2w1 takie ;) Schulzowe, co najważniejsze ;) Miłego czytania i ew. słuchania :>
" "The Dome Event"
(1993 Venture CD) - wyprawę na zajęcia dzisiaj rano Mistrz
uprzyjemniał mi zapisem swojego koncertu w kolońskiej Katedrze
(11.05.1991 - w piątek 21 rocznica! Trzeba uczcić! ;)). Jest to
wydawnictwo zupełnie odmienne od Royal Albert Hall 1 & 2. O ile
oba dzieła łączy rytmika i wykorzystanie sampli to jednak wciąż
różni je odmienny charakter. Koncert nieznacznie poprzedzający
moje narodziny nie wykorzystuje tak wielu sampli, nie są one tak
agresywnie poutykane "gdzie tylko się da". Właściwie to
tylko pierwsze 6-7 minut to kompozycja złożona z sampli a potem
Klaus bawi się sprzętem. Cały koncert jest jednym ciągiem
muzycznym, bez podziału na sety.
"Blackdance"
(1974) - powrót mi uprzyjemniał ten album. Wciąż słychać echo
poprzednich albumów - konstrukcja utworów nieco przypomina drony
zaprezentowane na "Cyborg" i "Irrlicht" jednakże
Mistrz dodaje coś więcej. Kompozycje zaczynają się zmieniać,
pojawia się dramaturgia, tak typowa dla Schulza. Utwory nabierają
życia. Słychać to np. w Ways Of Changes gdzie po krótkim dronie,
dołącza do niego gitara (?) by po kilku minutach utwór zmienił
się w duet - organy - perkusja. "Some Velvet
Phasing" zaś przypomina bardziej kawałki z "Cyborg" lecz jest rozwinięciem tego stylu.
Skupmy się teraz na ostatnim kawałku, "Voices of Syn". Jest to najdłuższa część tego krążka, zostawiona na sam koniec, jako danie głównie po dwóch przystawkach. Utwór zaczyna się dosyć dziwnie jak na Klausa bo od głosu do którego po jakimś czasie dołączają leniwie snujące się organy. Brzmi to tak, jakby śpiewak komenderował Schulzem i wskazywał mu swoim głosem jakimi dźwiękami ma nas czarować. Mamy już tu "prasekwencje" - nie brzmi to tak jak na "Timewind" czy "Moondawn" ale pewien schemat brzmieniowy da się wyczuć. Tak, można powiedzieć iż od tego momentu rodzi się właściwy styl KS. Od psychodelicznych organowych dronów aż po długie, snujące się kompozycje. Wpierw brzmiące poważnie lecz z lekka przyprawione szczyptą rocka a później coraz bardziej rozbudowane i skomplikowane.
Skupmy się teraz na ostatnim kawałku, "Voices of Syn". Jest to najdłuższa część tego krążka, zostawiona na sam koniec, jako danie głównie po dwóch przystawkach. Utwór zaczyna się dosyć dziwnie jak na Klausa bo od głosu do którego po jakimś czasie dołączają leniwie snujące się organy. Brzmi to tak, jakby śpiewak komenderował Schulzem i wskazywał mu swoim głosem jakimi dźwiękami ma nas czarować. Mamy już tu "prasekwencje" - nie brzmi to tak jak na "Timewind" czy "Moondawn" ale pewien schemat brzmieniowy da się wyczuć. Tak, można powiedzieć iż od tego momentu rodzi się właściwy styl KS. Od psychodelicznych organowych dronów aż po długie, snujące się kompozycje. Wpierw brzmiące poważnie lecz z lekka przyprawione szczyptą rocka a później coraz bardziej rozbudowane i skomplikowane.
O ile "Timewind"
i "Moondawn" mają swoją ustaloną pozycję i status wśród
fanów Mistrza osiadłego w Hambueren to wydaje mi się iż
"Blackdance" jest pomijany. A szkoda, gdyż jest to ważny
etap La Vie Electronique naszego weterana. Mam nadzieję iż ta
krótka recenzja przyczyni się do wzrostu zainteresowania tym
longplayem Boga Muzyki Elektronicznej. :)"
Blackdance (cały album) - 50 minut
Okładka "Blackdance" (linkowana ze strony Mistrza! :D)
The Dome Event (cały album) - 75 minut
Okładka "The Dome Event"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz