czwartek, 8 września 2016

08.09.2016 - Kraftwerk w Sopocie - retrospektywy część druga

W tym tekście chciałbym skończyć recenzję nieoficjalnego nagrania z koncertu Kraftwerk w Sopocie, który odbył się dnia 23.08.1981. Pierwszą część tekstu możecie przeczytać tutaj. Dzisiaj dokończę rozpoczęte dzieło poprzez omówienie i zrecenzowanie drugiej płyty z ciągiem dalszym koncertu. Osoby zainteresowane jakimś wprowadzeniem odsyłam do wczorajszego tekstu - nie ma sensu powtarzać tego samego.


Ciekawy i dość dziwny wybór z płyty Radioactivity (1975). Ledwo słychać cokolwiek poza samym wokoderem (i dość przerażającym tekstem - prąd jest zarówno naszym panem jak i sługą więc dobrze go strzeżmy). Zespół płynnie przechodzi do Uranium (po angielsku i niemiecku). Dużo mrocznej i groźnie brzmiącej elektroniki. Zaczyna się Die Sonne Der Mond Die Sterne (niepublikowany utwór). Delikatne choć niepokojące chórki i na ich tle wypowiadane przez wokoder słowa: Słońce, księżyc, gwiazdy. Zapewne dla polskiej publiczności to był szok - człowiek mówiący głosem robota (i to nie na filmie a przed ich oczyma).


Ciąg dalszy suity. Na tle chórków z poprzedniego utworu zespół wypowiada tytułowe Ohm Sweet Ohm jak mantrę. W przeciwieństwie do oryginału, ta część trwa zaledwie 40 sekund. Po niej następuje powoli tocząca się i przyśpieszająca melodia, z wyraźnymi, elektronicznymi pomrukami. Brakuje najszybszych etapów. Chyba nigdy Kraftwerk nie grali tyle kawałków z Radioactivity, może w 1975 / 1976 kiedy promowali ten album.


Sala Luster. Słychać kroki i dziwną, tajemniczą melodię wraz z elektronicznymi dodatkami. Utwór śpiewany po niemiecku. Jeden z najbardziej zagadkowych i poetyckich utworów (oryginalna wersja z Trans Europe Express, 1977, kojarzy mi się z... elektroniczną wersją poezji śpiewanej! ) Kraftwerk. Wydaje mi się, że po angielsku brzmi on znacznie lepiej. Tajemniczość jest potęgowana przez elektroniczne dodatki, dobrze dobrane (zwróćcie uwagę na fragment o karykaturze - "[...] Und dann wiederum sah er ein Zerrbild" i następujące po nim dźwięki, jakby celowa pomyłka, fałsz muzyków). 3:22 - zaczyna się solo. Wyjątkowe i niezwykle ciekawe, "lśniące", nieco "kryształowe". Ok. 5:40 muzycy płynnie przechodzą do kolejnego utworu - Mitternacht (Autobahn, 1974). Bardzo groźnie i maszynowo brzmiąca wersja. Połączenie science fiction i horroru. Ciekawa aranżacja. Słychać strzały na końcu. ;)


Bardzo szybka i dynamiczna wersja, krótsza od wersji płytowej. Znowu śpiewane po niemiecku ale znacznie żywiej i nieco szybciej niż w oryginale z 1977. Można pomyśleć, że muzycy grają na gitarach (a to tylko elektroniczna imitacja) ale to wrażenie szybko znika. Całość sprawia wrażenie bardziej maszynowego od oryginału i zachęca do tańca. Solo wciąż brzmi wspaniale. Na końcu - para buch ! - zapowiedź następnego utworu - Trans Europe Express.


Sporo krótsze niż w oryginale. Tylko 6,5 minuty. Brakuje charakterystycznego akordu otwierającego oryginał. Ale to jest taki aranż a nie utwór nagrany od środka. Perkusja przypomina bardziej disco niż stukot kół pociągu. A może połączenie jednego i drugiego? Tekst piosenki jest śpiewany po niemiecku wbrew tytułowi. W wersji którą mam, plik jest uszkodzony ale zdobyłem poprawny. 2:00 - dziwne, elektroniczne dźwięki. Czyżby syntezatory się rozstroiły? Dziwna aranżacja. Wypada gorzej od oryginału z 1977. Nagłe, dziwne przejście do Metal Auf Metall lub Abzug (to te odgłosy uderzania metal o metal na tle perkusji i melodii z utworu). Chyba coś im nie wyszło. Słabe wykonanie. Chyba wersja z The Mix (1991) jest lepsza.


Figlarny i wesoły od samego początku. Widok muzyków z muzycznymi kalkulatorkami wywołuje uśmiech i śmiech publiczności. Ralf śpiewa po polsku (a raczej w dialekcie polsko-rosyjskim, który na każdym kolejnym koncercie w Polsce brzmi lepiej), co wywołuje kolejną salwę radosnego śmiechu. Ale plusa od publiczności zgarnęli, mimo wszystko ("Jestem operator i mam MUJU kalkulator", "Ja dodaju", "Und wenn ich diese Taste druck / Spielt er ein kleines Musikstück" - no dobra, to jest pomyłka. Zapomniał tekstu "polskiego" i zaśpiewał fragment po niemiecku, później jednak sobie przypomniał). Ekscytacja publiczności sięga zenitu. Zwłaszcza w pierwszych rzędach, gdzie pozwolili ludziom powciskać guziczki na ich kalkulatorkach (to są te dziwne, przypadkowe dźwięki pod koniec utworu).


Każda pulsacja z intra wywołuje falę radości i zachwytu w tłumie. Ekscytacja każdym dźwiękiem. A obok muzyków są ich manekinowe sobowtóry. Radość w tłumie jest niesamowita - ktoś nawet wygwizduje  melodię utworu ! Czuć iż aranż jest bazowany na oryginalne z 1978. Tłum nawet powtarza tekst piosenki. Kolejny wybuch niekontrolowanych emocji w publiczności następuje przy frazie "Ja twoi sluga, ja twoi rabotnik" (pewnie sądzili, że muzycy zaśpiewali to po "polskawemu" bo po polsku nie byli w stanie wymówić, tak jak w przypadku Pocket Calculator). Ciekawe spojrzenie na Die Roboter z czasów przedMixowych, choć brzmi po prostu jak pełnoprawne odegranie oryginału na scenie.


Znacznie dłuższe i bardziej szalone od oryginału z płyty. Tłum dosłownie szaleje kiedy słyszy Ralfa śpiewającego "It's more fun to compute" i ten sam tekst przetworzony przez vocoder. Pojawiają się nawet dźwięki godne kreskówek. Świetny bis. Najszybszy i najbardziej zakręcony utwór zagrany przez Kraftwerk. Na sam koniec - Ralf pożegnał publiczność mówiąc "Dobranoc" (a raczej "Dobra noc"- tak, rozdzielił to, co nam Polakom wydaje się być niepodzielne). Automaty na scenie jeszcze grają ale już bez czynnika ludzkiego. Słychać, że się ludziom podobało. Ludzie proszą o jeszcze jeden bis ale zespół już nie wyszedł na scenę.

Druga płyta z nagrania koncertu z Sopotu w 1981 roku cechuje się podobną jakością dźwięku co poprzednia ale nie ma na niej żadnych usterek. Wszystkie utwory są zarejestrowane w całości. Analiza setlisty tego koncertu i innych nagrań z 1981 roku pokazuje iż nie ma w nich żadnej zmienności a więc do uzupełnienia pozostaje tylko "Computerwelt" (druga połowa ma mnóstwo zakłóceń), "Neonlicht" (cały utwór jest zmasakrowany), "Radioactivity" (tylko fragment jest zarejestrowany na nagraniu z Sopotu).

Jest tu nieco niespodzianek - np. suita Die Stimme Der Energie (The Voice Of Energy) i Ohm Sweet Ohm. Zaskakujący jest też It's More Fun To Compute, który znacznie różni się od wersji z albumu Computer World (1981), wówczas promowanego na koncertach przez Kraftwerk. Rozczarowany jestem Trans Europe Express - fatalnie wypadł.

Całość pewnie musiała być przyprawiona niesamowitą (jak na 1981 rok) oprawą scenograficzną. Teraz zespół ilustracje do utworów prezentuje w 3D, wtedy pewnie puszczali z VHS. :) Chociaż w sumie nic nie wiadomo. Z nimi w ogóle niewiele jest pewne. Taki jest urok Kraftwerk.

Oceniając nagranie z Sopotu 1981 (część drugą), wystawiłbym 4+. Jakość dźwięku jest zauważalnie lepsza niż na płycie pierwszej (jak wspomniałem - brak zakłóceń itp.) ale słabo wypadł Trans Europe Express.

Warto wspomnieć iż to nagranie jest jedynym istniejącym zapisem koncertu Kraftwerk w 1981 roku w Polsce. Drugi koncert, rzekomo z Katowic, jest tym samym nagraniem co to z Sopotu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz