środa, 15 czerwca 2016

15.06.2016 - Nadchodzi nowe...

Po raz kolejny doświadczam nudy w pracy. To bardzo dobra rzecz wbrew pozorom - ostatecznie dzięki nudzie (porannej) powstała np. ostatnia recenzja (Tangerine Dream - Rockoon, 1992). Teraz niewiele jest w stanie mnie oderwać od słodkiego lenistwa ze słuchawkami w uszach, w związku z czym powstaje niniejsza recenzja. Być może będę musiał ją skończyć w domu ale i tak bywało, gdy pisałem teksty podczas zajęć na studiach magisterskich.

Przedmiotem dzisiejszej recenzji będzie coś zupełnie nowego na moim blogu. Ostatnio często słucham Clan Of Xymox, który to zespół poleciła mi znajoma z zagranicy. Od kilku dni zapoznaję się z ich dyskografią. Jak na razie - nie jest źle. Muzyka tego holenderskiego zespołu krąży między synthpopem z elementami rocka (1szy album) a jakimiś bardziej współczesnymi brzmieniami (4ta płyta zespołu). Całość jest dość zróżnicowana i jak dla mnie - stanowi miłą odmianę, choć średnio przepadam za piosenkami. Cóż, chyba się to zaczyna zmieniać. ;)

Postanowiłem zrecenzować debiutancki album zespołu, zatytułowany po prostu "Clan of Xymox" (1985). Zdobył on moje zainteresowanie na tyle mocno, że słucham go niemalże codziennie - jak nie w całości to w wyborze.

Płytę tą zespół nagrał w składzie uważanym za najlepszy: Pieter Nooten, Ronny Moorings (jedyny członek z oryginalnego składu, który rozpadł się po czwartej płycie zespołu). 



Muzycznie, zespół łączy elektroniczne, synthpopowe brzmienie z domieszką czegoś nowocześniejszego, udziwnionego rocka (tak... dla mnie wszystko z gitarą to rock :D ) i czegoś mrocznego. Całość jest bardzo rytmiczna i nawet taneczna zaś wszystkie piosenki są śpiewane po angielsku. Jeśli mnie kojarzycie to zapewne wiecie, że czasem lubię posłuchać Depeche Mode. Przy pierwszym odsłuchu właśnie do DM porównywałem tą muzykę - szczególnie do mrocznej "Black Celebration" z 1986. Na płycie jest zamieszczonych 8 piosenek zaś większość z nich trwa ok 5 minut.

1. A Day

Zniekształcone smyczki i industrialne efekty. Czuć "niegrzeczną" elektronikę (a może to są gitarowe efekty?). Następnie zespół włącza energetyczny bit i bas a potem charakterystyczny motyw na gitarze, wspierany i uzupełniany przez znane z początku brzmienie smyczkopodobne. Ok. 1:58 zespół gra nieco w stylu DM. Zmiana rytmu. Cały czas utwór sprawia wrażenie szorstkiego i drapieżnego. Pojawia się wokal, dość głęboki męski głos. Ok. 3:30 - jakiś przerywnik, po którym zespół przechodzi do powtórzenia specyficznego motywu granego na gitarze elektrycznej (można go pomylić z syntezatorem). Później, przy powtórzeniu zwrotki, całość uzupełniona jest przez eteryczne chórki (elektroniczne). Szybki, mocny utwór na dobry początek. W zasadzie nie zwalnia aż do samego końca.


Utwór rozpoczyna się od "brudnych" chórków i perkusji. Melodia zdaje się brzmieć jak typowy synthpop, coś w stylu wczesnego OMD. Znacznie łagodniejsza piosenka od poprzedniego. Smutny tekst, choć trochę głos wokalisty nie bardzo pasuje. W tle słychać gitarę elektryczną. Przyjemna nutka, pozbawiona eksperymentalnego brzmienia.


Początek jako żywo mi się kojarzy z wariacją na temat "Lie To Me" Depechów (z albumu "Some Great Reward", 1984). Po chwili pojawia się wspaniały, romatyczny motyw klawiszowy. Jedna z moich ulubionych piosenek. Jeszcze raz tekst jest smutny. Przy refrenie całość przyśpiesza i staje się bardziej energetyczna oraz dynamiczna. Słychać i czuć basy. Wszystko wciąż jest stosunkowo łagodne przy mocnym początku tej płyty. Pod koniec słychać eksperymentalne brzmienie gitary. Utwór się kończy tym romantycznym motywem ale muzycy nałożyli na niego mroczne, złowieszcze chórki.


Kolejny energetyczny utwór, z wyraźną linią gitary basowej i z mrocznym brzmieniem. Melodia i rytm jest uzupełniana przez smyczki, jakby zespołowi asystowała orkiestra smyczkowa. Ok. 1:45 słychać gitarową część. Ok. 2:40 muzyka znacznie przyśpiesza, choć brzmi cały czas podobnie.


7.40. Najdłuższy utwór na tej płycie. Bardzo tajemniczy początek. Dużo ponurych dźwięków i smyczków. Muzycy tworzą nastrój grozy i niepokoju. Po chwili robi się coraz dziwniej - dochodzą zniekształcone głosy z Piekła rodem. Atmosfera niepokoju i strachu się zagęszcza. Tajemnicze klawisze brzmiące znikąd. Ok. 2:20 muzyka staje się rytmiczna a nawet nieco agresywna. Cały czas jej towarzyszy eteryczność (groza). Skojarzenia z brzmieniem pierwszego utworu są uprawnione. Intensywny, "technoidalny" rytm połączony z tajemniczością chórkowego tła. Przed 5 minutą utwór zyskuje pazur, staje się bardziej agresywny. Wówczas wchodzi tajemniczy, nieco zawodzący wokal. Nieco dziwny utwór ale mnie się podoba. Dość ciekawy. Na końcu sporo udziwnień, jakieś zniekształcone głosy bądź sample, "zawodzenie duchów". A za oknem "dubstep" - remontują coś przy sądzie, gdzie pracuję... ;)

6. Equal Ways

Kolejna piosenka, tym razem słuchana już w domu. Po raz kolejny mamy mroczne i tajemnicze barwy dźwięku. Towarzyszą im smyczki. Na tym tle słychać wokal. Po chwili pojawia się sekwencerowopodobny bas i perkusja. Słychać także elektroniczne pomruki. Całość ma dość smutny ton. Pod koniec nagle słychać hałasy elektroniki i utwór przyśpiesza, staje się weselszy oraz żywszy. Dość interesująca kompozycja.

7. 7th Time

Piosenka śpiewana przez kobietę. Mocna i dość agresywna w brzmieniu. Właśnie jej jest najbliżej do rocka. Głos wokalistki brzmi bardzo eterycznie, jakby to duch śpiewał. Wyraźny, jakby wzmocniony bas. Klawisze pełnią rolę uzupełniającą i rzadko się wybijają na pierwszy plan. Piosenka ta wyróżnia się na płycie właśnie swoją mocą.

8. No Human Can Drown

Na koniec płyty - bardzo krótka piosenka (niecałe 3,5 minuty). Łagodny, rozmarzony, delikatny synthpop ale czuć bas. Piękne klawisze. Wokal podobnie rozmarzony i łagodny, na tyle na ile głos tego wokalisty może brzmieć w ten sposób. W drugiej części piosenka staje się bardziej agresywna i twardsza brzmieniowo by powrócić do swoich typowych klimatów. Taki pozytywny akcencik na końcu, zwłaszcza gitarowe zakończenie utworu.

Wspaniała, ciekawa brzmieniowo płyta. Przyjemnie mi się tego słucha. Średnio mi się podoba głos wokalisty ale zawsze mógł śpiewać po holendersku (czyli "pijany Niemiecki"). Choć dominują tu mroczniejsze brzmienia, jest kilka bardziej optymistycznych, jaśniejszych utworów (No Words, No Human Can Drown). Zespół w ciekawy i interesujący sposób połączył i zmieszał synthpopową stylistykę z mroczniejszymi, gotyckimi klimatami. Warto posłuchać, chociażby z ciekawości. Moim zdaniem, jest na czym zawiesić ucho na tej płycie.

5 komentarzy:

  1. Masz konto na rateyourmusic, Patryk?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie posiadam. Blog ma fanpage na fb ( https://www.facebook.com/Pacisfear-Tangerynkowa-Strona-%C5%BBycia-432316013477273/ ). Zresztą myślę nad jego zamknięciem. Coraz mniej piszę, coraz mniej pomysłów i ochoty...

      Usuń
    2. Nie poddawaj się chandrze. Na pewno pomysły się pojawią. Słuchasz jakichś bootlegów koncertowych?

      A odnośnik do fanpage'a mi nie działa.

      Usuń
    3. Bootlegów nie, choć mam dostęp do niezłej ilości - planowałem kiedyś np zrecenzować po 1 koncercie Kraftwerk z każdej ważniejszej trasy (np. 1974, 1075, 1976, 1981, 1991).

      Usuń
  2. Do pierwszego składu panią śpiewającą i grającą na basie Anke Wolbert i Franka Weiziga bodajże na perkusji elektronicznej i klawiszach. Polecam projekt bylego vzlonka Xymox Franka Weiziga Born For Bliss...To blizniak Xymox jesli chodzi o muze polecam....

    OdpowiedzUsuń