich składowych, czas powiedzieć coś o całości. Jest dobry. Zawiera parę fajnych momentów. Nawiązuje miejscami do twórczości idolów OMD - Czwórki z Duesseldorfu czyli Kraftwerk. Ale miejscami się wydaje nieco nużący, jakby te nowe utwory były ciągle do siebie podobne. Zdecydowanie miałem lepsze wrażenia przy pierwszym odsłuchu niż teraz (co nie oznacza iż teraz ten album jest słaby). Recenzja powinna zawierać w sobie ocenę, elementy wartościujące. Tak więc myślę iż "English Electric" zasługuje na 4. 3+ byłoby zbyt krzywdzące. Jest lepiej niż w latach 90. Szału nie ma, jest miły dla ucha. Najlepszy utwór? Zdecydowanie "Metroland" !

Okładka:





Cena albumu: ok. 35 - 40 zł (wersja zwykła), ok. 60 zł (wersja deluxe, CD + DVD). Posiadam wersję zwykłą. Troszkę przydrogo. W wersji zwykłej płaci się ok. 1 zł za każdą minutę muzyki (album trwa 43 minuty). Ale i tak jest poniżej "standardowej" ceny 50 zł za płytę.

Czekam na Wasze reakcje w komentarzach / na facebooku / w realu / na forum / listem / mailem / telegrafem / sygnałem dymnym / w inny dogodny dla Was sposób! :)

Próbki z YT:

Metroland, ok. 7,5 minuty (wersja albumowa - w tle okładka singla)


Night Cafe, ok. 4 minuty


Kissing The Machine, ok. 5 minut:



6,5 minutowy fanowski (?) trailer albumu - złożony z krótkich wycinków z KAŻDEGO utworu z tejże płyty. W tle - "remix" okładki. ;)


2 komentarze:

  1. "Line up odsłuchowy" - i wszystko jasne ;).

    "[...] bitrate CD to 1411 kbps ale nie każdy z tych bitów ma w sobie dane dźwiękowe, część z nich to po prostu "zapychacze" by całość miała te regulaminowe (zgodnie ze specyfikacją CD Audio) 1411 kbps" - czyli całymi latami byliśmy oszukiwani, że kupując oryginał, kupujesz jakość.

    OdpowiedzUsuń
  2. "Witajcie po długiej, związanej z brakiem chęci i studiami magisterskimi, przerwie!"

    Chyba związanej z graniem w LOLa :P
    Nie pisz o rzeczach, na których się nie znasz (format zapisu AudioCD), bo możesz komuś niepotrzebnie namieszać. Tam nie ma żadnych zapychaczy.

    OdpowiedzUsuń