niedziela, 21 grudnia 2014

21.12.2014 - Marlena Otwórz Ucho

Nic niemówiący tytuł wymaga pewnego objaśnienia. Otóż mam na roku u siebie piękną koleżankę o imieniu Marlena, dla której postanowiłem napisać dzisiejszy tekst. Czemu nakazuję Jej otworzyć ucho? Dzisiejszy album, poddany mojemu (bez)krytycznemu odsłuchowi, Tangerine Dream nagrali jako ostatni dla wytwórni Ohr Records. Wytwórnia ta miała slogan "Ohr. Macht das auf" czyli "Ucho. Otwórz je". Chodziło o otwarcie uszu na muzykę promowaną przez tą wytwórnię - m.in Krautrock. Tangerine Dream nagrywali dla niej od 1970 do 1973 roku. Okres ten nazywany jest "The Pink Years" od koloru ucha przedstawionego na logotypie wytwórni. A album nosi tytuł "Atem" - "Tchnienie", "Oddech".







Okładka przedstawia jakieś dziecko, umieszczone w ciele kobiety, na tle organów (nie Hammonda :) ). Kosmos w ujęciu organicznym. Nie jest to bylejakie dziecko - to Jerome Froese, syn Edgara. Na wielu wczesnych płytach TD się gdzieś przewijał. Po ok. 20 latach - dołączył do zespołu jako muzyk, najpierw gościnnie (jeden utwór na albumie "Lily On The Beach", 1989) a potem na "Melrose" (1990) już jako pełnoprawny muzyk.

Album tworzą 4 utwory. Tytułowy jest długą, 20 minutową suitą. Pozostałe 3 trwają coraz krócej - od 10 minut aż po 4,5. Wszystkie zostały nagrane bez pomocy muzyków sesyjnych. Tworzą więc pierwszy, w pełni samodzielny LP Tangerine Dream. Warto wskazać iż w "liście płac" Chris Franke jest wymieniony nie tylko jako klawiszowiec ale też jako perkusista. Chris, zanim przeszedł do TD był perkusistą w krautrockowym Agitation Free.


Powyższy film z serwisu Youtube zawiera cały album (remaster 2012 - inny niż ten z którego dokonuję odsłuchu) wraz z bonusem na wydaniu 2012: cały koncert z Berlina, 29.11.1973 (40 minut). Materiał ten został zremasterowany ale dostępny jest także za darmo w ramach Tangerine Tree (vol. 23).

Pierwszy, tytułowy utwór rozpoczyna się od szumu syntezatorów. To powietrze wpada do naszych płuc. Zaraz za nim - fanfara na cześć perfekcji ludzkiego ciała. Słychać mocną perkusję Frankego. Tak, Homo Sapiens jest zwycięzcą. Najbardziej dostosowany do wymogów przetrwania (i nie tylko). Abstrakcyjne dźwięki Atem są pochwałą dla naszej zdolności abstrakcyjnego myślenia. Pojawią się partie organowe. Muzykę wciąż wzmacnia łomot perkusji niczym tupot stóp ludzkich. Tempo się zwiększa, ludzie się pocą. Biegną za zdobyczą by ją zmęczyć i wymęczoną upolować. Wszystko zmierza do kulminacji. W 4 minucie klimat pościgu nabiera ostatecznej formy. Ludzkie Ferrari pędzi za mamutem. "Pod" perkusją - klimat niczym z Pink Floydów. Ale jakby to było wszystko takiej niskiej jakości. Słaby remaster? Czy coś? A może to wizja chaosu? Apokalipsy rodzaju ludzkiego? Ok. 5:40 następuje przełom. Muzyka się wycisza. Czyżby homo sapiensi dopadli swoją zdobycz? Nie.. to wgląd muzyczny w nasze ciało. Wiatr nas owiewa. Oddychamy rytmicznie, stabilnie. Zwierzyna (chyba) została upolowana. Chwila przestoju. W 7 minucie mamy do czynienia z prawdziwą tajemnicą natury - sam nie wiem co te dźwięki mogą oznaczać! Brzmi w każdym razie trochę Pink Floydowsko ale oczywiście w sposób bardziej zelektronizowany. Ok. 8:30 tworzy się tajemnicze napięcie. Wędrówka po naszym ciele wciąż trwa. Zwiedzamy samych siebie. Ok. 9:17 wpadła do naszego gardła kropla z Rubyconowej rzeki. Tajemnica wciąż jest nieodgadniona. Spokój w muzyce kontrastuje z niepokojem jaki odczuwamy słuchać tych dźwięków. Ok. 10:50 zaczyna się coś dziać. Mocniejsze bicie serca. Wyraźnie słychać sercowy bit. Zbliża się zagłada? Uderzenia stają się coraz głośniejsze. Pejzaż, plama dźwiękowa budząca niepokój trwa mniej więcej od momentu jak przed 6 minutą zakończył się pościg za ofiarą. Wybija 14 minuta. Na ziemiach zdobytych przez nasz gatunek zaczyna się coś dziać. Słychać jakieś szelesty czy szumy. Czyżby kosmici ? W 15 minucie zrobiło się jeszcze bardziej tajemniczo. Jakieś dziwne dźwięki. Pojazd kosmitów? Talerz Tajemnic zbliża się powoli. Sonduje swoimi nadludzkimi urządzeniami teren w poszukiwaniu życia na tej planecie. Słychać jak kosmiczne skanery i sondy oraz detektory pracują. Talerz Tajemnic powoli ląduje na Ziemi. Chyba ma jakieś problemy w 18 minucie... Coś się dzieje. Elektronika wariuje. Życie, znaleźliśmy mnóstwo życia. Dowódca kosmitów wydał rozkaz lądowania. Silniki ciągle pracuję na kosmicznych obrotach. Ostatnie sekundy utworu - bicie serca... czyżby kosmici kogoś namierzyli i zdecydowali o porwaniu go na swój statek? Nigdy się tego nie dowiemy... utwór się skończył...

Drugi utwór nosi tytuł "Fauni-Gena". Nocne świsty natury otwierają tą kompozycję. Życie toczy się w nocy. Kosmici zrobili swoje. Teraz przyroda, której spokój został zmącony, odpoczywa. Dużo tu Edgarowego mellotronu (te "flety" itp, nie świsty - świsty to może VCS 3). Po pierwszej minucie już została tylko psychodelicznie floydowska kołysanka dla Matki Natury. Coś jednak się dzieje. Czyżby kosmici chodzili po Ziemi? Znowu słychać gwizdy. Nie da się spać! Ktoś zakłóca ciszę nocną! Kosmici przedzierają się przez gęstą roślinność. Cały czas dominującym instrumentem jest (chyba) mellotron Edgara. Natura prowadzi swoje nocne życie. Nie wszyscy śpią. Ktoś budzi się by spać mógł ktoś inny. Cała kompozycja przypomina pejzaż dźwiękowy skomponowany ku czci Matki Natury. Nienaturalny, syntetyczny obraz świata jak najbardziej rzeczywistego i ożywionego. Ok. 6 minuty pojawiają się jakieś bębny czy dudnienie. Czyżby ludzie się budzili? Jakieś poruszenie słychać. Pink Floydzi przybyli w Talerzu Tajemnic na naszą planetę. Coraz więcej się dzieje. Całe stworzenie żywe wychodzi ze swoich kryjówek zobaczyć Przybyszy z odległej galaktyki (muzycznej). Z niepokojem każda istota obdarzona darem życia wypatruje Obcych. Przyroda milknie w 9 minucie. Słychać więcej dudnienia. Chyba Obcy prowadzą dialog z Życiem. Różne byty ze sobą rozmawiają. Naturalne z ponadnaturalnym. Koniec utworu - ostatnie dźwięki natury. Czyżby Życie ziemskie wygrało dysputę filozoficzną z Przybyszami?

Trzecia kompozycja na tym albumie to "Circulation of Events". Rozpoczyna się znowu od tajemniczych dźwięków i jakiegoś pogłosu. Te dźwięki powracają cały czas, niczym swoista protosekwencja ale muzyka się rozwija. Cały czas są to groźne pomruki i odgłosy. Kosmici chcą zniszczyć naszą planetę? Muzycznie, "Circulation Of Events" kojarzy się mocno z poprzednim utworem. Coraz więcej grozy z każdym kolejnym dźwiękiem. Ewolucja dźwięków. Dalej mamy trochę Pink Floydowski klimat ale wyraźna w nim jest specyfika Tangerine Dream. Ok. 3,5 minuty dominują bardzo tajemnicze, kosmiczne odgłosy. Czyżby aparatura Przybyszy działała? Kosmiczne promienie porywają różne istoty ziemskie w celach naukowych. Słychać jak pracuje sprzęt obcej cywilizacji. Ludzie, samiec i samica, oraz różne zwierzęta są wciągane do Talerza Tajemnic. Aparatura mocno pracuje ale w pewnym momencie przerywa. Nie wiadomo dlaczego. Kosmici też nad tym myślą. Utwór się kończy i pozostawia nas z tym oto problemem do rozstrzygnięcia.

Czwarty i ostatni utwór na płycie "Atem" to "Wahn" ("Obłęd", "Urojenie"). Otwierają go kichnięcia, "apsiki" itp odgłosy. Bardzo psychodeliczna kompozycja. Hymn pochwalny dla naszych nosów? A może zapis dźwiękowy eksperymentów jakie na swoich ofiarach przeprowadzają Oni w swoim Talerzu Tajemnic? Ok. 1 minuty coś się dzieje. Eksperymenty są coraz brutalniejsze. Kosmici sprawdzają naszą wytrzymałość. Bolesne jęki mieszają się z kolejnymi elementami eksperymentów. Ok. 2 minuty utwór staje się perkusyjno-mellotronową kakofonią. Nie przypomina swoich poprzedników. Obca Cywilizacja testuje naszą odporność na dźwięki. Przed 4 minutą, na krótko dominację obejmuje mellotron Edgara, który wieńczy utwór w sposób cichy i trochę nagły.

"Atem" jest bardzo dziwnym albumem. Niejako łączy kosmiczny klimat znany z "Alpha Centauri" i "Zeit" oraz rockową nutę z "Electronic Meditation". W tym połączeniu przeważają jednak elementy dość delikatne i ciche ale niespokojne, tajemnicze i groźne. "Atem" jest ostatnim albumem wydanym w ramach "The Pink Years". Następny, "Phaedra", przyniesie olbrzymią rewolucję w brzmieniu zespołu, które może tylko w pewnym, ograniczonym stopniu będzie przypominać to znane z tego albumu. Wciąż jednak ekipa Edgara Froese stawia na improwizację. Tak jak poprzednie albumy z najwcześniejszego okresu w historii zespołu, "Atem" jest skierowany raczej dla fanatyków. Nawet oni zapewne nie sięgają po nie często. Przypaść może do gustu osobom lubiącym muzykę nietypową ew. wzorowaną lub inspirowaną Pink Floydami. Tu jednak nie ma gitar i wokali lecz tylko (proto)elektronika w wydaniu niemieckim. Nie oceniam tego albumu, nie jestem w stanie. Ocenę zostawiam dla Słuchaczy i Czytelników. Muszę teraz jakoś powrócić na stację Rzeczywistość...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz