piątek, 3 sierpnia 2012

03.08.2012 - "Phaedra" czyli OOPE

Napisałem nową "recenzję". OOPE czyli Out Of Paci Experience. W kompletnej ciszy i ciemności wysłuchałem tej płyty. Spisałem wszystko, co mi wpadło bo głowy podczas "sesji". Ot taka ćpunska wizja ;) Będzie dziwnie, od czapy, psychodelicznie, głupio i przede wszystkim Phaedrycznie xD

           "Witajcie. Dawno nie było żadnej recenzji. Postanowiłem spróbować jeszcze raz. Tym razem z grubej rury bo oto zabieram Was w podróż po Mandarynkowej stronie mojego umysłu a konkretnie po LP „Phaedra” Tangerine Dream.
             Album (i tytułowa „Phaedra”) zaczyna się dźwiękiem który nas wsysa w wir wydarzeń. Tu się błyska, tam śwista. Idziemy w Kosmos. Nasze dusze lecą do... Berlina (xD). Później Wam wytłumaczę o co chodzi. Wessani przysłuchujemy się bąbelkowatemu sekwencerowi. Bąbli aż miło ;) Czuć nieco jakby jakieś duchy zawodziły. Coś się porusza, świszcze. Zmienna nastrój osiąga wartość „tajemniczy”. Coś się zbliża wielkimi krokami. Dźwięk jest lodowato chłodny. Aż słyszymy błyszczące się kryształki. Zmienia się sekwencer ale tylko nieco. Wchodzimy w nadprzestrzeń. Duchy zawodzą i jęczą. Duchy? Nein. To tylko nasi 3 chłopcy – Edgar, Chris i Peter. Bawią się razem sprzętami. 3:40 – epickie dźwięki czas zacząć. Mellotron. Duchy wchodzą w naszą rzeczywistość. Zawodzą przy tym i jednocześnie się morfują. A my dryfujemy z nimi po Berlinosferze. Często skręcamy i zmieniamy trajektorię lotu naszych dusz gdyż melodia ulega zmianom. Znowu bąbli (5:51). Chyba jesteśmy blisko. Zbliża się kulminacja? 
           W każdym razie stajemy przed obliczem Phaedry która zgarnia nasze powłoki eteryczne. Welcome To The Machine. I wprowadza nas do studia. Chłopaki pracują. Tfu.. nie „chłopaki” a „Bogowie”. Słyszymy jak wykuwają Berlin. 7:40 – ktoś tu wierci i obrabia materiał. Sekwencery coraz bardziej pulsują. Wszystko wiruje. Widok przed naszymi oczami zlewa się z rzeczywistością. Czy to sen, czy jawa? Mroczno wszędzie ale Oni maja pieczę nad Berlinem. 9 minuta – chyba się już wykuł. Pracują jak opętani i szlifują swoje dzieło. Duchy błogosławią Berlin. 10 minuta. Coś uderza. Nikt nie wierci, nie pracuje. To Berlin. W kompletnej ciszy i otoczeni Tajemnicą której niegodni śmiertelnicy nie są w stanie pojąć, Kowale obrabiają Berlin. Nagle, Duchy wirują i przenikają przez Niego. Misterium Berlińskie dobiega końca. Materiał został uduchowiony. Delikatne dźwięki, niczym organy podczas mszy, towarzyszą przez chwilę duchom. Kosmos. Otacza nas wszystkich. Należymy do Niego. To z Niego pochodzi Berlin. Kosmos. Źródło wszelkiego el-muzycznego Stworzenia. 14:20 – Kosmos się gniewa, pomrukuje. Berlin pęka. Delikatne uderzenia klawiszy oddają dźwięk Jego odłamków uderzających delikatnie i tajemniczo w naszą planetę. Powstała więź między Ziemią a Kosmosem. Narodziła się Klasyczna Muzyka Elektroniczna, często utożsamiana ze Szkołą Berlińską.

           Drugi utwór na płycie, „Mysterious Semblance At The Strand Of Nightmares” jest solowym dziełem Edgara. Uderza on nasze uszy wiatrem i smaga je mellotronem poddanym różnym efektom. Całość jest tajemnicza ale przejmująca. Nieco pogrzmiewa – czyżby el-burza? W każdym razie el-wicher szaleje. A może jednak to el-bagno? Cały czas mamy poczucie, że Edgar umie grać na skrzypcach. Ale to tylko melotron. Ok. 5:30 doświadczamy wizji. Przemijają przed naszymi oczami duchy. Bije od nich aura dźwięku. Dochodzi do konfrontacji. Pozornej gdyż nadprzestrzeń bulgocze, grozi wybuchem a my się przemieszczamy tunelem między Ziemią a Kosmosem. Wokół nas przemieszczają się duchy innych żądnych wrażeń istot z gatunku homo sapiens. 8:03 – jesteśmy coraz bliżej wrót do krainy Mandarynkami i Berlinem płynącej.. 9:27 – przekraczamy je wraz z duchami. Wsysa nas przez Bramę Jupitera. Wchodzimy do Berlina. Jesteśmy w Reichu. Home sweet home :>. 
            Lecz to nie koniec albumu a więc i naszej podróży. Słyszymy szuranie i głośne szumy. „Movements Of A Visionary” opowiada o … sposobie chodzenia Mistrza. Oprowadza on nas niczym Święty Piotr. Jesteśmy w Berlinomobilu (xD) i lecimy przez Berlin. Z radia leci muzyczka (ok. 1:52). (xD). Szumy nie ustają. Ptaszki ćwierkają (?). Silnych prycha i w ogóle jest nieciekawie. Odpalamy bestię i oddajemy się Morfeuszowi. Zapadamy w sen. 3:00 – Edgar i spółka zaprogramowali nas i doskonale wiemy co mamy śnić. Śnimy Mandarynkowym Snem. Mętlik w głowie, odczuwamy niepokój. Tyle wrażeń, tyle bodźców. O, Kryształowa Sala! Podczas naszego przejazdu słyszymy migotanie kryształków Berlinu. Wjeżdzamy w Otchłań. Albo jesteśmy coraz bliżej. Mamy paliwa tylko na 3 minuty. Jeśli nie przejedziemy – Otchłań nas pochłonie. Wszędzie mrok. Cały czas coś stuka i śwista. Przejeżdżamy po kryształkach. Koła Berlinomobilu wybijają rytm. Coraz cichszy zresztą. Czyżbyśmy mieli umrzeć? Przy błysku kryształków Berlinomobil się rozpada. Umieramy pochłonięci przez Otchłań.
       „Sequent 'C'” jest grane na naszą cześć. Smutny, poważny kawałek na flet. Podczas gdy my jesteśmy wsysani w Otchłań, Peter Baumann gra ten utwór. Nikt nie reaguje. Nasze dusze opuszczają nasze ciała i zasilają Berlin. Staliśmy się częścią Kosmosu. Melodia cichnie. Zostaliśmy wessani.
 

Phaedra (cały album)

Okładka:

1 komentarz:

  1. Podobają mi się Twoje recenzje. Są napisane porządnie i ciekawym językiem, rzeczywiście można się czegoś o muzyce dowiedzieć a nie tylko dowiedzieć, że coś jest warte przesłuchania lub nie. Myślę, że powinieneś się na tym blogu skupić, przede wszystkim dla siebie żeby mieć miłe zajęcie, a przy okazji poszukać innych blogujących osób prowadzących strony o muzyce. Będziecie mogli wymieniać się profesjonalnymi opiniami.:)

    OdpowiedzUsuń