niedziela, 25 października 2015

24-25.10.2015 - Składanka jakich wiele?

W 2007 roku Tangerine Dream wydali mnóstwo płyt. Większość tego zbioru stanowiły różnorakie składanki. W ciągu tego roku dyskografia zespołu powiększyła się aż o 24 wydawnictwa ! Zespół wydał zarówno single (i pokrewne) jak i kilka albumów studyjnych oraz 4 DVD ze swoich koncertów. Powinienem był napisać, że wydali 5 DVD (i 25 wydawnictw w ogóle) ale ja nie uznaję "Live At Coventry Cathedral 1975" za "prawomocny" wpis w dyskografii zespołu.

Dygresję tą ograniczę do krótkiego stwierdzenia iż jest to historyczno-muzyczne fałszerstwo w mojej opinii. Niemniej jednak, od strony wizualnej stanowi ono cenny i rzadki przykład klasycznego Tangerine Dream w koncertowej akcji (nagrany przez BBC). Niestety, BBC wycięło oryginalną, improwizowaną muzykę i zamiast niej podłożone zostały dość obszerne fragmenty z albumu "Ricochet" (koncertowy album zespołu stanowiący niejako wybór najlepszych fragmentów z koncertów w 1975 roku). Cały oryginalny koncert ukazał się w ramach fanowskiego projektu Tangerine Leaves (vol. 4).

Notabene, udało się komuś dopasować dźwięk do zarejestrowanego video. Całość jest dostępna w dwóch częściach na Youtube: Cz. 1 i Cz. 2 . Możecie podziwiać piękno architektury sakralnej połączone z mandarynkowym wymiarem improwizacji. Ale to na boku. ;)

Niestety, moje dotychczasowe "narzędzia badawcze" uległy uszkodzeniu. Muszę się posiłkować swoimi zapasowymi słuchawkami (Philips SHP1900 - zwykle służą do grania, oglądania filmów itp. - to słuchawki "komputerowe"), sporo słabszymi od Brainwavz R1, których używałem do tej pory.

Wracając do meritum, przedmiotem dzisiejszej recenzji jest składanka "Tangines Scales". Pierwszy rzut oka na tracklistę daje nam bardzo ciekawy wybór utworów, jak również ich fragmentów, z drugiej połowy lat 80-tych. Są tu dwa wyjątki ale płyta nie zawiera żadnego naprawdę nowego materiału. Mimo różnych dopisków, mixów, editów to na płycie jest tylko jeden nowy remix.

Okładka wydania oryginalnego, Eastgate, 2007 (posiadanego przeze mnie)
  
Mandarynkowe wznowienie, Membran, 2009

Składanka ta ukazała się też w ramach box setu "The Electronic Journey" (10 CD, 2010), który również posiadam.


Co się więc na tej płycie znalazło ? Odrobina muzyki filmowej - dwa wyjątki z soundtracku do filmu "Miracle Mile" (płyta wyszła w 1989 roku a film udało mi się ściągnąć z internetu i jest na liście pozycji do obejrzenia), klasyk z albumu "Optical Race" (1988), fragmenty z lubianego przez fanów albumu "Poland" (tak jakby półkoncertowy, 1984) oraz ostatni utwór z albumu "Underwater Sunlight" (1986, notabene zespół omyłkowo jako tytuł utworu podał tytuł płyty). Całość trwa nieznacznie ponad 1 godzinę.

1. After The Call. Pierwszy utwór jest jednym ze wspomnianych wyżej fragmentów z bogatego dorobku muzyki filmowej Tangerine Dream, mocno pomijanej na koncertach i na składankach przez zespół (akurat ten utwór był grany na żywo - w 1988 roku w ramach trasy koncertowej oraz jednorazowo w 2007 roku). Rytm przypomina niepokojące uderzenia zegara. Całość wzmacnia łomocząca perkusja, która staje się coraz intensywniejsza. Muzyka staje się coraz bardziej niespokojna i dynamiczna. Ok. 1:20 muzyka staje się jeszcze bardziej rytmiczna i dynamiczna, bez łomoczącej, "walącej" perkusji. Da się wyczuć dramatyzm w tym utworze ale jest to podane w bardzo lekki, zrytmizowany sposób.

2. Barbakane. Z Hollywood zespół powędrował aż do mroźnego, powoli chylącego się ku upadkowi PRLu (zespół koncertował u nas w grudniu 1983 roku - Klaus Schulze miał szczęście koncertować w lecie bodajże). Nie jest to oryginalna wersja tego utworu ani wycinek z niej lecz remix - z roku 1995. Oryginalne brzmienia i motywy zostały wzbogacone nowymi. Całość jest niezwykle rytmiczna i dynamiczna a nowe elementy niczego nie psują. Nadają one całości nieco mroczniejszego tonu, szczególnie to słychać w 2-3 minucie. Dodano nowe zakończenie - utwór nie przechodzi w Warsaw In The Sun, jak ma to miejsce w oryginalnym nagraniu.

3. Horizon (Warsaw Gate Mix). Tytuł sugeruje iż będzie to remix ostatniego utworu z płyty "Poland". A tytułowa brama warszawska to zapewne brama Uniwersytetu Warszawskiego, na którym mam ogromną przyjemność doktoryzować się w zakresie nauk o polityce publicznej albo, nieistniejąca obecnie, Żelazna Brama. Niestety nie wiem co zespół miał na myśli. Ja osobiście stawiam na bramę UW. ;) Szerzej o tej drugiej możecie przeczytać tutaj: 10 miejsc w Warszawie, które nie istnieją .

Brama Warszawska - wersja pierwsza ;)



Brama Warszawska - wersja druga ;)


Utwór zaczyna się od mrocznych, tajemniczych dźwięków. Mroźna, ciemna noc. 20 stopień zasilania. Księżyc świeci. Jego światło odbija się od zamarzniętej "miniaturowego akwenu morskiego". Piękna niewiasta przegląda się w lodowym zwierciadle. Nagle w jej głowie pojawia się ciekawy, intrygujący i przyjemny motyw. Melodia tkwiąca w jej umyśle zahipnotyzowała ją. Tangerine Dream dodali delikatny bit do całości i rozpoczyna się orgia sekwencerów. Mały, mroźny, zimowy hołd dla Sfinksa ze "Sphinx Lightning". Zespół nie wprowadził do tego utworu żadnych nowych elementów. Wszystko brzmi "po staremu". Jest rytmicznie, dynamiczne i sekwencerowo. Przydałoby się jednak przygotowanie nowego zakończenia. Nie podoba mi się ten zabieg z urwanym utworem - zwłaszcza, że na płycie zmieściłaby się całość !

4. House Of The Rising Sun (Southend Mix). Dom Wschodzącego Słońca. Pierwszy Słoneczny akcent na tej płycie (celowo z dużej litery! ;)  Nie, nie lubię Dark Souls i rycerzy słońca czy jak im tam. Po prostu mam swoje Słoneczka - 2 Agnieszki, Justynę, Weronikę i Marlenę oraz jeszcze jedną osobą - Dominikę-Chmurkę ;). Do Słoneczek zalicza się też jeszcze jedna osoba ale nie mogę powiedzieć kto - najwyżej na ucho ;) ). 

Oryginalna wersja tego utworu była jednym z bisów granych podczas koncertów zespołu w 1988 roku. Jest to jedna z niewielu kompozycji, które nie są autorstwem Tangerine Dream - w tym przypadku utwór jest oparty o tradycyjną, folkową balladę z Nowego Orleanu (mieście w amerykańskim stanie Luizjana). Pierwsze nagranie tego utworu pochodzi z 1933 roku zaś zespół The Animals wydał swoją wersję jako singiel w 1964 roku. Była ona niezwykle popularna i osiągnęła szczyt listy przebojów. Z ciekawości włączyłem sobie tą aranżację i rozpoznaję znajomą melodię. Oczywiście aranż Tangerine Dream jest zupełnie inny i pozbawiony wokalu.
Cover TD brzmi zadziwiająco łagodnie i ciekawie. Czuć iż zespół wzbogacił oryginalną melodię (fortepian, syntezatorowe chórki). Klawisze także zdają się być ciekawą wariacją na temat oryginalnego brzmienia organów w coverze grupy The Animals. Ok. 1:30 zespół zaczyna grać na rockową nutę. Do gitary dołącza się saksofon (mandarynkowa królowa Linda Spa !). Pojawiają się też przetworzone motywy z oryginalnej wersji (a raczej z wersji źródłowej). Po raz kolejny zespół ubogacił swoją muzykę brzmieniem saksofonu. W coverze znalazło się miejsce nawet na solówkę saksofonistki. Od jej wejścia przez cały pozostały czas trwania utworu saksofon jest bardzo wyraźnie obecny a nawet ma "ostatnie zdanie" i zamyka utwór. Bardzo piękna, kreatywna i zauważalnie odmienna od oryginału instrumentalna interpretacja. Na dodatek jest to jedyny nowy utwór na tej płycie.

Na Youtube nie ma tego remiksu ale jest dostępna oryginalna wersja z 1988: tutaj . Brakuje w niej mocy z wersji zremiksowanej a także wspaniałego saksofonu. Moc też ma wersja z koncertu z Tempodromu (21.09.2006 - ostatni koncert Tangerine Dream z Jerome Froese, synem Edgara). Ta wersja jest pozbawiona saksofonu a skupia się wokół dwóch gitarzystów. Co ciekawe, Thorsten Quaeschning, drugi (wówczas trzeci) klawiszowiec, gra na perkusji. Niesamowity, rockowy aranż.

5. Livemiles (Morning Glory Mix). Po raz kolejny cofamy się w mandarynkową przeszłość - znowu do roku 1988. W tym bowiem to roku ukazał się (ćwierćkoncertowy?!) album "Livemiles" ("Live Miles" - także i taka pisownia jest stosowana ale to nie ma nic wspólnego z Miles'em Davisem, muzykiem jazzowym). Zespół na płytę wybrał obszerny fragment (ok. 1/3) pierwszego utworu. Świetnie wybrany moment otwarcia tego wycinka. Mnóstwo rytmu i delikatna melodia. Po pierwszej minucie włączają się sekwencery i muzyka staje się znacznie żywsza oraz bardziej dynamiczna. Zespół cały czas gra dość łagodnie i delikatnie. Koniec 3 minuty przynosi kolejną dawkę mocniejszego brzmienia. Mocna, rytmiczna perkusja jak w hitowym "Dolphin Dance". Niestety, moje tymczasowe słuchawki nie pozwalają mi w pełni cieszyć się jakością i pięknem tej muzyki. Sporo chórków, "flecików" a także odrobinka bardziej klasycznych partii (np. fortepian ok. 6:20). Nie zabrakło też sekwencerów i rytmu. Znowu muszę pochwalić dobór momentu końcowego.
"Livemiles" jest kolejnym pomijanym albumem - w zasadzie pojawiał się tylko w ramach trasy koncertowej w USA w 1988 roku a także raz w 2004 roku i w 1987 (chociaż na płycie umieszczony został studyjny remix tych partii - koncert o tyle ważny gdyż jest to ostatni występ zespołu z Chrisem Franke).
6. Storm Seekers / Cool Shibuya. Dwa utwory ale wrzucone w jedną ścieżkę na płycie. Oba pochodzą z rzadkiego, 6-cio płytowego boxu I-Box z 2000 roku. Pojawiły się także (ale osobno) na dwóch innych składankach wydanych w 2007 roku. Storm Seekers zaczyna się od pędzącego, głośnego sekwencera otoczonego tajemniczymi, dziwnymi dźwiękami a także mięciutką, łagodną "kołderką dźwiękową" (nie umiem tego lepiej opisać). W późniejszej części pojawiają się dodatkowe klawisze o ciekawym brzmieniu. Utwór praktycznie brzmi bardzo podobnie cały czas. Cool Shibuya zaczyna się w momencie jak się kończy pierwszy utwór. W zasadzie jest to drugi raz to samo ale sekwencja brzmi inaczej i jest, moim zdaniem, znacznie bardziej interesująca.

7. Story Of The Brave (Vienna Mix). Tym razem utwór z lat 1992 (debiut na koncertach w USA) - 1994 (w tymże roku ukazał się on w wersji studyjnej, finalnej na singlu promującym najnowszy wówczas album zespołu - "Turn Of The Tides" z 1994 roku). Po trasie amerykańskiej z 1992 roku, zespół do tego utworu powrócił zaledwie dwa razy - na dwóch koncertach w 2007 roku. Dla spragnionych wrażeń - zespół w 2004 roku wydał album "Arizona Live" (2 CD) zawierający kompletny zapis jednego z dotąd nieopublikowanych koncertów z trasy z 1992 roku, stanowiący uzupełnienie a także przeciwwagę do wcześniejszej płyty zespołu dokumentującej występy grupy w ramach tej trasy koncertowej - "220 Volts Live" (1993).

Ta wersja została oznaczona jako remix. W swoim zbiorze posiadam też wersję oryginalną. Od początku utwór jest nieco smutny ale ożywia go dość rytmiczna perkusja. Do klawiszy w późniejszej części utworu dołączają chórki. Melodia ulega zmianie w drugiej minucie i od tej pory ulega ewolucjom. Od 3 minuty brzmienie kompozycji przybiera barwy, które naprawdę łatwo skojarzyć z brzmieniem albumu "Turn Of The Tides" (1994).

Są różnice w brzmieniu tych utworów ale wydaje mi się iż jest to kwestia masteringu. Nie wyklucza to możliwości iż remix został zmieniony w naprawdę niewielkim stopniu. Oba te utwory brzmią zauważalnie odmiennie na moich tymczasowych, jakościowo gorszych, słuchawkach. Voices In The Net nie uznaje tej wersji utworu za remix. Zresztą cyfrowe wydanie tego albumu, dostępne w sklepie zespołu, opuszcza część podtytułów. Oznacza to iż mógł zostać inaczej zmasterowany. Nie ma więc mowy o żadnym remiksie utworu Story Of The Brave - jedyna inna oficjalna wersja to wykonanie z koncertu z 1992 roku znajdujące się na wspomnianym już wcześniej albumie "Arizona Live" (2004).

8. Sungate (Red Rock Version). Brama Słoneczna. Drugi element Słoneczny na tej składance. Tym razem klasyk z albumu "Optical Race" (1988). Tak jak wspomniałem wyżej, cyfrowa wersja tego albumu opuszcza podtytuł co oznacza iż jest to oryginalna wersja tego nagrania.

Tym razem opis / cytat z mojej recenzji albumu "Optical Race": "Bardzo słoneczny kawałek (patrz: tytuł). Słoneczna Brama rozpoczyna się od syntezatorowego obrazu promieni Słońca. Po nim następuje głównie fortepianowa melodia, wzbogacona o syntezatorowe wstawki. Ok. 1:40 pojawia się gitara (na krótko) i utwór staje się bardzo rytmiczny. W ok. 2:05 mamy solo gitarowe. Pod nim jest melodia i piękne chórki. Jeden z najlepszych utworów na tej płycie. Solo kończy się ok. 2:50. Gitara powraca ok. 3:15. Utwór nie trwa nawet 5 minut a jest jednym z najpiękniejszych na tej płycie. Znacznie lepszy od tytułowego. Słoneczny utworek. :)".
Odsłuch wersji z "Tangines Scales" potwierdza moje przypuszczenia - to jest oryginalna wersja tego utworu, nie późniejszy remiks bądź nowa aranżacja.
9. Teetering Scales. Drugi wycinek z muzyki do filmu "Miracle Mile" (wydanej na CD w 1989 roku). Od początku mamy do czynienia z bardzo szybkim sekwencerem oraz niepokojącym, groźnym dźwiękiem w stylu bicia dzwona czy zegara. Melodia odzwierciedla uczucie strachu, niepokoju. Trochę się może kojarzyć z pierwszym utworem z tej składanki - After The Call - ale to są zupełnie odmienne kompozycje.

10. Underwater Twilight (omyłkowo zatytułowany jako Underwater Sunlight - co stanowi Słoneczny tytuł albumu Tangerine Dream z 1986).

Jeszcze raz posłużę się cytatem z własnej recenzji - album "Underwater Sunlight", 1986:

"Ostatni utwór na tym albumie nosi dość przewrotny i zaskakujący tytuł - "Underwater Twilight". Znowu mamy "podwodne dźwieki" i tajemniczy nastrój budowany przez nie. Dominują one na początku, wspierane przez ciche chórki. Podwodna fauna kładzie się spać. Delfiny i wieloryby również. W 1:45 coś burzy nastrój. Wchodzi rytm i perkusja. Całość jest dość spokojna mimo trochę intensywnej perkusji. Właściwa melodia wchodzi w 3 minucie. Znowu Mandarynki plumkają. Całość jest przyjemna i miła dla ucha. Jest to drugi najspokojniejszy utwór na stronie B (zaraz po "Scuba Scuba"). W 5:37 jest niesamowicie piękny dźwięk będący niejako w tle. Niestety, utwór ten urywa się nagle i nie ma "właściwego" zakończenia. Nie jest to błąd niestety. Szkoda, że taka drobna rzecz musi psuć ten przyjemny i spokojny utwór.".
"Tangines Scales" jest niestety niczym nie wyróżniającą się składanką. 8 na 10 utwór na niej zawartych pochodzi z łagodnie brzmiących lat 80-tych. Na płycie znalazł się tylko jeden nowy utwór: House Of The Rising Sun (Southend Mix). Dobór utworów jest dość udany ale i zaskakujący - np. dwa utwory przedstawiające dorobek soundtrackowy zespołu, który ukształtowany został przede wszystkim w latach 80-tych, pochodzące z tego samego albumu czy umieszczenie tutaj kompozycji "Storm Seekers / Cool Shibuya". Sam remix będący jedyną nowinką jest udaną wersją nagranego utworu.

Parafrazując swoją poprzednią wypowiedź i jednocześnie udzielając odpowiedzi na pytanie postawione w tytule niniejszego posta, "Tangines Scales" jest, niestety, składanką jakich wiele. Wyróżnia się ciekawym tytułem, który przyciąga fanów zespołu ale nie jest pozycją, której posiadanie jest zalecane. Nawet dla największych fanów. Oni wszystkie te kompozycje znają a nawet pewnie umieliby je zanucić. ;) W zasadzie płytę kupuje się tylko dla wspomnianego wcześniej remiksu.
Uwzględniając całość moich rozważań, niestety nie mogę wystawić pochlebnej noty składance "Tangines Scales" (2007). Nie prezentuje ona żadnej wartości rynkowej - wręcz przeciwnie: za podtytułami i oznaczeniami typu "mix", "remix" nie kryje się nic nowego (poza jednym wyjątkiem). Niestety, z ciężkim sercem wystawiam ocenę dopuszczającą (2). Gdyby nie ten jeden nowy remix to nie myślałbym zbyt długo nad ocenieniem tej płyty w najgorszy możliwy sposób - czyli oceną niedostateczną (1). W zasadzie można kupić tą płytę - ale tylko jeśli ktoś dąży do uzbierania kompletnej dyskografii zespołu (a ta jest olbrzymia). W innym przypadku nawet nie warto sięgać po ten album.

P.S: Ale zawartość muzyczna jest świetnej jakości - w większości przypadków. ;)
P.S 2: Myślałem, że się wyrobię przed północą a w tym momencie właśnie 3:00 wybiła na zegarze mojego komputera...
P.S 3: Dobranoc! ;) / Dzień dobry ! ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz