sobota, 25 października 2014

"Exit" czyli Mandarynkowe Wyjście czy może raczej Wejście? - 24/25.10.2014

Dzisiaj (a w sumie raczej jutro gdyż 99% tego tekstu powstało 25.10) przedmiotem recenzji jest album Tangerine Dream "Exit" z 1981 roku. Era Virginowska zbliża się ku końcowi. Zespół coraz bardziej idzie w instrumenty cyfrowe (ale jeszcze nie wirtualne - te dopiero, z tego co wiem, pojawią się na albumie "Optical Race" z 1988, "grane" na komputerze Atari ST). W trakcie tej ery przemianie uległy koncerty grane przez zespół - od improwizowanych orgii dźwięków do stałej listy utworów granych mniej więcej podobnie przez całą trasę (ze sporą ilością nowych utworów). Erę "Live! Improvised!" (tytuł jednego z wielu bootlegów zawierających nagrania ze słynnego koncertu TD z katedry Notre Dame z grudnia 1974 roku) wieńczą dwa koncerty, bodajże z 31.01.1980. Są to ostatnie improwizowane występy zespołu, stanowiące przy okazji mandarynkowy debiut Johannesa Schmoellinga (niezapomniane fortepianowe solo na Quichotte Part One!). Część z tego pojawiła się na albumie "Tangram" i na koncertowym "Quichotte" (zwanym także "Pergamon"). Od 1980 roku, na dłuższy czas bo aż do 1983 roku, zadomowił się jeden z utworów z dzisiejszej płyty - "Choronzon". Grany był na bis, bardzo długi zresztą. Znane są wykonania trwające aż 12-13 minut (studyjna wersja trwa 4 minuty) !

Album "Exit", poza swoistym wejściem i Wyjściem ma także polityczną odsłonę i interpretację. Jest to wezwanie do zakończenia Zimnej Wojny i zbrojeń nuklearnych. Lider zespołu, Edgar Froese, posunął się nawet do zaaranżowania darmowych egzemplarzy albumu dla Rosjan, od ludzi mających pewną władzę i miejsce w politycznej strukturze aż po zwykłych, szarych obywateli. Odbył się nawet koncert na rzecz rozbrojenia (29.08.1981, na kilka dni przed premierą "Exit"). Nie jest to zresztą pierwszy polityczny incydent zespołu w tych czasach. Ale nie jest to tematyką niniejszego tekstu.

Płytę tworzy 6 utworów. W oczy rzucają się ich czasy trwania - najdłuższy ma 9 minut. Cały album zaś trwa 36,5 minuty. Brzmienie jest także inne - nawet pod koniec lat 70. nikt nie spodziewałby się usłyszeć tak pozytywnego utworu jak "Choronzon". Od tej pory, z rzadkimi przerwami (np. "Poland" z 1984 - 4x 20 minut czy "Live Miles" z 1988 - 2x 30 minut), utwory TD stają się zdecydowanie krótsze. Sam zespół także zaczął zyskiwać większe rzesze fanów dzięki nowemu środkowi przekazu - soundtrackom do filmów (jeden z najbardziej znanych - "Thief" z 1981).

Okładka albumu tylko w wersji amerykańskiej (1989) nawiązuje do tytułowego "Wyjścia". Wersja Virginowska z 1995 ma paskudną, niezwiązaną z albumem okładkę. Najwyżej przypomina widok zza krat na Księżyc i niebo. Jakoś średnio mi to pasuje do klimatu tej płyty. Przy okazji, jest to jeden z najtrudniej dostępnych albumów Virginowskich TD.


(Okładka wyd. USA, 1989)

 (Okładka wyd. Virginowskiego, 1995)


Po dość obfitym w informacje wstępie, czas na właściwą część niniejszego tekstu. Niestety nie ma dobrego filmu na YT z całością albumu, więc będę załączał do każdego akapitu "jego" utwór.

Pierwszy utwór na "Exit" to "Kiew Mission" czyli Misja Kijowska. Utwór rozpoczyna się od uderzeń w perkusję, coś na kształt gongów a potem syntezatorowych "szeptów". Wchodzi perkusyjny rytm i "drgania". Jeszcze w 1szej minucie pojawia się sekwencerowy rytm, ubogacony oczywiście przez klawisze. Całość brzmi dość epicko, niczym muzyka dla jakiegoś superbohatera. W utwór wpleciony jest także rosyjski tekst (za Voices In The Net: jest on o pokoju i komunikacji). Warto wspomnieć iż ten utwór w wersji wokalnej pojawił się tylko na wspomnianym wcześniej koncercie na rzecz rozbrojenia. Po fragmencie wokalnym, zmianie uległa partia klawiszowa. Sekwencer powraca pod koniec 3 minuty. W 4,5 minucie mamy przejście do kolejnej sekcji utworu. Podobnie brzmią niektóre fragmenty "Poland", tak zimowo i tajemniczo. Druga sekcja "Kiew Mission" ma konstrukcję podobną do poprzedniej - także jest wspierana przez sekwencer (?) a główną rolę grają klawisze i melodie wygrywane przez muzyków. W niej nie pojawia się żaden głos (poza "głosopodobnymi" dźwiękami z syntezatorów). W pewnym momencie, w 8 minucie rozpoczyna się trzecia część - tajemnicze pomruki, zarówno "wokalne" jak i syntezatorów. "Wycie" trwa zaledwie krótką chwilę i na koniec powraca motyw z drugiej sekcji. Wybaczcie braki i pewną ubogość tego tekstu - w takich utworach jakoś nie ma (wiele) miejsca na moje wizje. :)


(Kiew Mission, wersja studyjna, 1981)

Drugi utwór nosi tytuł "Pilots Of Purple Twilight" (Piloci Fioletowego Zmierzchu). Jest to dość rytmiczna, chociaż monotonna kompozycja. Sekwencer brzmi niczym silnik pojazdu tytułowych Pilotów. Całość sprawia charakter zapisu dźwiękowego pracy ich maszynerii. Dopiero później robi się trochę ciekawiej. Z drugiej strony, tło, to, co jest "pod spodem", "z tyłu" w tym utworze jest nieco hipnotyzujące. W późniejszej części mamy także dźwiękowy opis ich manewrów. Warto wspomnieć iż zespół grywał ten utwór w ramach koncertów w USA w 1986.


(Pilots Of Purple Twilight, wersja studyjna, 1981)


Trzeci kawałek - Choronzon! Otwiera go bardzo rytmiczna perkusja. Jest to krótki ale żywy kawałek. Grany od 1980 roku, na płycie uległ przede wszystkim skróceniu (wspomniałem iż potrafili go "bisować" przez 12-13 minut? :)). Trochę (?) zbyt wesoły w tym zbiorze kompozycji studyjnych. Jest to najweselszy i najrytmiczniejszy oraz najżywszy utwór na płycie "Exit". Wersje koncertowe brzmiały dość podobnie do tej studyjnej (1980-1981 - na bis, 1982-1983 - w ramach 1szej części koncertu). Końcówka brzmi jakby utwór się "posypał", "rozwalił". Jeden z klasyków zespołu, tak jak np. Logos (Velvet Part) (o którym wspomniałem w tym tekście ).


(Choronzon, wersja studyjna, 1981)

Czwarty utwór to utwór tytułowy - "Exit". Rozpoczyna się od hipnotyzującej sekwencji dźwięków (w tym czegoś w rodzaju "trzaskających drzwi"). W 53 sekundzie wchodzą klawisze. Utwór stylistycznie (zwłaszcza partia klawiszowa) kojarzyć się może z "Kiew Mission", pierwszym utworze na tej płycie. W 2:15 mamy bardzo ciekawą partię. Szybka, rytmiczna a tło wciąż jest identyczne. Czyżby zespół uwięził się we własnym utworze? Wejść weszli ale potem nie mogli wyjść? Czy wszechmocne TD stać tylko na dogrywanie "efektów specjalnych" do jednostajnego tła? Wbrew pozorom to nie jest zły kawałek. Trochę się w nim dzieje. Utwór bardzo rzadko grany na koncertach, z takich głośniejszych wykonań - koncerty w 1997 i 2010 (koncert w Lizbonie, jedyny na jakim grali ten utwór).


(Exit, wersja studyjna, 1981)

Kolejny utwór to "Network 23". Tajemniczy, dziwny początek prowadzi nas do utworu bardziej w stylu Choronzon. Oba te utwory zostały sparowane razem na 7" singlu. Zdecydowanie mają potencjał. "Network 23" sprawia wrażenie żywszego i bardziej zmiennego niż "Choronzon". Zawiera sporo ciekawych efektów dźwiękowych. Troche takie Mandarynkowe disco. Można się do tego poruszać ale zalecana jest Elektroniczna Medytacja (Łapiecie? To jest polskie tłumaczenie tytułu ich debiutanckiego albumu) Nigdy nie był grany na koncertach (a szkoda).



(Network 23, wersja studyjna, 1981)

Czas na ostatni utwór - "Remote Viewing". Zaczyna się bardzo tajemniczo i groźnie. Brzmi jakby jakaś elektroniczna muzyka z horroru. Z każdym dźwiękiem oczekujemy potwór z piekła rodem. Groza i napięcie rośnie. Strach się bać. W drugiej minucie chyba Coś zaczyna się wykształcać z tego utworu. W 2,5 minucie mamy wejście sekwencera i "gwizdanych" klawiszy. Mimo pewnej dozy pozytywności, utwór wciąż zachowuje swoją tajemniczą twarz. Utwór poddaje się powolnej ewolucji. Z koszmaru z Ulicy Mandarynkowej utwór przerodził się w miłe dla ucha plumkanie. Elektroniczne Brzydkie Kaczątko? Jest to kolejny utwór z niby-zakończeniem. Jest ono w pewnym sensie urwane. Utwór "wyszedł" a my zastanawiamy się czy to naprawdę koniec? A może nasza płyta jest uszkodzona? :) Dalsze rozważania nad tą kwestią pozostawiam czytelnikom. :)


(Remote Viewing, wersja studyjna, 1981)

Nie jest to zły album. Jest on zauważalnie odmienny od swojego poprzednika, "Tangram". Pokazuje on nową stylistykę zespołu i kierunek zmian. Nie oznacza to oczywiście iż Tangerine Dream nie będą komponować dłuższych utworów (np. "Mojave Plan" z "White Eagle", 1982). Więcej rytmu, automatów perkusyjnych i sekwencerów. Pewnego rodzaju podsumowaniem tej ery w historii brzmienia TD jest koncertowy album "Poland" (chociaż wydany w 1984 w ramach tzw. The Blue Years ale muzyka, formalnie rzecz biorąc, jest jeszcze Virginowska). Jest to album wyjątkowy gdyż wskazuje na zmiany w muzyce zespołu. Przynosi kilka perełek do wielkiej składnicy "fajnych kawałków" TD (chociaż tak na dobrą sprawę, chyba tylko "Choronzon" się ostał w niej na dobre - reszta to "fajne ale w odsłuchu całej płyty a pojedynczo raczej tylko na koncertach"). Nie jest to wybitny album i zespół nawet w tym okresie nagrał lepsze (np. wspomniany przeze mnie "Logos" z 1982) to nie można powiedzieć o nim, że jest zły. Na miano przeciętnego również nie zasługuje. Po prostu dobry. Co wyszło z Wyjścia? 4* i nic więcej.

Recenzja ta byłaby niekompletna bez udzielenia odpowiedzi na pytanie postawione w jej tytule. Wbrew tytułowi, jest to raczej wejście. Wejście w nowe brzmienie - bardziej zrytmizowane i w formie strawniejszej dla człowieka (nie każdy lubi wielkie 20-30 minutowe monstra ;)). A dlaczego "Exit" a nie Entrance? Po pierwsze - wiedzieli, że nazwę "zaklepie" Klaus Schulze ("En=Trance", 1988) ;) Po drugie - powody polityczne. "Wyjście" z ery zimnej wojny, z ery nuklearnego niepokoju, atomowej niepewności jutra.

W ten sposób przekazałem wszystko, co chciałem przekazać w niniejszym tekście. Zatem żegnam się z Wami moi Czytelnicy i zostawiam Was w niepewności co do mojego kolejnego tekstu. Nigdy niewiadomo czy będę chciał coś jeszcze napisać. :)

PS. Zastosowałem nowe formatowanie tekstu - wyjustowana całość, bez wcięć jako "wejście" akapitu i linijka odstępu między akapitami. Mam nadzieję, że teraz jest czytelniej i w ogóle lepiej. :)

PS2: Przy pisaniu tekstu korzystałem z nieocenionego źródła wiedzy o TD jakim jest VITN (Voices In The Net) .

PS3: Edytowałem tego posta - dodałem filmik z Remote Viewing. Zapomniałem tego zrobić w trakcie pisania. Przepraszam.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz