sobota, 29 listopada 2014

29.11.2014 - Ommadawn

Dzisiejszą recenzję postanowiłem poświęcić albumowi "Ommadawn" (1975) Mike'a Oldfielda. Kompozycje jakie skomponował na potrzeby tego albumu Oldfield uchodzą za jedne z jego najlepszych. Dwie długie, progrockowe suity łączące ze sobą elementy rocka, elektroniki (pojawiają się syntezatory - wg Wikipedii, grał na nich Oldfield) a także celtyckiego folku. Tak jak to w przypadku tego rodzaju muzyki, jest ona wysoce zróżnicowana ale poszczególne części są ze sobą zespolone. Oba utwory są nazwane po prostu "Ommadawn, Part One" i "Ommadawn, Part Two". Nie jest to więc ewolucja od tego, co było na jego poprzednich płytach ("Hergest Ridge" - 1974 i debiutanckiej "Tubular Bells" - 1973). Warto wspomnieć iż do części drugiej "doklejono" piosenkę "On Horseback". Jest ona częścią "Ommadawn, Part Two" i nie występuje jako oddzielny utwór. Bywa czasem stosowane połączenie "Ommadawn, Part Two / On Horseback. Tak jest na najnowszym wznowieniu tej płyty, wydanym nakładem Mercury Records w 2010 roku.

Okładka płyty jest jeszcze mniej interesująca niż poprzednie. Jest to zdjęcie muzyka. Nie będę oceniał czy jest przystojny - decyzja należy do Czytelniczek (są takie ? :)) ew. Czytelników.


"Ommadawn", okładka




Tradycyjnie dołączam kopię płyty z Youtube bądź poszczególne utwory. Mam świadomość iż nie wszyscy moi Czytelnicy znają omawiane przeze mnie albumy. Mają więc wyjątkową okazję zapoznać się nie tylko z nową dla nich muzyką ale i swoistego rodzaju "komentarzem" do niej.


Powyższy film zawiera cały album - obie części wraz z wspomnianym wcześniej "On Horseback".

Płytę jak i utwór "Ommadawn Part One" otwiera fantazyjna (a może raczej - fantastyczna?) partia gitarowa, której akompaniują chórki, najprawdopodobniej zsyntetyzowane. Całość brzmi niezwykle marzycielsko i sennie. Jest to jeden z moich ulubionych fragmentów tej płyty. Po minucie następuje finezyjna zmiana nastroju. Wchodzą "prawdziwe" głosy i gitara basowa. Po tej części następuje powrót do nastroju z początku. Jest on jednak wzbogacony o bas i "prawdziwe", ludzkie chórki. Pod koniec drugiej minuty mamy powrót do części będącej przerywnikiem między "początkiem 1" a "początkiem 2". Ok. 3:18 mamy wplecioną solówkę na gitarze. Szczypta rocka do folkowej sielanki. Gitara zaczyna coraz bardziej dominować, zwłaszcza po gongu. 4 minuta przynosi nam ukojenie w postaci folkowej, przyjemnej melodii. Wyraźnie czuć w niej brzmienia syntezatorów. Temat ten jest ciągnięty aż do 6 minuty gdzie przeradza się w melodię, którą można śmiało zatytułować "Jeleń na rykowisku". Po chwili spędzonej na polanie wracamy znowu do "wsi spokojnej, wsi wesołej". W 7 minucie mamy kolejną folkową partię - tym razem na fortepian i flet jako dominujące instrumenty. Po ok. 30 sekundach mamy imprezę na wsi - oto myśliwi wracają z polowania. Muzyka w 8 minucie brzmi jak kołysanka dla dzieci albo melodyjka z zabawkowej pozytywki. Syntezator, fortepian (?) i chórki. W 9,5 minucie w to zabawkowe brzdąkanie wchodzi kolejna porcja gitary elektrycznej. Muzyka staje się rytmiczniejsza i mniej usypiająca. Oldfield tchnął w nią dość sporą iskrę życia. Dominującym instrumentem teraz jest jego gitara. Melodia wciąż jest spokojna i delikatna. Traci swoją delikatność w 11 minucie wraz z wejściem perkusji i innych instrumentów. Uwielbiam tą melodię wygrywaną na gitarze przez muzyka. Ok 11:55 wydaje się iż utwór będzie się nagle kończyć lecz zaczyna się kolejna folkowa kołysanka. Cicha i subtelna. Ok. 12:30 wchodzi najważniejsza część utwory - bębny i wokal. Treść jest jednak bezsensem. Nie ma żadnej treści. Po prostu ładnie brzmi. Jedyne co można o tym powiedzieć to jest to po celtycku lub gaelicku. Jest to kulminacja "wydarzeń dźwiękowych" z części pierwszej. Prawdopodobnie najpiękniejszy fragment (poza niesamowitym intrem) na całej płycie! Tak. Poprzednie zdanie napisałem z pełną świadomością wagi moich słów. Nie będę opisywał. Po prostu zachęcam do odsłuchu. Tylko nie nućcie "piosenki" w miejscach publicznych. :) Przed 16 minutą muzyka się "zagęszcza" i znowu następuje dominacja gitary. Reszta dźwięków schodzi na drugi plan. Od ok 16:25 zaczyna się kolejna solówka gitarowa, tym razem na tle intensywnego bębnienia. 16:52 - kolejny piękny motyw. Ciężko mi go opisać. "1 dźwięk jest wart 1000 słów". Muzyka dopiero teraz zaczyna nabierać bardziej rockowego kolorytu i brzmienia. Gitarę uzupełniają chórki. Ok. 18:25 "Ommadawn Part One" się kończy. Pozostałą minutę do końca "czasu płytowego" wypełniają wyciszające się bębny.

Po chwili przerwy rozpocząłem recenzyjny odsłuch "Ommadawn Part Two". Tu przechodzimy od razu do sennej części ale zrealizowanej w inny sposób. Jest trochę dziwna ale stanowi tło dla pobrzdękującej gitary. Ostatni raz gdy jej słuchałem to nie mogłem się przez nią przebić (trwa ok. 5 minut). Jest to moim zdaniem, jeden ze słabszych momentów na tej płycie. Fajne są "dzwonki" w 3:30. Tu się nieco poprawia. Może to są te słynne "Tubular Bells", z których Oldfield jest znany? Ten koszmarek przeradza się w kolejna sielską, spokojną, folkową melodię. Jest ona cicha, delikatna i zgrabna. W zasadzie to tylko gitara (akustyczna chyba). Pod koniec 6 minuty mamy delikatny ale piękny akcent a  potem wchodzą dudy (chyba, ja się nie znam - zawsze mówiłem na to, że to są dudy). Całość jest mocno folkowa. Słychać czasem delikatne syntezatorowe ornamantacje (chyba). Obecnie jestem w 10 minucie i cały czas towarzyszą dudy, aż do 10:10. Tu mamy wejście fletów, które stają się dominującym instrumentem. Przed końcem 10 minuty robi się lekko niespokojnie w tle. "Ommadawn Part Two" zbliża się do finiszu. Ok. 11:20 wchodzą epickie syntezatory. Ostatnim motywem w tym utworze jest melodia, która kojarzy się z czymś "Sailor's Hornpipe" (końcówki "Tubular Bells Part Two"). Oczywiście są to dwa zupełnie różne utworki. Ten w "Ommadawn" jest najbardziej rockową partą w "Ommadawn Part Two". Jest jakby przeciwwagą dla spokojnego, sennego i rozmarzonego klimatu tego utworu. Ok. 13:45 kończy się "Ommadawn Part Two" i po kilku sekundach pauzy zaczyna się doklejona do niego piosenka "On Horseback".

Dla porządku "On Horseback" poświęcę oddzielny akapit tekstu. Piosenka rozpoczyna się cichą i skromną gitarą. Po chwili do niej dołącza się spokojna recytacja. Refren jest znacznie bogatszy w warstwie dźwiękowej. Melodia gitarowa jest w zasadzie niezmienna. W refrenie pojawiają się syntezatory i chórki. Po tekście refrenu następują syntezatorowe dźwięki zwieńczone czymś w rodzaju "elektronicznego mignięcia". Syntezatory milkną i następuje kolejna zwrotka. Ok. 16:10 (czas w "Ommadawn Part Two") mamy "solówkę". Od tej pory towarzyszy nam do końca piosenki cichy i delikatny bas. Ostatnie dwa refreny śpiewają dzieci. Cała ta piosenka jest, moim zdaniem, najlepszym fragmentem w "Ommadawn Part Two". Utrzymana w klimacie swojego "macierzystego utworu" (czyli spokojna i delikatna) ale jednak wyróżniająca się. Zdecydowanie zasługuje na to by być jako oddzielny utwór / ścieżka na płycie a nie jako doklejony fragment do innego, słabszego kawałka.

Na "Ommadawn" mamy dwie świetne kompozycje ("Ommadawn Part One" i piosenkę "On Horseback") oraz przeciętną "Ommadawn Part Two". Cały album jest spójny i raczej w nim jest więcej folku niż rocka. Muzykę zaprezentowaną na nim można nazwać swoistego rodzaju "prog-folkiem". Nie ma tu wiele miejsca na popisy gitarowej wirtuozerii w postaci solówek. "Ommadawn" jest raczej spokojną i dość łagodną płytą przy której można się miło wyciszyć i zrelaksować. Jest dobra płyta, warta polecenia. Z sympatii i zachwytu nad "Ommadawn Part One" bym wystawił 5 ale dość przeciętne i wyraźnie słabsze "Ommadawn Part Two" nie pozwala na tak wysoką notę. 4+ za boski wręcz pierwszy utwór. Ten plusik jest dzięki sympatycznemu "On Horseback". ;)

PS. Nie miałem pomysłu na fantazyjny tytuł.

PS 2. Pierwotny tytuł brzmiał: "Niekoniecznie elektroniczna medytacja" ale się z niego wycofałem. Niestety w linku do tekstu pozostał oryginalny a nie zmieniony tytuł tekstu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz