"Witajcie. Dawno nie było
żadnej recenzji. Postanowiłem spróbować jeszcze raz. Tym razem z
grubej rury bo oto zabieram Was w podróż po Mandarynkowej stronie
mojego umysłu a konkretnie po LP „Phaedra” Tangerine Dream.
Album (i tytułowa
„Phaedra”) zaczyna się dźwiękiem który nas wsysa w wir
wydarzeń. Tu się błyska, tam śwista. Idziemy w Kosmos. Nasze
dusze lecą do... Berlina (xD). Później Wam wytłumaczę o co
chodzi. Wessani przysłuchujemy się bąbelkowatemu sekwencerowi.
Bąbli aż miło ;) Czuć nieco jakby jakieś duchy zawodziły. Coś
się porusza, świszcze. Zmienna nastrój osiąga wartość
„tajemniczy”. Coś się zbliża wielkimi krokami. Dźwięk jest
lodowato chłodny. Aż słyszymy błyszczące się kryształki.
Zmienia się sekwencer ale tylko nieco. Wchodzimy w nadprzestrzeń.
Duchy zawodzą i jęczą. Duchy? Nein. To tylko nasi 3 chłopcy –
Edgar, Chris i Peter. Bawią się razem sprzętami. 3:40 – epickie
dźwięki czas zacząć. Mellotron. Duchy wchodzą w naszą
rzeczywistość. Zawodzą przy tym i jednocześnie się morfują. A
my dryfujemy z nimi po Berlinosferze. Często skręcamy i zmieniamy
trajektorię lotu naszych dusz gdyż melodia ulega zmianom. Znowu
bąbli (5:51). Chyba jesteśmy blisko. Zbliża się kulminacja?
W
każdym razie stajemy przed obliczem Phaedry która zgarnia nasze
powłoki eteryczne. Welcome To The Machine. I wprowadza nas do
studia. Chłopaki pracują. Tfu.. nie „chłopaki” a „Bogowie”.
Słyszymy jak wykuwają Berlin. 7:40 – ktoś tu wierci i obrabia
materiał. Sekwencery coraz bardziej pulsują. Wszystko wiruje. Widok
przed naszymi oczami zlewa się z rzeczywistością. Czy to sen, czy
jawa? Mroczno wszędzie ale Oni maja pieczę nad Berlinem. 9 minuta –
chyba się już wykuł. Pracują jak opętani i szlifują swoje
dzieło. Duchy błogosławią Berlin. 10 minuta. Coś uderza. Nikt
nie wierci, nie pracuje. To Berlin. W kompletnej ciszy i otoczeni
Tajemnicą której niegodni śmiertelnicy nie są w stanie pojąć,
Kowale obrabiają Berlin. Nagle, Duchy wirują i przenikają przez
Niego. Misterium Berlińskie dobiega końca. Materiał został
uduchowiony. Delikatne dźwięki, niczym organy podczas mszy,
towarzyszą przez chwilę duchom. Kosmos. Otacza nas wszystkich.
Należymy do Niego. To z Niego pochodzi Berlin. Kosmos. Źródło
wszelkiego el-muzycznego Stworzenia. 14:20 – Kosmos się gniewa,
pomrukuje. Berlin pęka. Delikatne uderzenia klawiszy oddają dźwięk
Jego odłamków uderzających delikatnie i tajemniczo w naszą
planetę. Powstała więź między Ziemią a Kosmosem. Narodziła się
Klasyczna Muzyka Elektroniczna, często utożsamiana ze Szkołą
Berlińską.
Drugi utwór na płycie,
„Mysterious Semblance At The Strand Of Nightmares” jest solowym
dziełem Edgara. Uderza on nasze uszy wiatrem i smaga je mellotronem
poddanym różnym efektom. Całość jest tajemnicza ale przejmująca.
Nieco pogrzmiewa – czyżby el-burza? W każdym razie el-wicher
szaleje. A może jednak to el-bagno? Cały czas mamy poczucie, że
Edgar umie grać na skrzypcach. Ale to tylko melotron. Ok. 5:30
doświadczamy wizji. Przemijają przed naszymi oczami duchy. Bije od
nich aura dźwięku. Dochodzi do konfrontacji. Pozornej gdyż
nadprzestrzeń bulgocze, grozi wybuchem a my się przemieszczamy
tunelem między Ziemią a Kosmosem. Wokół nas przemieszczają się
duchy innych żądnych wrażeń istot z gatunku homo sapiens. 8:03 –
jesteśmy coraz bliżej wrót do krainy Mandarynkami i Berlinem
płynącej.. 9:27 – przekraczamy je wraz z duchami. Wsysa nas przez
Bramę Jupitera. Wchodzimy do Berlina. Jesteśmy w Reichu. Home sweet
home :>.
Lecz to nie koniec albumu
a więc i naszej podróży. Słyszymy szuranie i głośne szumy.
„Movements Of A Visionary” opowiada o … sposobie chodzenia
Mistrza. Oprowadza on nas niczym Święty Piotr. Jesteśmy w
Berlinomobilu (xD) i lecimy przez Berlin. Z radia leci muzyczka (ok.
1:52). (xD). Szumy nie ustają. Ptaszki ćwierkają (?). Silnych
prycha i w ogóle jest nieciekawie. Odpalamy bestię i oddajemy się
Morfeuszowi. Zapadamy w sen. 3:00 – Edgar i spółka zaprogramowali
nas i doskonale wiemy co mamy śnić. Śnimy Mandarynkowym Snem.
Mętlik w głowie, odczuwamy niepokój. Tyle wrażeń, tyle bodźców.
O, Kryształowa Sala! Podczas naszego przejazdu słyszymy migotanie
kryształków Berlinu. Wjeżdzamy w Otchłań. Albo jesteśmy coraz
bliżej. Mamy paliwa tylko na 3 minuty. Jeśli nie przejedziemy –
Otchłań nas pochłonie. Wszędzie mrok. Cały czas coś stuka i
śwista. Przejeżdżamy po kryształkach. Koła Berlinomobilu
wybijają rytm. Coraz cichszy zresztą. Czyżbyśmy mieli umrzeć?
Przy błysku kryształków Berlinomobil się rozpada. Umieramy
pochłonięci przez Otchłań.
„Sequent 'C'” jest
grane na naszą cześć. Smutny, poważny kawałek na flet. Podczas
gdy my jesteśmy wsysani w Otchłań, Peter Baumann gra ten utwór.
Nikt nie reaguje. Nasze dusze opuszczają nasze ciała i zasilają
Berlin. Staliśmy się częścią Kosmosu. Melodia cichnie.
Zostaliśmy wessani.
Phaedra (cały album)
Okładka:
Podobają mi się Twoje recenzje. Są napisane porządnie i ciekawym językiem, rzeczywiście można się czegoś o muzyce dowiedzieć a nie tylko dowiedzieć, że coś jest warte przesłuchania lub nie. Myślę, że powinieneś się na tym blogu skupić, przede wszystkim dla siebie żeby mieć miłe zajęcie, a przy okazji poszukać innych blogujących osób prowadzących strony o muzyce. Będziecie mogli wymieniać się profesjonalnymi opiniami.:)
OdpowiedzUsuń