piątek, 3 sierpnia 2012

12.04.2012 – "Tangram" z offtopem zwanym dygresją

Mój "wykład". Oczekuję tytułu profesorskiego z tangerynkologii xDD. Moja praca:

             "Mój opis na gg: "pastelowo-sekwencerowo-gitarowy Tangram! <3" (te <3 oznacza serce ) skłonił mnie do napisania czegoś więcej o tym albumie.
            Jak dla mnie Tangram to najbardziej bajkowa płyta TD. Niemalże kołysanka albo bajka na dobranoc. Dosyć mrocznawa zresztą. To nie jest mrok znany nam z Ricocheta czy Rubycona. To coś jakby postać tego złego z bajek dla dzieci - okropny, zły, paskudny bo ukradł pluszaka (a mógł zabić! ). Pojawia się czasem gitara Edgara. Zupełnie ona nie przeszkadza. W końcu to rock elektroniczny a cóż to za rock bez gitar(y) .
          Na dzieło to składają się dwa utwory, każdy złożony z kilku części. Zamiast utwory powinienem tu użyć określenia bardziej oddającego charakter tego złożenia: dwie suity. Usłyszeć tu można zarówno krótkie gitarowe brzdąknięcia, bajkowe niczym las elfów dźwięki (końcówka Tangram Set 1) jak i sekwencery. Muzycznie, album ten pokazuje nowy kierunek zespołu.
           W latach 1978 - 1979 Tangerine Dream krótko romansowali z rockiem progresywnym (szczególnie album Cyclone). W pewnym momencie, 1979-1980 nadchodzi nowa jakość. Oto do zespołu wkracza Johannes Schmoelling, kolejny kultowy "tedek". Albumy nagrane wraz z nim są sporo lżejsze i przystępniejsze dla słuchacza niż te za czasów Baumana. Zaczyna się droga ku el-popowi. Zespół modernizuje swoje brzmienie. Do głosu zaczyna dochodzić (powoli) technika cyfrowa. Wydaje mi się, iż szczytem "cyfryzacji" / "digitalizacji" muzyki TD jest album Optical Race z 1988 (słyszałem, że w większości, jeśli nie w całości powstał na komputerach Atari ST). Bądź co bądź - dzisiejsze TD nawet w połowie jest tak "prawdziwe" jak te z lat 80. - nie ma kultowego sprzętu. Zamiast tego dostajemy kilka ekraników z VST. Dlatego mimo wszystko cenię Schulza za to, że facet ma co pokazać :
. Mężczyzna wiekowy to i sprzęt również (Minimoog - na pewno wczesne lata 70; VCS 3 - 1973; KS używa go już od albumu Cyborg z wspomnianego roku).
        Wracając do Tangram, zespół złagodniał. Wciąż grał tajemniczo i ciekawie, mimo wszystko. Właściwie to sekwencery dominują na tej płycie. Nie ma tu jednak kanonad po 10-20 minut z niewielkimi zmianami a krótkie sekcje, po 3-5 minut każda. Bardzo dużo się dzieje. W Tangram Set II jest sekcja nieco brzmiąca jak hmm.. prototechno? W każdym razie mnie się tak to skojarzyło. Perkusji i brzmień podobnych nie ma tu wiele. Jest za to coś jakby fuga (gdzieś w Tangram Set 1) oraz piękna solówka na klawiszu (też Set 1).
         Ogólnie wydaje mi się, że Set 1 jest bardziej kunsztowny od Set 2. Nie mniej, w drugim utworze też są ciekawe momenty. Warto jednak posłuchać całości gdyż jest to ciekawy i miły dla ucha album. Bajkowo-pastelowe brzmienia są niejako zaproszeniem do Krainy Kwitnących Sekwencerów
. Jest to także album, który warto polecić nowicjuszowi - przecież nikt nie każe zaczynać od The Pink Years
        Płyta ta jest hitem zespołu, niestety niesłusznie pomijana na koncertach (21.09.2006 - Tempodrom, Berlin, jedyny raz zespół zagrał wycinek z tego albumu). Nie mówię tu o wersji Tangram 2008, gdyż to zupełnie inny album. Diametralnie inny. Myślę, że czas przerwać mój wykład. Z całego serca (i jedynego ucha ) polecam ten album. Każdemu - i nowemu, i staremu fanowi, do odkurzenia. Absolutnie kultowa pozycja (no, nie tak jak Phaedra), świetny początek nowej dekady. Zdecydowanie jestem na TAK, innej opcji zresztą nie ma . Zresztą tu nie trzeba gadać, tu trzeba słuchać! Kompakty / winyle w stosowny odtwarzacz i za ojczyznę! "


Okładka recenzowanego CD:

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz