piątek, 19 grudnia 2014

19.12.2014 - "Dreaming" About "Sohoman"

Nie minął nawet jeden dzień od publikacji poprzedniego tekstu a już zabieram się za kolejny. Tym razem ocenie zostanie poddana "oficjalna wersja wydarzeń" w Sydney, 22.02.1982. Tangerine Dream wówczas zaprezentowali nadchodzący album "White Eagle" w całości. Album został nagrany miesiąc wcześniej, w styczniu 1982 roku ale ukazał się dopiero w marcu. "Sohoman" przedstawia pierwszy set z tego koncertu ale poddany obróbce dźwiękowej. Doszło do pewnych zmian w brzmieniu. Wspomniany w tytule bootleg "Dreaming" zawiera zaś oryginalne nagranie tej samej części koncertu. Wersja CD (oryginalny bootleg wyszedł pod inną nazwą na winylu w 1984) została uzupełniona o niesamowity bonus - oryginalną (NIE remix z 2000 roku) wersję Ultima Thule Part One ! Ponadto, warto wspomnieć iż koncert z Sydney został wydany w całości jako Tangerine Tree 37.
 
Album "Sohoman" wyszedł w dwóch wersjach: pierwotnej z 1999 i poprawionej w 2001. W zasadzie tylko poprawie uległa okładka oraz literówka ("Edagar Froese"). Posiadam poprawione wznowienie w swoich zbiorach. Album nie doczekał się dalszych wznowień więc stanowi nie lada gratkę dla fanatyków Mandarynek. Zresztą ten album w ogóle jest tylko do nas, największych czcicieli Edgara Froese. :)

Sohoman, okładka drugiego wydania (2001)



Okładka jest z gatunku tych, co nie wiadomo co prezentują. Może perły? Wyłowione osobiście (i poddane obróbce) przez Edgara i zebrane na tej płycie.

Najważniejsza jest jednak treść krążka muzycznego zawartego w pudełku więc pozwolę sobie przejść do kluczowego elementu każdej recenzji - opisu wrażeń dźwiękowych. Załączony poniżej film z serwisu Youtube przedstawia cały album "Sohoman".



Płytę (oraz pierwszy set koncertu) tworzy 5 utworów. Dwa z nich pochodzą z albumu "White Eagle" (1982). Jeden jest zupełnie nowy i nie był grani nigdzie poza trasą koncertową w Australii w 1982 roku. Kolejny utwór jest premierą ale został włączony w suitę "Logos" (Velvet Part). Zespół dopiero w październiku 1982 zaczął koncertować z tą suitą więc mamy tu do czynienia z kolejną premierą ale nie ekskluzywnym utworem. Ostatni utwór na tej płycie jest pozycją pochodzącą z październikowej trasy koncertowej w 1981 roku.

Album otwiera "Convention Of The 24" będący trzecim utworem na płycie "White Eagle". Rozpoczyna on koncert w sposób nagle. Sekwencja budowana jest powoli, stopniowo wzbogacana o kolejne nuty. Gdzieś w ok. 40 sekundzie utwór brzmi dojrzale ale wciąż ulega rozbudowie, tak do ok. 1 minuty. Poza zmianami na wejściu, utwór ten brzmi jak poprawna koncertowa interpretacja wersji studyjnej. Chociaż na pewno zostało dodane to i owo tu i ówdzie w ramach odświeżania nagrania. Zapewne są np. dodatkowe tekstury dźwiękowe czy chórki przed 3 minutą. Nie znam zbyt dobrze bootlega Dreaming (a mam go na CD, oryginalnego) by móc się wypowiedzieć. W każdym razie "Convention Of The 24" jest niesamowicie przyjemnym i rytmicznym utworem, mocno opartym o dziki i szybki sekwencer. W 5 minucie mamy wręcz sekwencerowy (?) stukot. W późniejszej części sekwencerowi towarzyszą wręcz eteryczne i delikatne chórki. Pod koniec 7 minuty słychać iż utwór dąży do końca. Sekwencer milknie, nastrój robi się bardziej tajemniczy. Ok 8.30 zaczyna się mostek między "Convention Of The 24" a kolejnym utworem. Przejście to kontynuuje styl końcówki poprzedniego utworu...

... i przechodzi w kolejną premierową kompozycję - "White Eagle". Z tajemniczych szeptów i hałasów wyłania się sekwencerowy motyw, brzmiący niczym pianino czy fortepian (ale dość szybko grane). Wyraźnie podkreślony jest bas i dodatkowe dźwięki, sekwencer nie jest "goły". Ok. 1:20 wchodzą bajkowe klawisze. Utwór jest naprawdę bajeczny i śliczny. Nie jest tak słodki jak nowe nagranie albumu Hyperborea omówione przeze mnie wczoraj. Myślę iż spodoba się raczej każdemu. Bądź co bądź jednak jest to tylko koncertowe wykonanie wersji studyjnej. Od niej wyróżnia się tylko wstępem, wynikającym ze specyficznego podejścia Tangerine Dream do koncertów (prezentowanie utworów w formie jednego, ciągłego kawałka - każdy jest połączony mostkiem z poprzednim). W 4 minucie mamy mostek. Melodia znika a pojawiają się tajemnicze dźwięki. Niektóre z nich mocno kojarzą się z albumem "Logos Live".

Trzeci utwór to "Ayers Majestic". Jak wspomniałem, był grany tylko w Australii w 1982. Nazwa wywodzi się od skały Ayers Rock, zwanej też Uluru). Jest na liście światowego dziedzictwa UNESCO.
Wygląda tak:
 
Źródło obrazka i informacji: Wikipedia
 
A jak brzmi? Zaczyna się w stylu kojarzącym się z "Logos Live". Już po 30 sekundach zaczyna przypominać "Horizon" (część z sekwencerem i perkusją), wydany na płycie "Poland" (1984) i grany na koncertach w 1983 roku. Po jakimś czasie jednak przeradza się w zupełnie inną kompozycję, opartą tylko o "polską" sekwencję. Bardzo rytmiczny i wesoły. Sekwencer jest w tle. Sporo perkusji dodającej powera. Miejscami naprawdę kojarzy się z "Horizon". Oczywiście zostały dodane nowe elementy, nie występujące w oryginalnym nagraniu (bootleg Dreaming, Tangerine Tree 37). W utworze jest sporo zmienności mimo iż sekwencerowa podstawa jest taka sama cały czas. Typowa muzyka sekwencerowa TD ale z "polskim" akcentem. W 6 minucie utwór się kończy mnóstwem tajemniczych dźwięków. Zaczyna się kolejne nastrojowe przejście. Krótka wędrówka po mandarynkowym kosmosie ale zabarwiona odcieniem "Logos Live".

Kosmicznie "Logos"-owe przejście prowadzi nas do... Logos (Velvet Part) ! Jednego z najbardziej znanych fragmentów albumu "Logos Live". Wchodzi po krótkiej kontynuacji mostka. Wyraźna, słyszalna perkusja (automat) i znajomy motyw. Niesamowicie piękny i romantyczny. W tej wersji nabrał trochę orkiestralnego brzmienia (tło). Prawdziwy majstersztyk. Jeden z (mega)hitów zespołu. Chyba kiedyś się oświadczę przy tym utworze. Wersja zamieszczona na płycie "Sohoman" jest wydłużona w stosunku do oryginalnej koncertowej z Australii (prawdopodobnie metodą kopiuj-wklej). Poza pewną dozą "orkiestracji", utwór ten brzmi mniej więcej tak jak wersja zamieszczona na "Logos Live" (oczywiście są różnice, także te wynikłe z procesu tangentyzacji). Gdzieś w 7:40 się kończy. Pozostałe 50 sekund wypełnia przejście. Znowu mamy do czynienia z czymś tajemniczym ale raczej średnio kosmicznym.

Ostatni utwór nosi tytuł "Bondi Parade", który był grany w Anglii w 1981 roku. Nigdy więcej nie wrócił na scenę - oczywiście po koncertach w Australii w 1982. Jest to najdłuższa kompozycja na tej płycie - prawie 13,5 minuty! Po serii tajemniczych dźwięków i pomruków, z ciemności wyłania się wesoły rytm i perkusja. Muzyczka dla dzieci. Trochę ciche. Soundtrack do herbatki u Barbie i Kena.  (i Pana Pluszaka :D) :) Wesoły, rytmiczny, wręcz anielsko-dziecinny utworek. Wbrew pozorom nie jest nudny. Kolejne filiżanki herbatki leją się strumyczkami. Warto wsłuchać się w dodatkowe dźwięki a nie tylko główną melodię. Nie wiem czemu ale miejscami mi się kojarzy z jakimś jazzem czy coś. Troszkę może się dłużyć. "Bondi Parade" zamyka nie tylko płytę ale i pierwszy set koncertów w Australii 1982. W 7 minucie muzyka staje się lekko kosmiczna ale powraca na swoje słodkie tory. Utworek rozkoszniutki jak niektóre moje koleżaneczki ze studiów (np. Słoneczko). ;) Pod koniec 9 minuty sekwencer znika. Utwór powoli zbliża się do finału. Wygasa jego radość. Herbatka się skończyła. Outro jest troszkę kosmiczne. Z niego wyłania się kolejna partia klawiszowa (ok. 11 min). Brzmi jak syntezatorowe solo ale zostaje ono później wzbogacone o dodatkowe efekty. Finał następuje w postaci przeciągłej partii "klawiszo-chórków" po którym następują oklaski. Niestety nie wiem, co zostało dodane na "Sohoman". W każdym razie wykonanie w Sydney jest pożegnaniem z tym utworem.

Tak jak wspomniałem na początku - "Sohoman" jest albumem dla fanatyków Tangerine Dream. Otrzymują oni na nim unikalne remiksy dość sporego fragmentu z wyjątkowego koncertu zespołu. Nie brzmi na przesadnie obrobiony. Największe różnice (za Voices In The Net) są w ostatnim utworze - zniknęła gitara (grana przez Edgara Froese) i utwór otrzymał kompletnie inne zakończenie. Nie mniej, wciąż brzmi interesująco. "Daniem głównym" są tutaj aż trzy nieopublikowane przedtem utwory (Ayers Majestic, Logos Velvet w wersji demo (?) i Bondi Parade). Łakomy kąsek dla maniaka dzieł Edgarowych. Zdecydowanie dla fanatyków ale zasługuje 4. Obcinam cały punkt za niewydanie całego koncertu (nawet w formie zremiksowanej - przecież Edgar mógł wykorzystać fragmenty np. "Mojave Plan" znane z "Tangents" i uzupełnić je o resztę utworu). Dobra płyta ale dla wybranych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz