piątek, 2 grudnia 2016

02.12.2016 - Oxygene po raz 3 - PREMIERA !

W dniu dzisiejszym (02.12.2016) Jean Michel Jarre wydał Oxygene 3, trzecią część jego słynnej serii albumów i zarazem finisz. Nowa płyta jest pierwszym w pełni samodzielnym nagraniem od 2007 roku (Teo & Tea). W tak zwanym międzyczasie artysta nie próżnował - mnóstwo koncertów (w tym w Polsce - warszawski Torwar, bodajże grudzień 2008 roku i promocja Oxygene: Live In Your Living Room (2007), które mam podpisane przez JMJ) oraz dwie płyty nagrane we współpracy z innymi artystami. Teraz, zapewne korzystając z okazji 40-lecia oryginalnego albumu Oxygene, muzyk postanowił dograć coś nowego. Czy to będzie jego ostatnie słowo? Zobaczymy. Jedno jest pewne - w 2017 spodziewam się kolejnego Oxygene tour. Oby i tym razem nie pominął Polski.

Nowe Oxygene z wyglądu przypomina pierwszą płytę. Usuwając trójkę z tytułu można się pomylić i wziąć ten album za kolejny remaster / wznowienie starego Oxygene z 1976 roku ! Nawet czcionka użyta na okładce jest mocno nawiązująca do oryginalnej, jeśli nie jest tą samą. Najlepiej spójrzcie sami:

Oxygene 3, wyd. 2016, Sony Music - Columbia

Oxygene, 1976 (oryginalne wydanie)

Nowy album ukazał się w kilku edycjach:
  • Pojedynczy CD (ok. 55-60 zł)
  • Pojedynczy winyl (ok. 120 zł)
  • Box set "Oxygene Trilogy" zawierający Oxygene (1976), Oxygene 7-13 (1997) i Oxygene 3 (2016) (ok. 120 zł)
  • Box set "Oxygene Trilogy 40th Anniversary Edition", będący bardziej ekskluzywną wersją powyższego zestawu. W jego skład wchodzą 3 CD (jak wyżej) oraz 3 winyle (też Oxygene, Oxygene 7-13, Oxygene 3) oraz jakąś książeczkę. Nakład limitowany. (ok. 800-900 zł).
Niestety, ku mojemu zaskoczeniu, nowa płyta wylądowała w internecie do ściągnięcia wczoraj (01.12.2016) - dzięki czemu nie muszę otwierać swojego egzemplarza. ;) 

Nowy album zapowiada się na mieszankę brzmień tradycyjnych jak i bardziej nowoczesnych. Z tyłu bowiem mamy wyszczególnioną listę instrumentów wykorzystanych podczas nagrywania Oxygene 3 - w tym Eminent 310, VCS 3 czy z nowszych (Access) Virus. 

Warto też wspomnieć iż oryginalny Oxygene ukazał się we Francji 5 grudnia 1976 (sam Jarre na swojej stronie wspomina iż to było 2 grudnia). Pomysł na Oxygene 3 zrodził się w 2014 roku, podczas prac nad serią Electronica. Jarre chciał sprawdzić, czy da radę odkryć Tlen na nowo w zaledwie 6 tygodni (tyle czas zajęło mu nagranie oryginału - choć w innych warunkach i na innym, znacznie uboższym sprzęcie). Jak widać, udało się. 

Teraz należy zająć się inną kwestią: ile jest Tlenu w Tlenie oraz rozdzielić go na "frakcje" (elementy zbliżone do Oxygene i elementy bardziej nawiązujące do Oxygene 7-13). Tak się składa, że dzisiaj postanowiłem sobie "dotlenić" mózg i ucho. Odświeżyłem sobie obie dotychczasowe części serii (poza Oxygene: Live In Your Living Room). Mam więc odświeżoną znajomość oryginalnych dźwięków.

Jeżeli nie znacie poprzednich części serii, możecie zapoznać się z moimi recenzjami: Oxygene 7-13 (drugi tekst w tym poście) i Oxygene (oryginał).

Czas przystąpić do tego, co najważniejsze - opisu muzyki i moich wrażeń oraz przemyśleń. Niestety, nie ma zbyt wiele "materiałów poglądowych" na youtube.

Oficjalny trailer (zwiastun) albumu Oxygene 3:


Oxygene (Part 14):



Oxygene (Part 17):
Uwaga - jest to wersja skrócona w porównaniu z tym, co jest na albumie!


Nie będę wrzucał tutaj całości - kto chce, ten znajdzie bądź kupi. Filmy zamieszczam, jak zwykle, w celach poglądowych.

Cały album składa się z 7 utworów i trwa niecałe 40 minut. Czas trwania zbliżony do oryginalnego Oxygene zaś liczba utworów - zgodna z tą z Oxygene 7-13. Porównanie zrobione na siłę choć na miejscu. ;)

Oto moje wrażenia z pierwszego, dziewiczego odsłuchu.

Oxygene Part 14:

Tajemnicze, basowe pomruki otwierają całą płytę. Z nich wyłania się łagodna melodia wzbogacona o coś, co brzmi jakby gitara elektryczna (odwzorowana elektronicznie oczywiście). Melodia ulega rozbudowie ale nie zmienia się na długo. Czuć iż jest to nowy, świeży utwór, nagrany w nowoczesny sposób. Ale nie ma w tym ducha. Takie zwykłe plumkanie. W 3 minucie muzyka ulega zauważalnym zmianom i przeobrażenom. Niestety, nie nabiera przez to barw i jest po prostu nudna. Pewne elementy melodii przywodzą mi na myśl Teo & Tea (mały fragment, bodajże Chatterbox ale głowy za to nie dam). Szkoda, że nowy Oxygene zawodzi od samego początku. Fajny sekwencer na końcu. Utwór przechodzi płynnie w następną część.

Oxygene Part 15:

Rozpoczyna się ona od wygaszenia motywu z finiszu Oxygene 14. Wchodzą klimaty nawiązujące do Oxygene 1 (ale raczej w stylu znanym z Oxygene 9, wzbogaconym o dodatkowe, nowoczesne ozdobniki). Pojawia się cicha melodia (sekwencer). W ok.  1:30 wchodzi bit. Całość ma teraz rytm i melodię oraz brzmi świeżo i przyjemnie. Jednak "nowe" nie oznacza "złe" ! Utwór ten może być zbyt nowoczesny dla osób nietolerujących Oxygene 7-13. Świeże brzmienia z odrobiną inspiracji starym Oxygene (ta eteryczność!). Kolejne zmiany - w 5 minucie muzyka jakby się "zacinała" i zmienia swój kształt. Powoli utwór się kończy i wygasza by zrobić miejsce dla następnej części. Dziwne zakończenie, jakby awaria.

Oxygene Part 16:

Rozpoczyna się od sekwencera (lekko nawiązuje do Arpeggiatora z The Concerts of China). Znowu sporo warstwy "duchowo-eterycznej". Czuć sporo mięska. Oxygene 16 jawi się jako przedłużenie klimatów wprowadzonych w Oxygene 15. Ładunek energetyczny całości jest wzmocniony przez perkusję (elektroniczny bit). Pojawiają się też drobne smaczki i dodatki, wtrącenia. Nowoczesne brzmienia ale w znośnej dla mnie oprawie i aranżacji. W połowie 4 minuty utwór się wygasza i przechodzi w odmienne, zupełnie nie-klubowe brzmienia. Pojawia co jakiś czas dziwny dźwięk. Bardzo dziwna sekcja. Kojarzy się z dark ambientem.

Oxygene Part 17:

Ciekawe intro, nawiązuje lekko do oryginalnych brzmień ale wzbogaca je o zupełnie nowe elementy. Brzmi bardzo nowocześnie. Niesamowicie rytmicznie. Najweselsze brzmienia jak do tej pory. Nic dziwnego, że ten właśnie utwór Jarre wybrał do promocji tej płyty (np. na trasie koncertowej do albumów Electronica grał Oxygene 17). Ma singlowy potencjał ale nie pasuje do do tej pory poznanych utwór na tej płycie. To takie Oxygene 4 AD 2016 - nagle po zaskakującym i interesującym "Le Grande Finale" strony A (Oxygene 3) mamy krótki, wesoły, nieco żartobliwy kawałek (po którym Jarre kontynuuje już na bardziej poważną nutę).

Oxygene Part 18:

Najkrótszy utwór na tej płycie (niecałe 3 minuty). Powracają cięższe, poważne brzmienia. Kojarzy się bardziej z wodą niż powietrzem. Bardzo minimalistyczna kompozycja. Wydawać się może iż także i tutaj została użyta gitara. Zaskakująca chwila relaksu i odpoczynku od klubowych, nowoczesnych rytmów. Lekki, krótki wtręt lekko nawiązujący do stylistyki starego Oxygene z 1976 roku.

Oxygene Part 19:

Dalej mamy senne, rozmarzone brzmienia, także nawiązujące z lekka do oryginału. Potem pojawia się rytm i melodia wraz z sekwencerem. Właściwa melodia pojawia się dopiero w drugiej minucie, okraszona basami i innymi dodatkami. Melodia brzmi skromnie i jest wzmacniana przez wspomniane dodatki. Ok. 2:50 mamy przerwę. Całość nagle zwalnia i utwór powstaje na nowo. Powracamy ok. 3:30 do poprzedniej formy. Całość brzmi jak nowoczesne plumkanie z sekwencerem. Na samym końcu utwór się wygasza i staje się bardziej eteryczny. Zawiera łagodną i delikatną sekwencję.

Oxygene Part 20:

Wielki finał serii. Słychać tą sekwencję. Przyprawiona jest brzmieniami kojarzącymi się z organami o bardzo podniosłym lub strasznym brzmieniu (zależy, jak się Wam kojarzy). Ok. 1:20 mamy przerwę i... odrobinę Tlenu w starym stylu. Tak, to On ! Powraca Oxygene Part 6 (z nowym bitem a raczej jego ułamkiem). Po chwili znika. Tak tylko wpadł się przywitać. Przeminęło z Tlenem. Po chwili zastąpiły go nowe brzmienia. Łagodne ale mroczne, z lekka niepokojące. Coś się w tle buduje. Elektroniczne smęcenie. Bezkształtna dźwiękowa maź. Pojawia się później dodatki i nieco się to rozbudowuje. Całość nabiera delikatnego kształtu i brzmienia w stylu Oxygene 1 ale jest za wolne i zbyt przynudzające. W oryginale coś się działo, tu prawie nic. Sam koniec to szum wiatru, jak na oryginale. Finał okazuje się być najsłabszą częścią całości. Szkoda. Czuję się zawiedziony.

Stylistyka jest dość minimalistyczna. Nie mamy tu dyskotekowych szaleństw i basów jak na Oxygene 7-13 ale jednocześnie niewiele jest tu momentów zbliżonych do Oxygene 1 (utworu z oryginalnej płyty z 1976). Całość brzmi niezwykle łagodnie, choć miejscami niesie ze sobą pewien ładunek energetyczny (zwłaszcza taneczne Oxygene Part 17). 

Niewiele jest punktów stycznych między Oxygene, Oxygene 7-13 i Oxygene 3. To trzy osobne albumy i trzy różne stylistyki choć łączy je pewien zamysł kompozytorski - całość jest ze sobą złączona i tworzy jedną bądź dwie suity. Nie zawsze odczuwałem to przy słuchaniu Oxygene 7-13 ale jest to wyraźne na Oxygene i Oxygene 3.

"Oxygene 3" jest w najlepszym razie płytą, niestety, przeciętną. To nie jest koszmarna muzyka i czuć, że Jean Michel Jarre poszedł z duchem czasem ale czegoś tu brakuje. Wydaje mi się, że gdyby nie określił tego jako "Oxygene 3" tylko dał jakikolwiek inny tytuł, całość kojarzyłaby się inaczej. I brzmiałaby lepiej. W końcu Oxygene 3 porównywany będzie (i jest - co też czynię i czyniłem w tym tekście) do poprzednich albumów z tego cyklu. A nowy Oxygene niestety nie wypada najlepiej na ich tle.

Niestety, włączając "Oxygene 3" spodziewałem się czegoś lepszego, czegoś innego. Nie zapoznałem się z materiałami dostępnymi w necie (Oxygene 17, trailer płyty). Ta płyta nie jest wart swojej ceny. Jest za droga. 55 zł jest zbyt dużym wydatkiem w stosunku do tego, co otrzymujemy na niej. Nie wiem czy będę często do niej wracał gdyż nie ma na niej wiele interesujących momentów. To średniak, próbujący się wybić na legendzie, na pewnej marce (Oxygene to pewna marka a nie tylko sam album i muzyka). Jarre niestety ma w sobie za mało żaru.

Mój werdykt jest chyba jasny i wyraźny: choć muzyka nie jest zła to jednak czuję się zawiedziony. Brakuje mi tutaj czegoś. Oxygene 3 nie jest tak dobry jak jego poprzednicy. Moja ocena jest zawarta w tytule płyty - 3 ;) Dopiszcie do tego jeszcze jedno zero i wyjdzie Wam dobra cena tej płyty. Reszta to przepłacanie. Zalecam poczekanie aż się pojawi całość na youtubie - wtedy zdecydujecie czy kupić.

PS. Tak się nastawiałem na tą płytę. Nawet uważałem, że jej premiera to będzie największe wydarzenie elektroniczne w tym roku (dla mnie). Niestety, zawiodłem się. Znacznie lepszy okazał się koncert Kraftwerk w Sopocie, choć tak naprawdę jest to mniej więcej to samo, co usłyszałem i zobaczyłem w Poznaniu (2013).

7 komentarzy:

  1. Dlaczego nie wiedziałam, że wydaje nową płytę? :o Uwielbiam jego starszą twórczość, ale Twoja recenzja jakoś średnio przekonuje do zapoznania się z tą nowością. Hmm, będę musiała się nad tym dłużej zastanowić.

    Pozdrawiam, Namuzowani.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, ja spodziewałem się czegoś lepszego. Albo po prostu nie jestem tak elektroniczny jak kiedyś. Może się do niej przekonam.

      Zerknąłem na Twojego bloga - widać, że masz pasję i to większą ode mnie ;) Ja się niestety wypaliłem - zarówno muzycznie jak i życiowo...

      Usuń
  2. JMJ to zupełnie nie moja muzyczna bajka, tuli mnie jazz, soul, a pobudza r'n'b.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czyli odcinanie kuponów? no szkoda, ale nie czuje się zachęcona do zakupu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Moja pierwsza ocena była dość krytyczna, ze to jednak nie "jedynka" i nawet nie "dwójka". Jednak ta płyta zyskuje po każdym kolejnym przesłuchaniu, mimo, ze nie wywołuje takich emocji jak pierwsza część. Z pewnością jednak jest lepsza od niemal dyskotekowych pomysow Jarre'a.

    OdpowiedzUsuń
  5. I właśnie dlatego kocham tę płytę - to swoisty powrót do korzeni Jarre'a! Takiego go pokochałam i takiego chcę słuchać!

    OdpowiedzUsuń
  6. Albo nie znam, albo znam tylko nie wiem, że to jest to ;)

    OdpowiedzUsuń