wtorek, 14 stycznia 2014

14.01.2014 - Mandarynkowo-Senny Megamix

     Dzisiejszy post jest recenzją nietypowego albumu Tangerine Dream. Jest on czwartą częścią serii płyt o odświeżonym, uwspółcześnionym brzmieniu - Dream Mixes. W dzisiejszej notce nie będzie żadnych wyśnionych wizji i opowieści. Jest to także pierwszy mój post napisany po przesłuchaniu płyty (a także po krótkim, Mandarynkowym Śnie - ze zmęczenia poszedłem spać ;)). Czy taka formuła może się przyjąć? Nie wiem. Na pewno jesteście przyzwyczajeni do moich "chorych", "narkotycznych" opowiadań pisanych pod wpływem Muzyki. Nie mówię, że jest to jednorazowy eksperyment. W końcu na tym blogu pojawiły się już recenzje płyt zupełnie nieelektronicznych jak np. "Please Please Me" Beatlesów z 1963. Ale wróćmy do Mandarynowego meritum.
     Seria ta, zapoczątkowana w 1995, składa się obecnie z pięciu płyt (i jednego singla). Ostatnia, piąta już, część została wydana w 2010 roku. Ważną cechą tych albumów jest to iż w sporej części, praktycznie w całości są poświęcone remiksom (autorskim, nagranym przez duet ojca i syna). Prawie każda płyta jest wzbogacona o nowe, studyjne utwory (prawie - bo na Dream Mixes V ich nie ma). Część druga (Dream Mixes II: TimeSquare jest wyjątkowa gdyż prawie w całości składa się z samych nowinek. O specyfice części czwartej, zatytułowanej DM IV napiszę w trakcie tego tekstu.
     Część czwarta została wydana w 2003 roku. Uzupełnia ją singiel "DM IV Bonus CD" z dwoma utworami. Singiel ten jest miłym dodatkiem dla każdej mandarynkowej kolekcji, chociaż nie jest wydawnictwem limitowanym, wciąż można go dostać oficjalną drogą. A nawet "nieoficjalnie", wbrew temu co zespół napisał na stronie swojego sklepu. :) Nie chcę robić reklamy, stąd nie umieszczam żadnych dodatkowych informacji. Mogę tylko poinformować, że sam tam dokonałem zakupu DM IV + Bonus CD na którąś tam gwiazdkę. :) Nawet nieco taniej niż w sklepie TD. ;)
     Okładka tej części nawiązuje do dobrze nam (tzn. weteranom TD) znanej okładki z albumu "Tangram" (rzecz jasna, tego z 1980 ;)). Mogę też od razu wspomnieć iż na DM IV znalazły się fragmenty z tego albumu (na Bonus CD również są). Jak wygląda okładka DM IV? Dymiący płomień zapałki (bądź świecy) na czarnym tle. Niby nic specjalnego ale skojarzenia ze wspomnianym "Tangram" nasuwają się automatycznie. Dla porównania, wrzucam obie okładki. A i zachęcam do przeczytania mojej recenzji "Tangram" . Nawiasem mówiąc, jest to jeden z najstarszych moich tekstów, więc tym bardziej zachęcam do zapoznania się z moim "geniuszem". ;) Co prawda dzisiaj by ten tekst został inaczej napisany (i kolejny eksperyment - "remastering" tekstu) ale co nieco możecie się dowiedzieć. Album polecam. ;)
Obie okładki obok siebie. Z lewej strony - "DM IV". Zwraca uwagę  brak jakichkolwiek informacji o wykonawcy (VITN donosi iż niektóre kopie tego albumu miały nakleję odnoszącą się bezpośrednio do TD). Z prawej strony zaprezentowałem oryginalną okładkę do albumu "Tangram" (1980). Oryginalna jest czerwona ale istnieją kopie z fioletową. Osobiście posiadam fioletową. Nikt nie wie dlaczego istnieją dwa warianty wydania z 1984 czy 1985. Wydanie z 1995 (ostatni remaster) jest tylko czerwony.

     DM IV, otwiera dziwna jak na TD, kompozycja "Losing The Perspective". Jest to muzyka zrobiona pod wycinek dialogu z filmu. Nie wydaje mi się iż by to był film z tych, do których muzykę skomponowali Tangerine Dream więc raczej na pewno są to zupełnie nowe dźwięki. Jest to jedna z trzech nowych kompozycji. Następna, "World Of The Day" jest delikatnym wstępem (ale się rozgrzewa do klimatów, które są w zasadzie typowe dla tego albumu) i pełni rolę "drugiego intra". Aż do końca płyty, mamy do czynienia bądź to z remiksami starszych utworów TD, bądź utworami stworzonymi od nowa ale z wykorzystaniem sampli z klasyków. Co zaskakujące, mamy tu nawet wykorzystane fragmenty z tak odległego w muzycznej, mandarynkowej czasoprzestrzeni albumu jakim jest "Zeit" (1972) ! Ostatnią nowinką na tej płycie jest "The Metropolitan Sphere". Pełni on rolę zwieńczenia całej płyty.
    Wśród dialogu wybranego na potrzeby utworu "Losing The Perspective" padają słowa "Special. They're all special". Co jest "special" w DM IV ? Nie bez powodu w tytule posta umieściłem słowo-klucz "megamix". Płyta ma konstrukcję bardzo zbliżoną do tego, co Tangerine Dream prezentują w ramach swoich koncertów od 1980 roku. Każdy z utwór na płycie "wychodzi" z poprzedniego. Utwory nie mają prostego zakończenia - przeciwnie, niby się kończą ale przechodzą w płynny sposób w "mostek" prowadzący do następnego kawałka. Trend ten jest widoczny na każdej płycie koncertowej TD od 1997 włącznie (poza jedną - "wyjątkiem potwierdzającym regułę" jest "Cruise To Destiny" z 2013 roku).
    Wśród utworów poddanych obróbce bądź cytowanych mamy np. Ricochet (obie części wykorzystane w utworze "Rebound 03"), fragmenty z całej płyty "Zeit" (w utworze "Cosmic Merriment"), Love On A Real Train ("Floating Higher", remix - jedyny utwór na tej płycie pochodzący z soundtrackowego dorobku Tamgerine Dream) czy Rising Runner Missed By The Endless Sender ("Messenger", remix - bez tekstu, w przeciwieństwie do oryginału z albumu "Cyclone" z 1978). Jak podał Jerome Froese na stronie swojej wytwórni (stosowny dokument), on sam jest kompozytorem wszystkich utworów na tej płycie.
    Co można powiedzieć natomiast o brzmieniu tej płyty? Tak samo jak inne części tej serii, jest ono bardzo rytmiczne i nawet nieco taneczne. Utwory są dynamiczne i szybkie. Najciekawsze partie? Wszystkie nowe utwory oraz "Perplex Parts" (zawierający sporo fragmentów z całej płyty "Tangram"), "Rebound 03" i "Floating Higher". Nie można narzekać na nudę podczas odsłuchu tych nagrań. Cała płyta prezentuje sobą zdecydowanie świeższe brzmienie ale moim zdaniem nieco inne niż na poprzednich częściach z serii Dream Mixes. Czyżby trendy na dyskotekach się zmieniły ? ;) Jeżeli komuś by zależało na muzyce w podobnych klimatach od TD to mogę polecić tylko Dream Mixes V z 2010. Tam również znalazł się jeden kawałek soundtrackowy. ;)
    Nawiasem mówiąc, wydaje mi się iż dla osób lubiących nowocześniejsze brzmienia (nawet niekoniecznie znających tak wybitnych elektroników jakimi są Tangerine Dream) seria Dream Mixes mogłaby stanowić świetne wprowadzenie do twórczości zespołu. Po poznaniu współczesnej odsłony niektórych utworów, fajnym pomysłem byłaby prezentacja ich wersji oryginalnych. Oczywiście nic na siłę i nie od razu na głęboką wodę (jak np. "The Return Of The Time" z DM V, będące remixem Rubycon, Part One i skontrastowanie tego utworu z oryginałem z 1975 roku). Albo... prezentację rozpocząć od Dream Mixes a potem przejść do "ogarniania" wybranych składanek TD. Jest ich całe multum. Samym składankom poświęciłem aż dwa wpisy na tym blogu - są to odpowiednio: Długi esej na temat kompilacji TD i Rozpiska będąca jego skrótową formą (nie uwzględnia "Boostera VI", który niedawno się ukazał).
    Tak jak każdy porządny tekst będący recenzją, tak i ten musi zawierać w sobie ocenę przedmiotu recenzji. Wszyscy dobrze wiedzą, że ja lubię zarówno stare TD (Baumannowskie jak i Schmoellingowskie) ale przyjemność też mi sprawiają dokonania post -1984. Do serii Dream Mixes raczej rzadko sięgam, jak już to przeważnie tylko do części 1szej, z 1995 (którą notabene posiadam w swojej kolekcji płyt). Ciężko mi sformułować ocenę. Nie jest to album wybitny ale też nie można powiedzieć iż jest to chała. Zwraca uwagę swoją nietypową formułą (określoną przeze mnie jako "megamix") jak i nowymi utworami (tymi kompletnie nowymi). Niestety nie mogę postawić 5tki gdyż są sporo lepsze albumy od DM IV. Na 3kę ten album również nie zasługuje bo jest za dobry. 3+ byłoby nieco krzywdzącą próbą kompromisu - Dream Mixes to odskocznia od tradycyjnego brzmienia TD, nawet odmłodzonego przez Jerome'a. Tu rządzi młodość. Ogniste, taneczne, świeże - oto słowa opisujące, dość dobrze, serię Dream Mixes. Całkiem udany mariaż TraDycji z nowoczesnością. Tak więc, jako TDek muszę wystawić ocenę dobrą (4). Nawet przyjemne ale w zasadzie nie powala na kolana. Ze zbliżonego okresu bardziej lubię, również rzadko słuchane przeze mnie ale posiadane w postaci oryginalnego kompaktu (wznowienie ale jednak ;)), "Inferno" z 2001. I właśnie ten album bardziej polecam zamiast DM IV z 2003. Zasługuje na osobny tekst na tym blogu, na coś więcej niż tylko takie krótkie wspomnienie.

Próbki dźwiękowe:

Na YT niestety nie ma nic z tego albumu poza:

"From Kiev With Love" - 7 minut, remix "Kiew Mission" z albumu "Exit" (1981)

Jako bonus dorzucam 1 utwór z "DM IV Bonus CD":

"Frenetic" - 4,5 minuty, zawiera fragmenty z albumu "Tangram" (1980)
   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz