piątek, 7 października 2016

07.10.2016 - Minirecenzje 2: Orchestral Manoeuvres in the Dark & AERO

Miałem ochotę na napisanie kilku tekstów. Wyszły dłuższe niż poprzednie minirecenzje ale zostały napisane po odsłuchu. Oczywiście zostały opatrzone hasztagami #minirecenzje i #SłonecznikSłucha . Dzisiaj jakaś odmiana: OMD (debiut) i AERO (składanka od Jean Michel Jarre'a). Ze względu na długość tekstów, publikuję tylko 2 minirecenzje. Ze względu na ich długość, powinny to być "minirecenzje". ;)

Orchestral Manoeuvres in the Dark - Orchestral Manoeuvres in the Dark (1980) - napisane 05.10.2016

Dzisiaj nie było żadnych miłych chwil w busie. Paskudna pogoda i nie miałem ochoty. Przed chwilą sobie włączyłem nieco muzyki by trochę lepiej mi się pracowało. No i wybór padł na debiutancki album OMD, nazwany Orchestral Manoeuvres in the Dark (1980). Kiedyś słuchałem OMD, nawet kupiłem parę płyt ale przeszło mi i je sprzedałem (a jedną oddałem komuś za darmo).

Jakiś czas temu, znowu sobie ściągnąłem OMD. W trakcie odsłuchu pojawiła się myśl aby napisać jakąś minirecenzję.

OMD grają synthpop. Brzmi on znacznie odmiennie od wczesnego Depeche Mode. Brzmienie OMD jest trochę chłodne i miejscami nawet poważne ale nie jest ono całkowicie lodowate. Muzykę ocieplają np. mocne, wyraźne brzmienia gitary basowej, kilka bardziej skocznych kawałków (a wszystkie są bardzo melodyjne) i... jeden czy dwa wtręty saksofonowe.

Miejscami brzmienie nawet nawiązuje do Kraftwerk, jeśli nie bezpośrednio czerpie z niego. Zresztą Andy McCluskey, jeden z muzyków z OMD, bardzo ceni sobie muzykę Kraftwerk. Myślę, iż szczególnie czuć to w utworze "Dancing". Z jednej strony mamy tu taki trochę niezdarny, słodki taniec (ale jest to inny wymiar, rodzaj słodyczy niż w instrumentalnym Big Muff z debiutanckiej płyty Depeche Mode, wydanej w 1981 roku) z drugiej zaś... kilka krótkich, vocoderowych fraz i nieco mechaniczny bit. A z trzeciej strony zespół wrzuca w intrze do tego utworu urokliwy, nastrojowy jazz. Bardzo sympatyczny utwór.

Jeszcze jeden mechaniczno-Kraftwerkowy element odnalazłem w utworze otwierającym tą płytę - Bunker Soldiers. Tematyka piosenki niby ludzka - wojna i sprawy pokrewne. Jej brzmienie zaś jest bardzo mechaniczne, niemalże sztuczne, jakby w całości zaprogramowane.

Nie znam tekstów piosenek OMD ale one wydają się być bardziej skomplikowane i poważniejsze od wczesnych piosenek Depeche Mode. OMD nawet dość poważne piosenki (np. Electricity - jeden z singli z tej płyty) aranżuje na wesołą i sympatyczną nutę.

Jest melodyjnie, jest wesoło, jest elektronicznie. Całości się słucha naprawdę sympatycznie. Na tej płycie nie ma słabych momentów (w przeciwieństwie do Speak & Spell DM - nie przepadam za instrumentalnym Big Muff czy nieco homoseksualnym w swoim wydźwięku What's Your Name). 

Całkiem dobry synthpop. Choć OMD są w zasadzie z tej samej epoki co DM to jednak mają odmienną stylistykę. Brakuje tutaj młodzieńczej naiwności w brzmieniu. Całość brzmi dojrzale, choć okazyjnie muzycy "puszczają oko" (np. Red Frame, White Light - zaskakująca piosenka o... budce telefonicznej !). Zasłużona 5. Jak dla mnie - debiut OMD jest lepszy od debiutu DM (choć są takie piosenki ze Speak & Spell, które wprost uwielbiam np. Tora! Tora! Tora! ). Warto posłuchać. Polecam, Słuchający Słonecznik. 
 
-------------
 
Jean Michel Jarre - AERO (2004) - napisane 07.10.2016
 
Minirecenzja dedykowana dla kochanego i smutnego Słoneczka :*
  Dzisiaj w autobusie znowu nabrałem ochoty na jakieś miłe chwile z dźwiękami ze słuchawek. Muzykę Jarre'a odkryłem w gimnazjum i w zasadzie po gimnazjum jej już nie słuchałem. A szkoda bo wbrew pozorom nie jest taka tragiczna. Choć obecnie Jarre zdecydowanie nie jest na topie to jego nagrania z lat 70. i 80. wciąż są warte uwagi. O jednej z jego kultowych pozycji, Oxygene (1976). napisałem na blogu tutaj: http://pacisfear.blogspot.com/…/19042015-wpuszczam-troche-t… .

Dzisiaj chciałbym napisać o innej płycie tego muzyka - składance AERO z 2002 roku. W przeciwieństwie do typowego The Best Of, na płycie tej zawarte są nowe wersje starych, klasycznych kompozycji Jean Michel Jarre'a. Podobnie zresztą jest z The Mix (http://pacisfear.blogspot.com/…/02042015-mix-czyli-elektrow…) od Kraftwerk (1991). Warto w tym miejscu wskazać, że na AERO mamy dodatkowo 3 zupełnie nowe kompozycje.

Wspomniałem wcześniej, że AERO jest składanką z odświeżonymi wersjami dobrze znanych (wybrańcom ;) ) utworów. Nieprzypadkowo tytuł albumu jest zapisywany jako AERO a nie Aero albowiem AERO oznacza: Anthology of Electronic Revisited Originals (Antologia Elektrocznie Odświeżonych Oryginałów). AERO jest także blisko związane z "oxygene" czyli tlenem. Oxygene to tytuł pierwszej dojrzałej płyty muzyka. Ot taka mała "teoria spiskowa", drugie dno sprawy. :)

Wśród starych kompozycji znajdują się takie numery jak Oxygene Part 2, Oxygene Part 4, Equinoxe Part 4, Magnetic Fields Part 1 (tylko sekcja pierwsza). Całość jest połączona ze sobą "scenami", krótkimi, instrumentalnymi dodatkami. Przykładowo, przed Souvenir of China słyszymy jakieś wspomnienia z Chin, jakieś migawki aparatów fotograficznych, śpiew chińskich dzieci (podobnie jak na oryginalnej wersji z The Concerts in China z 1981 czy 1982 roku).

Dodatkowo, w bonusie jest zupełnie świeża wersja Rendez-Vous 4. Całkiem przyjemna ale to tylko bonus. :)

Wszystkie utwory brzmią znajomo ale czuć iż zostały odświeżone. W przeciwieństwie do Kraftwerk, Jarre zachował sam szkielet kompozycji i to, co jest z nimi kojarzone. Kraftwerk zaproponowali na The Mix zupełnie nowe aranże, Jarre na AERO tchnął nowego, współczesnego ducha w utwory z lat 70. i 80. (z wyjątkiem Chronology 6, który jest z bodajże 1993 roku). Wszystkie te utwory zostały wzbogacone i odświeżone ale nie brzmią pokracznie. Można obawiać się tego, czy nowy aranż np. nie zniszczy tego, co w Oxygene Part 2 najcenniejsze. Fakt, brakuje tu nieco tej atmosfery, którą Jarre zbudował na oryginalnej płycie ale za to utwór ten jest zdecydowanie żywszy i bardziej pobudzający. Podobnie jest np. z Equinoxe Part 3, gdzie brakuje tego mistycznego klimatu ale nie jest tragicznie. Może Jarre uznał iż nie ma co na siłę zachowywać starego ducha tych utworów bo współczesny słuchacz nie tego oczekuje od muzyki? Zapewne wychodząc z tego przekonania, postanowił wzmocnić rytm i basy. Słychać to np. w Oxygene Part 4, jednej z jego najbardziej znanych kompozycji.

Nowe utwory nie rozczarowują. Są przyjemnym dodatkiem do całości. Mam poczucie, że one wyolbrzymiają te cechy, które zostały dodane. Brzmią jeszcze bardziej rozrywkowo. Może i nawet dałoby się do nich potańczyć.

Pomimo odświeżenia klasyków, one raczej nie zrobiłyby furory na parkietach. Wciąż jest to muzyka do cieszenia się i rozkoszowania a nie do tańczenia. Nowy duch ale ciało stare.

Pisząc recenzję należy być obiektywnym. Niestety, AERO nie jest płytą idealną. Najgorzej zAEROnżowanym (taki potworek słowny - zaaranżowany + AERO :P ) utworem jest, moim zdaniem, Magnetic Fields Part 1. Zapowiadał się dość dobrze - ciekawy wstęp, pełen atmosfery. Miło, że Jarre wykorzystał Theremin. Ale jakoś ten aranż nie przypadł mi do gustu. Po prostu mi się nie spodobał. Może liczyłem na coś więcej a nie otrzymałem tego? Nie wiem i nie umiem powiedzieć, niestety.

Całość oceniam dość dobrze. Nie jest to typowa składanka. AERO prezentuje zupełnie nowy, świeży punkt widzenia na najsłynniejsze kompozycje muzyka. Pokazuje ewolucję dźwiękową muzyka (jeśli spojrzymy też i na stare, oryginalne wersje tych utworów) i, niestety, Jarre poszedł dalej tą drogą. Drogą, która zaprowadziła go do jednej z jego najbardziej kontrowersyjnych płyt - Teo & Tea (2007). Ale nie ta płyta jest przedmiotem tej recenzji. AERO zaś oceniam na tyle, ile liter ma tytuł tej płyty. Czyli 4. To dobra składanka, może nawet nieco interesująca ale ile razy można słuchać tych samych motywów (w różnych aranżacjach) ? Nie samym Oxygene (tlenem) człowiek żyje...
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz