wtorek, 5 maja 2015

05.05.2015 - Śródsynthomorskie Perkusjonalia II

W 2013 roku napisałem recenzję albumu "Miditerranean Pads" Klausa Schulze (1990). Postanowiłem jeszcze raz spojrzeć na ten album - zarówno myślami (niniejsza recenzja) jak i uchem.

Już wcześniej, np. przy zapoznawaniu się z albumem InterFace (1985), mogliście doświadczyć lżejszej, łagodniejszej strony Schulza. Podobnie też było z Beyond Recall (1991). Schulze pod koniec lat 80 zaczął eksperymentować z samplingiem. To właśnie dlatego na Beyond Recall w Gringo Nero było miejscami... erotycznie. ;) Miditerranean Pads to pierwsza płyta, gdzie Schulze idzie w jeszcze większą ilość rytmu (chociaż np na En=Trance (1988) pojawiało się trochę rytmu a i wspomniany InterFace to raczej rytmiczny i wesoły krążek). Co zatem zaprezentował muzyk na tym albumie?


Na płycie, wypełnionej prawie po brzegi (70 minut) są 3 utwory. Pojawia się też jedna krótsza kompozycja - 14 minut. A jak smakuje zawartość muzyczna krążka?

Cała płyta w wersji wznowionej i poszerzonej o 2 minuty.

1. Decent Changes. Pierwszy utwór trwa 31 minut. Zaczyna się jakby od środka. Wchodzi perkusja i tajemnicze, chórkopodobne brzmienia. Przewija się też basowa melodia. Moment napięcia i wchodzą klawisze. Miły, przyjemny dla ucha nastrój. Całość świetnie współgra z moimi basowymi słuchawkami. Klawisze brzmią kryształowo. Wesoła i rytmiczna kompozycja. Schulze na łagodną, trochę zachmurzoną (te chórki) nutę. :) Muzyka cały czas ewoluuje, np. przed 7 minutą zamiast kryształowych melodii pojawia się smyczkowa melodia (brzmi to jak smyczki). Melodia ta kojarzy się mi nieco z muzyką poważną.  W 12 minucie mamy zabawy z chórkami. Bardzo ciekawy eksperyment. Elektronicznie zmodyfikowany śpiew syren (z dodatkami dźwiękowymi). Możliwe iż już wtedy pojawia się sampling. W 17 minucie znowu powracają smyczki ale tym razem jakby żywsze. W 19 minucie dopiero powracają piękne klawisze z początku. Utwór jakby zatoczył koło. Skrzypce wracają a potem w 22 minucie klawisze przybierają barwy jeszcze weselsze. Schulze ewidentnie się nimi bawi. ;) Teraz to jest słodkie granie.  Po pewnej chwili znowu mamy smyczki. Tło jest mniej więcej stałe od początku utworu.  Pod koniec Schulze często zmienia brzmienia - pod koniec 25 minuty po raz kolejny są klawisze. Na przemian pojawiają się klawisze i smyczki. A w zasadzie to ciągle są klawisze - tyle, że inne barwy itp. ;) Syntezatory! ;) Utwór kończy się smyczkami.

Tak jak napisałem wcześniej - przyjemna dla ucha, miła i łagodna kompozycja. Zróżnicowana ale wciąż jakby jednolita (za sprawą w miarę jednostajnego rytmu perkusyjnego i tła). Schulze eksperymentuje ze swoją tożsamością muzyczną. Tu są zaczątki - ciąg dalszy jest na Gringo Nero (Beyond Recall, 1991).

Drobna uwaga: na wznowieniu jest inna, poszerzona o ok. 1,5 minuty wersja tego utworu. Nie znam jej. Posiadam oryginalne, pierwsze wydanie.

2. Miditerranean Pads. Tytułowa kompozycja trwa zaledwie 14 minut. Zniekształcone chórki dominują na początku. Potem następuje odsłonięcie kurtyny i wchodzi prawdziwy głos (wg strony Schulza - "Elfie Schulze" - jego żona?). Głos jest przyozdobiony fortepianowymi wstawkami. Schulze na bardziej poważną i klasyczną nutę.  Wciąż jednak przyjemnie się tego słucha. Można mieć odczucie iż jest jedna solistka oraz chór, który robi za tło. W pewnym momencie głos znika i możemy się skoncentrować na skromnym, minimalistycznym aranżu. Klimaty podobne do poprzednie utworu ale bardziej poważne. Też pojawiają się smyczki. Utwór się bardziej dłuży mimo iż jest dwa razy krótszy od Decent Changes. Schulze zaaranzował prawdziwie (neo)klasyczną kompozycję na elektroniczną orkiestrę.

3. Percussion Planante. 25-minutowy finał albumu. Zapowiada się bardzo rytmicznie. Znowu mam poczucie jakbym wszedł gdzieś do środka utworu. Dzieje się tu bardzo dużo. Mnóstwo automatów perkusyjnych rytmu i różnych elektronicznych dodatków. Nie brakuje też przerywników - np. klawisze w 1.30. Po początkowym "solo" perkusyjnym, Schulze przechodzi do szalonej bajki snutej na syntezatorowych klawiszach. Bardziej szalona i zakręcona kompozycja od Decent Changes. Brzmi nieco podobnie ale to nie jest to samo. Szalony popis klawiszowy, sporo ręcznej roboty. Utwór może się wydawać monotonny i jednostajny. Jak dla mnie - jest słabszy od Decent Changes. Właśnie przez tą monotonię. Jest przydługi i zdecydowanie nudny. Schulze ciągnie go na siłę. Na końcu - kolejne "solo" perkusyjne.

We wspomnianej poprzedniej recenzji tego albumu oceniłem go bardzo negatywnie. Owszem, jest to album słabszy od Beyond Recall ale nie jest to kompletna porażka. Bardzo przeciętna płyta, 3 na 5. Może nawet 3- lub 2+. Czuć ewolucję brzmieniową Schulza (porównajcie sobie np. En=Trance z 1988 i ten album - dwie odmienne stylistyki) ale ten materiał jest taki bezpłciowy, nijaki. Jest rytm ale co z tego? Można posłuchać raz na jakiś czas. W sumie, niewiele lepiej oceniłem ten album niż za pierwszym razem.

Edit: zapomniałem wcześniej dodać filmu z całą płytą :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz