czwartek, 20 listopada 2014

20.11.2014 - Urodzinowy Tygrys (wyskakujący z pudełka dla Dominiki :>)

Już przy opisie "Underwater Sunlight" obiecałem napisać o albumie "Tyger" (Tangerine Dream, 1987). Pewnie ciągnęłoby się to za mną długo, tak długo jak np. "Ze Słowem Biegnę Do Ciebie" (SBB, 1978). Dzisiejsza recenzja jest związana z bardzo miły splotem wydarzeń - wczorajsza rozmowa z koleżanką na FB i dzisiejsze jej urodziny. Jest to kolejna recenzja z dedykacją. 100 (najlepiej mandarynkowych :P) lat dla Ciebie Tygrysico Dominiko :D Mam nadzieję, że jesteś / będziesz zadowolona z prezentu ode mnie. :)

"Tyger" istnieje w dwóch odmianach. Oryginalnej z 1987 , odkrytej przez Edgara Froese, Chrisa Franke i Paula Haslingera oraz zremixowanej z 1992 roku (prawdopodobnie przez Edgara Froese razem z jego synem, Jerome). Odmiana oryginalna jest ostatnim gatunkiem odkrytym przez Chrisa Franke. "Tyger" jest ostatnim albumem TD z jego udziałem. Ostateczne pożegnanie nastąpiło 1 sierpnia 1987 roku (tak ze 2 miesiące po wydaniu "Tyger") w Berlinie. Zespół dał unikatowy koncert tego dnia - zagrali mnóstwo kawałków po raz pierwszy i jedyny (np. singlowy b-side - Dolphin Smile czy Tiergarten ("Le Parc", 1985). Część z tego koncertu w postaci zremixowanej została umieszczona na albumie "Live Miles" (1988).

W swoich szerokich zbiorach dyskograficznych posiadam obie znane odmiany Tygrysa Mandarynkowego. Tekst ten jest poświęcony tylko tej oryginalnej.

Okładka oryginalnego wydania CD (1987)


Okładka przedstawia piękne logo zespołu. Późniejsza jej wariacja stała się logiem zespołu w latach 90 (The TDI Years). Całość jest dość skromna i minimalistyczna. Spiżowy monument dla boskiego TD. Może też oznaczać: Tylko Dominika :D

Płyta składa się z 4 utworów oraz dwóch bonusowych (połączonych w jeden). Bonus jest tylko w wydaniu CD. Albumowi też towarzyszył singiel. Wersja skrócona, singlowa została dołączona do wydania z 2012 (po raz pierwszy na CD).

Recenzja zostanie napisana na podstawie plików FLAC (oczywiście mono) zgranych z mojej oryginalnej płyty (wyd. 1987, Jive-Electro).

"Tyger" - cały album - pod tym linkiem znajduje się cały album (wersja oryginalna, 1987). Zawiera także dwuczęściowego bonusa.

Płytę otwiera tytułowy "Tyger". Rozpoczyna się dość skromnie i minimalistycznie. Po chwili wchodzi kobiecy wokal. Jest delikatny ale śpiewa z wyczuciem. Słychać, że wokalistka wczuła się. Tekstem piosenki jest wiersz Williama Blake'a (którego podziwia Edgar). Po pierwszej minucie wchodzi delikatna, automatyczna perkusja, która towarzyszy nam cały czas. Utwór jest kruchy ale piękny. Jest mnóstwo cichych, delikatnych smaczków, które łatwo pominąć. Minimalistyczna odsłona piękna. "Tygrys" jest tak piękny jak koleżanka z roku dla której prezentem jest niniejsza recenzja. :)

Drugim utworem jest "London". Jest to najdłuższy kawałek na tej płycie - 14,5 minuty. Otwiera go fortepian wzmocniony syntezatorowymi, cichymi "chórkami". Pełna elektronika wchodzi w 40 sekundzie. Lekko tajemnicze stukoty klawiszowe i po wejściu perkusji wchodzi wokal. Utwór jest rytmiczny ale bez przegięć. Czuć iż jest osadzony w podobnym klimacie co poprzedni. Tekst "London" jest z adaptacji 4 wierszy wspomnianego Williama Blake'a. Wokalistka, tak samo jak w tytułowym utworze, mocno się wczuwa. W 4 minucie wchodzi jedna z moich ulubionych części tej piosenki: 

"



Children of a future age
Reading this indignant page
Know that in a former time
Love, sweet love was thought a crime
"
(Dzieci wieku przyszłego,
czytające tą oburzącą stronę
niech wiedzą iż w czasach minionych
miłość, słodka miłość, była uważana za zbrodnię
- również moje tłumaczenie)
 
(Przepraszam, formatowanie się coś popsuło - awarie same w tym kraju ;))
 
Po tej części następuje dłuższy instrumentalny popis. Po nim nadchodzi kolejna część wokalna. Motywy (i wiersze) zmieniają się płynnie, bez przerw. W 7 minucie mamy ostatnią część śpiewaną w tej piosence. Niesamowity wokal:

"Then am I a happy fly
If I live [tu wokalistka śpiewa wesoło] or if I die [a tą część już tajemniczo, z nutką grozy]"
 
(Jestem więc szczęśliwą muchą, żywa lub martwa  - moje tłumaczenie)
 
Ok. 8.30 muzyka brzmi jakby utwór się miał kończyć lecz przeradza się w coś innego. Wchodzi troszkę ambientopodobna część, taka plama dźwiękowa. Po około minucie wchodzi perkusja i gitara (na pewno?). Pojawia się też sekwencer lub ktoś tak szybko gra (ok. 10.30) zaś w 11 minucie wchodzi wyraźniejsza i bardziej słyszalna partia gitarowa (oczywiście gra na niej maestro Froese). Zespół przedłuża utwór i pozwala wyszumieć się Edkowi na gitarze. :) Ostatnia minuta utworu przywodzi na myśl nic innego jak "Tyger" i jego stylistykę. Nie jest to jednak ten sam motyw.

Trzecia kompozycja zamieszczona na tym albumie to "Alchemy Of The Heart". Jest tylko o 2 minuty krótsza niż utwór poprzedni. Rozpoczyna się od perkusji, wchodzącej coraz głośniej. Po 30 sekundach wchodzi fortepian. Całość brzmi troszkę dziwnie - nowoczesność zespolona z klasyką. Po chwili słychać iż grają co najmniej dwie osoby. Utwór intryguje i wciąga. Zachęca do dalszego słuchania. Słychać iż muzycy są dobrze wyszkoleni i wprawni. Muzyka się komplikuje i rozwija. W zasadzie z każdą sekundą, powtórzeniem motywu dodawane jest coś nowego. W 3 minucie następuje gwałtowne zatrzymanie. Muzyka zmienia swoje brzmienie. Staje się bardziej elektroniczna niż "elektroklasyczna". Wciąż jednak pojawia się fortepian (na tle dziwnych dźwięków i perkusji). Pod koniec 4 minuty pojawia się więcej perkusji. Nie ma tu już minimalizmu ale wciąż jest to piękna kompozycja.  6.30 - dominacja elektroniki. Senny, magiczny pasaż udekorowany tajemniczymi dźwiękami. Pod koniec 7 minuty wciąż jesteśmy świadkami Alchemii Serca. Muzyka jest troszkę romantyczna (mam na myśli tą część od 6.30). Idealna do marzenia o pięknych koleżankach (w tym o Dominice ;)). Razem z chłopakami z TD wspólnie marzymy o naszych wybrankach. :) Ta część kompozycji opiewa ich wdzięki. Cały czas jest sennie i marzycielsko. Rozmarzone dźwięki płyną leniwie. W 11 minucie się lekko zmienia i mamy powrót fortepianu. Skromny ale majestatyczny. Rozmarzony, romantyczny. Pięknie wieńczy utwór. Ostatni dźwięk jest lekko zaskakujący. W całym utworze nie pojawiło się ani jedno słowo. Jest to kompozycja czysto instrumentalna.

Przedostatnim utworem jest "Smile". Mam nadzieję, że jest równie piękny jak uśmiech Dominiki. :)
Rozpoczyna się trikiem podobnym do "Alchemy Of The Heart". W dojrzałej formie mamy sekwencer i ciche klawisze. Utwór ma bardzo tajemniczą wymowę. W 1.30 wchodzi perkusja a chwilę po niej - wokal. Znowu jest oparty o tekst wiersza W. Blake'a. Utwór jest szybki ale dzięki sekwencerowi. Sam w sobie jest dość powolny. Brzmi dość nudno i monotematycznie. Jednak uśmiech (i nie tylko on :P) mojej koleżanki jest zdecydowanie piękniejszy. :) Ok. 3.30 wchodzi instrumentalna partia klawiszowa ale nie jest za bardzo ciekawa. Jest to jeden z kawałków którego się nie słucha oddzielnie tylko w ramach całej płyty. Bardzo słaba kompozycja, w przeciwieństwie do Pięknej. :)

Ostatni utwór nosi tytuł "21st Century Common Man". Jest to dwuczęściowy bonus track dla wydania CD (występuje jako jedna ścieżka na płycie). Trwa 9 minut i rozpoczyna się od razu rytmicznie. Po chwili się robi jeszcze szybszy. Jest najbardziej rytmiczną kompozycją na tej płycie. Klimatem nie bardzo pasuje do całości. Jest zupełnie odmienna od pozostałych utworów. Nie oznacza to iż ten utwór jest zupełnie zły. Poniekąd jest to utwór, który można ulokować pomiędzy "Tyger" (1987) a następną płytę zespołu - "Optical Race" (1988). Po 4 minutach od początku, część pierwsza się kończy w sposób delikatny, rozmarzony i skromny. Ok. 4.45 kończy się część pierwsza. Nie ma żadnego mostka ani przejścia do części drugiej. Równie dobrze mogłaby ona być oddzielną ścieżką na płycie (nie wiem jak jest w innych wydaniach ale wyd. zremixowane z 1992 ma obie części "21st Century Common Man rozdzielone na oddzielne ścieżki). Druga część także swoim brzmieniem odstaje od stylistyki przedstawionej na albumie "Tyger". Jest wolniejsza od swojej poprzedniczki a rytm stanowi tylko tło. W 6.20 pojawia się partia gitary. Jest przyjemna w odsłuchu ale nie jest czymś specjalnym i wyjątkowym. Zdecydowanie zaburza spójność i styl płyty. Uważam iż część pierwsza "21st Century Common Man" jest zdecydowanie lepszą kompozycją. Utwór ten, jako całość, nie zasługuje na nic więcej niż 3. Jest średni a i nie pasuje do tej płyty.

Osobiście bardzo lubię ten album. Wersji zremiksowanej nienawidzę (zmasakrowali tytułowy utwór) ale ją również kupiłem. "Tyger" jest bardzo ciekawym albumem i dość nietypowym. Po pierwsze - jest to kolejna płyta wokalna TD (pierwszą był "Cyclone" z 1978). Po drugie - sporo tu partii fortepianowych. Po trzecie - jest to jedna z najlepszych płyt wokalnych TD moim zdaniem (razem z "Inferno" z 2002, zrealizowaną jako pierwsza część mandarynkowej interpretacji Boskiej Komedii Dantego). Po czwarte - klimat tej płyty. Po piąte i ostatnie: jest to ostatnia płyta nagrana razem z Chrisem Franke. Zostawił po sobie kupę dobrej muzyki zrealizowanej w ramach TD. Wbrew temu, co można wyczytać z poprzedniego zdania - on wciąż żyje ale odszedł od zespołu. Miał dość schematu album-trasa-album. Zajął się działalnością solową.

"Tyger" jest troszkę nierównym albumem w ocenie. Mamy tu genialny tytułowy utwór jak i bonusowego przeciętniaka który na dodatek destabilizuje cały mandarynkowy układ. Pierwsze trzy utwory trzymają poziom. To właśnie dzięki nim albumowi temu wystawiam ocenę 4. Pozostałe dwa są w najlepszym razie średnie. Można ich posłuchać ale raczej w ramach przesłuchania całego albumu. Sam tytułowy utwór jest jednym z najlepszych skomponowanych przez zespół. Nic dziwnego, że został wydany jako singiel (jako jeden z nielicznych - TD nie ma TraDycji wydania singli promujących album). "Tyger" jest ostatnim syntezatorowym rykiem Chrisa Franke. Dobrym, głośnym, wyraźnym i słyszalnym choć i w tej beczce miodu znalazła się łyżka (a nawet dwie) dziegciu.

2 komentarze:

  1. Dziekuje Patryku. Dobra tygrysia recenzja oraz swietny urodzinowy prezent. You made my day! :* Dominika

    OdpowiedzUsuń
  2. Według mnie Smile jest najmocniejszą stroną tej płyty.W tym numerze jest wszystko co najlepsze z TD.Pozdrawiam i czekam na inne opisy niekoniecznie M.O....

    OdpowiedzUsuń