piątek, 3 sierpnia 2012

Podwójna (i niestety ostatnia jak na razie) recka - 09.05.2012: „The Dome Event” i „Blackdance” - Klaus Schulze [Remastered 30.12.2012]

 [Poprawiłem drobny błąd. Dopiero teraz go zauważyłem. Stąd te "remastered" w tytule. Odrobinę poszerzyłem by wszystko się jakoś trzymało przysłowiowej kupy. ;)]

2w1 takie ;) Schulzowe, co najważniejsze ;) Miłego czytania i ew. słuchania :>

         " "The Dome Event" (1993 Venture CD) - wyprawę na zajęcia dzisiaj rano Mistrz uprzyjemniał mi zapisem swojego koncertu w kolońskiej Katedrze (11.05.1991 - w piątek 21 rocznica! Trzeba uczcić! ;)). Jest to wydawnictwo zupełnie odmienne od Royal Albert Hall 1 & 2. O ile oba dzieła łączy rytmika i wykorzystanie sampli to jednak wciąż różni je odmienny charakter. Koncert nieznacznie poprzedzający moje narodziny nie wykorzystuje tak wielu sampli, nie są one tak agresywnie poutykane "gdzie tylko się da". Właściwie to tylko pierwsze 6-7 minut to kompozycja złożona z sampli a potem Klaus bawi się sprzętem. Cały koncert jest jednym ciągiem muzycznym, bez podziału na sety.
        "Blackdance" (1974) - powrót mi uprzyjemniał ten album. Wciąż słychać echo poprzednich albumów - konstrukcja utworów nieco przypomina drony zaprezentowane na "Cyborg" i "Irrlicht" jednakże Mistrz dodaje coś więcej. Kompozycje zaczynają się zmieniać, pojawia się dramaturgia, tak typowa dla Schulza. Utwory nabierają życia. Słychać to np. w Ways Of Changes gdzie po krótkim dronie, dołącza do niego gitara (?) by po kilku minutach utwór zmienił się w duet - organy - perkusja. "Some Velvet Phasing" zaś przypomina bardziej kawałki z "Cyborg" lecz jest rozwinięciem tego stylu. 
        Skupmy się teraz na ostatnim kawałku, "Voices of Syn". Jest to najdłuższa część tego krążka, zostawiona na sam koniec, jako danie głównie po dwóch przystawkach. Utwór zaczyna się dosyć dziwnie jak na Klausa bo od głosu do którego po jakimś czasie dołączają leniwie snujące się organy. Brzmi to tak, jakby śpiewak komenderował Schulzem i wskazywał mu swoim głosem jakimi dźwiękami ma nas czarować. Mamy już tu "prasekwencje" - nie brzmi to tak jak na "Timewind" czy "Moondawn" ale pewien schemat brzmieniowy da się wyczuć. Tak, można powiedzieć iż od tego momentu rodzi się właściwy styl KS. Od psychodelicznych organowych dronów aż po długie, snujące się kompozycje. Wpierw brzmiące poważnie lecz z lekka przyprawione szczyptą rocka a później coraz bardziej rozbudowane i skomplikowane.
        O ile "Timewind" i "Moondawn" mają swoją ustaloną pozycję i status wśród fanów Mistrza osiadłego w Hambueren to wydaje mi się iż "Blackdance" jest pomijany. A szkoda, gdyż jest to ważny etap La Vie Electronique naszego weterana. Mam nadzieję iż ta krótka recenzja przyczyni się do wzrostu zainteresowania tym longplayem Boga Muzyki Elektronicznej. :)"


Okładka "Blackdance" (linkowana ze strony Mistrza! :D)


Okładka "The Dome Event"


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz